Felietony

Jak wszyscy doskonale wiedzą, powierzchowna uprzejmość i życzliwość Amerykanów jest wpisana w ich osobowość, a częścią składową ich DNA jest serdeczność, grzeczność i uczynność. Wielokrotnie bywając w różnych częściach Ameryki, na własnej skórze doświadczałam słynnego „how are you” od wszystkich naokoło. Przekonałam się, że w odpowiedzi nie powinno się wymieniać litanii nieszczęść i problemów, które nas ostatnio spotkały. Jedyną właściwą reakcją na „how are you” lub mniej formalne „how is it going”, jest entuzjastyczny okrzyk – „I’m great, how are you!?”. Przyzwyczaiłam się też do witania nieznajomych na ulicy, zagadywania w sklepach, a po kilku latach w USA zostałam mistrzynią small talków – potrafię gadać o niczym przez dobre 15 minut. Tylko uwaga:  „How are you”, a nie: „How do you do”! Nikt, poza Anglikami z podręcznika „Oxford for dummies” nie mówi „How do you do”, pamiętajcie!

Tak w przekroju wygląda uśredniona kwestia uprzejmości wszystkich Amerykanów.

Kiedy skupimy się na Midweście, a szczególnie na Minnesocie, zauważymy, że rodowici mieszkańcy Minnesoty znacznie zawyżają ten poziom i jeśli chodzi o grzeczność, nie mają sobie równych. Uprzejmość Minnesotczyków wyśrubowała na taki poziom, że ukuto dla niej specjalną nazwę – Minnesota Nice. Jest to kolejny bardzo prawdziwy stereotyp. O tym właśnie zjawisku chcę napisać, bo dla przeciętnego, powściągliwego mieszkańca Europy mentalność Minnesotan najpierw bywa niemożliwa do pojęcia, a potem może być trudna do zniesienia. Niech więc ten artykuł będzie przewodnikiem dla każdego, kto chce odwiedzić moją krainę 10 tysięcy jezior i nie wyjść na ostatniego gbura! 

Kiedy przybywa się do Minnesoty,

warto do codziennego słownika wprowadzić kilka przydatnych słów i zwrotów i się do nich przyzwyczaić, gdyż będą one używane codziennie, wiele razy dziennie. Są to: „proszę przodem”, „przepraszam”, „bardzo przepraszam”, „ależ proszę”, „nic się nie stało”, „jak mogę pomóc” oraz „nalegam”. Do tego zestawu należy dodać uśmiech, który musi być przyklejony do naszych twarzy przez cały czas, kiedy nie śpimy. Uśmiechamy się nawet wtedy, kiedy sąsiad porysuje nam przez przypadek samochód swoją kosiarką. Na wszelki wypadek oprócz standardowego: ależ nic się nie stało, gorąco sąsiada za to przepraszamy.

Moje pierwsze miesiące w Minnesocie

obfitowały w przeróżne zdarzenia i sytuacje, kiedy wyraźnie czułam, jak bardzo odstaję kulturowo i mentalnościowo od otwartych i serdecznych Minnesotczyków. Pamiętam, kiedy pierwszej zimy pędziłam po autostradzie, na zewnątrz było -30 C, a kobieta w sąsiednim aucie zawzięcie gestykulowała i coś do mnie przez szybę krzyczała. Kiedy stanęłyśmy na światłach, gestem poprosiła, abym otworzyła okno. Byłam pewna, że nie mam świateł, zajechałam jej drogę albo mi pękła opona. Kiedy uchyliłam okno, pani radośnie wrzasnęła: Ou maj gad! Kocham twoją szminkę! Ja wtedy, zamiast odwdzięczyć się i powiedzieć jej jakiś równie wyszukany komplement, odparłam: Yyyghyy, zamknęłam okno i odjechałam z lekkim zdziwieniem na twarzy. Teraz postąpiłabym zupełnie inaczej, z entuzjazmem wykrzyknęłabym, że ona ma piękny naszyjnik i przesłałabym jej całusa.

Kiedy na moim osiedlu wybudowano pierwsze rondo, to była klasyczna komedia, wszyscy, ale to wszyscy wjeżdżali na rondo i zatrzymywali się, aby wpuścić włączających się do ruchu. Rondo się momentalnie korkowało, a kierowcy uprzejmie gestykulowali: Ależ proszę, pan przodem, nie, nie, proszę bardzo, niech pan jedzie. W końcu na rondzie postawiono radiowóz i szeryfa, który musiał kierować ruchem, dopóki wszyscy sąsiedzi nie nauczyli się, że na rondzie zapominamy o uprzejmościach i jedziemy, a za bycie uprzejmym można dostać mandat! 

Teraz po latach życia tutaj już mnie nie dziwi,

kiedy w zimie wyglądam rano przez okno, a tam sąsiad ze swoją śnieżną machiną odśnieża mi podjazd, a następnie łapie za łopatę, aby wykopać mi przejście do drzwi. Nauczyłam się też, że w zamian za to mój mąż w lecie skosi mu trawnik i ta wymiana uprzejmości będzie trwała, dopóki będziemy tu mieszkać, albo któreś z nas nie oszaleje. Minnesotczycy są niezwykle pomocni i uwielbiają się czuć potrzebni. Kiedy goszczę u siebie ludzi z Polski i ktoś nieopatrznie odezwie się po polsku w miejscu publicznym, od razu mamy wokół siebie załogę chętną do każdej możliwej pomocy – przy okazji dowiemy się, że pradziadek naszego pomagającego przyjechał z Polski i ulubionym słówkiem całej rodziny jest „dupa”.

Kolejnym zaskoczeniem była dla mnie reguła „don’t touch the last piece” – czyli „nie dotykaj ostatniego kawałka”, obowiązująca w restauracjach. Kiedy grupa przyjaciół biesiaduje razem, najczęściej przed daniem głównym zamawia się kilka przystawek, aby można się było nimi podzielić. Dopiero po jakimś czasie dowiedziałam się, że ostatni kawałek pozostający na talerzu jest nietykalny. Powinniśmy uprzejmie zaoferować ten ostatni kęs jedzenia reszcie towarzystwa, a ci powinni odmówić i powiedzieć: Ależ nie, to dla ciebie. W rezultacie tych ostatnich kęsów nikt nie je i obsługa zabiera talerze.

Kiedy przyjechałam do Minnesoty,

ta konieczność bycia w stanie ciągłej gotowości do uprzejmości była dla mnie niezwykle męcząca, a zachowania ludzi wokół mnie wydawały mi się sztuczne i nieco przerysowane. Dopiero po jakimś czasie stwierdziłam, że oni rzeczywiście tak mają! Nie ma co analizować, stresować się i się zastanawiać, a należy się dostosować w myśl zasady: kiedy weszłaś między wrony, musisz krakać tak jak one. Na pewno nie osiągnęłam mistrzostwa w byciu uprzejmą, ale jakoś łatwiej mi być radosną, wesołą i zadowoloną, kiedy wśród takich ludzi na co dzień żyję.

Wymaga to niewątpliwie przeorganizowania naszych przyzwyczajeń i obyczajów, osoby z Europy często mają trudność z adaptacją i dostosowaniem się do takiej otwartości i wylewności. Często Minnesota Nice przez Europejczyków jest uważana za nieco toksyczną cechę i niektórzy twierdzą, że za całą tą otoczką uprzejmości kryje się sporo fałszu. Ja jednak po spędzonych tu prawie dziesięciu latach nie mogłabym wymarzyć sobie lepszej społeczności do dobrego życia.

Dziękuję, że przeczytaliście, przepraszam, że się rozpisałam, życzę wam cudownego dnia i wspaniale było spotkać się z wami wirtualnie, jesteście świetnymi czytelnikami – już rozumiecie, o co chodzi z tą uprzejmością, co? 

Magda Campion

4.7 47 votes
Oceń artykuł
Subskrybuj
Powiadom o
guest
8 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
Awatar użytkownika
Sadeemka
1 rok temu

W uprzejmym świecie życie nie może być złe! Coś czuję że bym tam pasowała, z swoim wiecznym zachwytem nad wszystkim i wszystkimi wreszcie nikogo by nie dziwiły moje komentarze 🤣

Magdalena
Magdalena
1 rok temu

Bardzo ciekawy artykuł, czekam na kolejne 🙂 Przepraszam też bardzo ale to ja przez przypadek zaniżyłam ocenę, należy się oczywiście 5! Pozdrawiam!

Alina
Alina
1 rok temu

Ubawiłam się 😃 świetne spostrzeżenia ! Wyglada na to, ze Minnesota wyprzedza LA, a wydawało mi się, ze oszaleje wśród tutejszej uprzejmości 😉

Anna
Anna
1 rok temu

Fajnie oddałaś ducha tej uprzejmości. Myślę i czuję podobnie do ciebie. Od lat już ani mnie nie dziwi ani, ani nie krępuje, ani nie męczy uprzejmość, spontan i życzliwe uśmiechy na każdym kroku. Uwielbiam spontaniczne, entuzjastyczne komplementy, jak ten dotyczący twojej pomadki do ust. No przecież kobieta była pozytywnie niesamowita!!! Absolutnie uważam, że komplementy (nawet jeśli chodzi o drobiazgi) NIC NIE KOSZTUJĄ, a mogą pozytywnie odmienić komuś dzień. Bardzo lubię w Amerykanach ten luz = nieskrępowaną uprzejmość, szczodrość w pozytywnych komentarzach i rozdawanie uśmiechów. Sami kreujemy naszą rzeczywistośc. Mnie, taka amerykańska jak najbardziej odbowiada. Ściskam i serdecznie pozdrawiam.

Awatar użytkownika
Sylwia
1 rok temu

Bardzo ciekawy tekst! Aż nabrałam ochoty wybrać się w Twoje okolice!

Anna
Anna
1 rok temu

Artykul bardzo ciekawy – nie podoba mi sie jak napisalas, ze w czasie odwiedzin rodziny , ktos NIEOPATRZNIE odezwal sie po polsku …… to niby ze jak? Po polsku w Minesocie sie nie rozmawia? Pozdrawiam

Magda
Magda
1 rok temu
Odpowiedz  Anna

To tylko zabieg stylistyczny dla podkreślenia dramatyzmu sytuacji. Żart. Kiedy jesteśmy w polskim towarzystwie mówimy po polsku.

bogdan
bogdan
1 rok temu

mieszkalem w Minnesocie 20 lat !Minneapolis -,prowadzilem hotel w Beckenridge-polnoc MN, potwierdzam uprzejmosci ,moze mniej na NORT minneapolis !!! jednak mieszkac na prowincji ? pycha ! mowi sie tak czy lowisz , czy nie , to lodka pod domem musisi byc !!!pozdrawiam bogdan z KASZUB !!