Felietony

Miłość – tyle się o niej mówi. Nieustające źródło natchnienia dla artystów. Kwintesencja życia większości, bo jednak nie wszystkich, ludzi. Jak się kocha dookoła świata? Czy kultura, w której się wychowujemy ma wpływ na to, jak kochamy? Na to pytanie spróbują odpowiedzieć: Viola, Ewelina, Izabela, Sylwia, Hanka i Natalia.

Viola, Wielka Brytania My British Journey

W języku angielskim jest takie słowo – destiny, które w swobodnym tłumaczeniu oznacza przeznaczenie, dar ofiarowany nam przez los. Kiedy ponad trzynaście lat temu wchodziłam na pokład samolotu, nie myślałam nawet o tym, że ta podróż stanie się dla mnie najważniejszym etapem w życiu. Do Wielkiej Brytanii ciągnęła mnie ciekawość świata, własna potrzeba usamodzielnienia się i przeświadczenie, że oto robię coś bardzo ważnego dla siebie samej. Nie miałam oporów zostawić wygodną i ciepłą posadkę, grono znajomych i przyjaciół i oczywiście rodziców. Byłam w tym wszystkim nieco odważna i odrobinkę pozytywnie zwariowana. Wielką pomocą w tym względzie pewnie był fakt, że miałam na karku prawie 30 lat i nadal byłam singielką. Jakieś małe miłostki po drodze były za mną, jechałam zdobywać świat. Jak to w przypadku emigracji bywa, moje wyobrażenia szybko z ogromną siłą zderzyły się z rzeczywistością. Nie było już tak sielankowo, wręcz samotnie i ciężko. Pewnie po jakimś czasie spakowałabym manatki i poszła w siną dal, gdyby nie fakt, że na horyzoncie pokazał się On. Młodszy wiekiem ode mnie, ale zdecydowanie starszy w swojej postawie i sile ducha, a przede wszystkim doświadczeniu ciężkiej pracy. Nasze drogi skrzyżowały się na spotkaniu uczestników forum jednej z polskich grup dyskusyjnych w naszym mieście.

Co mi wtedy zaimponowało? Właśnie ta pracowitość, zdecydowanie w dążeniu do celu. Muszę przyznać, że sama zawsze nieco żyłam pod kloszem, taka bajka dla małej dziewczynki, bo jak się jest jedynaczką, to naprawdę życie płynie bardziej „z górki, niż pod górkę”. Z perspektywy czasu myślę, że znajomi nie dawali nam wtedy zbyt wiele szans. Nasz początek przypominał troszkę wakacyjną miłość, szaloną i na swój sposób ślepą. Pierwsza randka była spacerem wśród strug deszczu i w wielkiej wichurze w parku miejskim, do dziś się z tego śmiejemy. Pierwsza rozmowa w pubie przy kuflu piwa, ja chciałam być cool i na luzie, przecież oboje wolimy kawę od zimnego piwa. Same sprzeczności, ale nie liczyło się to co wokół nas, ważna była ta chwila, ten człowiek, my.

Nasze bycie razem stopniowo ewoluowało, budowaliśmy naszą przyjaźń i zaufanie do siebie. Do dziś wiem, że wiele osób patrząc na nas z boku, pomyśli: „Jak  im się udało?”. Tak wiele sprzeczności, ja na swój sposób nieco chaotyczna i zwariowana, Kris poukładany i niemal do bólu systematyczny w działaniu jak tabelki w Excelu. Do tego oboje będąc z dwóch krańców Polski, spotkaliśmy się właśnie w Wielkiej Brytanii. A jednak! Połączyły nas sprzeczności i wzajemny szacunek do siebie, fascynacja tą odmiennością, to jak każdy z nas postrzega świat. Nie zawsze było łatwo, ale nauczyliśmy się siebie od początku. Do tego doszły wspólne pasje: fotografia, podróże, turystyka piesza. 6 sierpnia 2011 roku odbył się nasz ślub, jesteśmy kochającym się małżeństwem od siedmiu lat. Jak każda para, mamy swoje chwile szczęścia i radości, momenty kryzysu i płaczu, ale idziemy do przodu, wspieramy się wzajemnie. Jesteśmy przekonani, że małżeństwo jeszcze bardziej pogłębiło naszą miłość, dodaje nam skrzydeł i pozwala iść do przodu nawet, gdy w oczy czasem wieje wiatr.

Ewelina, Chorwacja / Fp

Miłość miłości nie jest równa. Każda z nas może kochać i być kochana w zupełnie inny sposób. Ile związków na świecie, tyle różnych miłości. Lubimy kochać i być obdarowywane siłą miłości.
Jestem w stałym związku z Chorwatem. Nasze uczucie trwa już ponad dziesięć lat. To nie była miłość od pierwszego wejrzenia, tylko stopniowe poznawanie się i zakochiwanie w sobie. Czy Chorwat kocha inaczej niż Polak? Myślę, że nie ma tutaj reguły, bo to zależy od człowieka i jego charakteru.

Wbrew pozorom, pomimo że Chorwaci są głośni, nie kryją swoich uczuć tylko od razu „wykładają kawę na ławę”, to jego miłość do mnie jest spokojna, sielankowa, bez żadnych kłótni i spięć. Ale to wcale nie oznacza, że jest nudna, co to, to nie! W naszym związku nie ma mowy o nudzie! Jak jeszcze kocha Chorwat? W moim przypadku czule, opiekuńczo i z wielkim oddaniem. Dba o związek, o swoją kobietę, potrafi robić miłe niespodzianki. Zaprosić do kina, zabrać na wycieczkę czy przybiec z bukietem polnych kwiatów (oczywiście osobiście zerwanych).

Co lubię w jego miłości najbardziej? To, że o poranku, kiedy jeszcze smacznie śpię, przytula mnie z całych sił i mówi, że mnie kocha, że jestem najwspanialsza, najpiękniejsza i że beze mnie byłoby mu strasznie smutno. Są to dla mnie najpiękniejsze początki każdego dnia. Lubię też, kiedy przedstawiając mnie nowym osobom, mówi „to moja druga, lepsza połówka”. W jego miłości lubię też to, że zawsze stoi za mną murem i kiedy tylko tego potrzebuję, wspiera mnie dobrym słowem. Podsumowując, mogę powiedzieć, że Chorwat kocha całym sercem!

A tak w ogóle, to powiem wam, że mój mężczyzna jest najcudowniejszy na świecie!

Izabela, Francja / Polka w Lyonie

Typowy Francuz – ciemnowłosy, szczupły, elegancko ubrany, wypsikany drogimi perfumami, z bagietką i butelką wina pod pachą i berecie na głowie. Romantyczny, zarozumiały, tajemniczy i uważany za jednego z najlepszych kochanków na świecie. Swoją kobietę zaprasza do najlepszej restauracji, gdzie podawane są ślimaki, żabie udka i najlepsze wina.

Jak wygląda rzeczywistość? Ja mojego męża Francuza poznałam w 2012 roku w Polsce, a dokładniej w Poznaniu. Z wyglądu nietrudno było domyślić się skąd pochodzi – ciemne, gęste, kręcone włosy, niebieskie oczy i szczupła budowa ciała. Początkowo wydawał mi się tajemniczy i nieśmiały – jak się później okazało większość Francuzów na pierwszy rzut oka sprawia wrażenie zamkniętych w sobie i otwierają się dopiero, kiedy dobrze czują się w towarzystwie nowo poznanych osób. I tak było też w przypadku mojego męża – dopiero później, kiedy zaczęłam go lepiej poznawać, zdałam sobie sprawę, że jest osobą bardzo otwartą, z którą można porozmawiać na każdy temat. Jest też osobą niezwykle czułą i cierpliwą, chociaż życie z charakterną Polką do łatwych nie należy. Od drogich restauracji woli spędzanie wieczorów w domowym zaciszu. Lubi wina, ale za serami, ślimakami i małżami nie przepada.

Sylwia, Norwegia

Nigdy nie byłam przesadnie romantyczna, nie wzruszały mnie ckliwe miłosne historie, nie płakałam na żadnym filmie, w związku z tym nie wymagałam od żadnego z moich partnerów bycia przesadnie uczuciowym. Mój obraz postrzegania miłości nieco się zmienił, kiedy poznałam mojego męża. Nagle okazało się, że jest na tym świecie ktoś, kto jest mniej cukierkowy niż ja.

To mój facet – Pakistańczyk.

Dowiedziałam się, że uczuć nie okazuje się publicznie, nie wolno nawet cmoknąć drugiej osoby w policzek, przytulanie także nie jest mile widziane, o trzymaniu za rękę już nie wspomnę. Za to mężczyźnie wolno dotykać osobnika tej samej płci, wolno pocałować na powitanie oraz można go obejmować podczas rozmowy.  Okazywanie emocji wszelkiego rodzaju musi odbywać się w domowych pieleszach. Dawanie kwiatów nie ma sensu, bo one w końcu zwiędną. Nie ma potrzeby mówienia o emocjach, bo jeśli zostałam wybrana na żonę, to już na zawsze powinnam zapamiętać, że jestem kochana i nie trzeba o tym bez przerwy przypominać. Według mojego męża powinnam wiedzieć, jaki jest stan naszej miłości. Nie musi być poparta wyznaniami, sygnałami, domysłami czy chociażby znakami.

W jego pakistańskim zwyczaju leży przekonanie, że raz zawarty związek będzie trwał do samego końca, nawet jeśli małżonkowie nie za bardzo dbają o łączące ich więzy. Coś na zasadzie perpetuum mobile.

Z trudem mówi o uczuciach. Zachowuje się, jakby słowa przybierały postać ostrzy i przy próbie wypowiedzenia potną mu gardło. Dlatego milczy. Wielu emocji nie potrafi nazwać. Pokracznie prawi komplementy, a jeśli już uda mu się je zgrabnie ulepić – należy zapamiętać ten dzień. Kolejna okazja nie nadejdzie zbyt szybko. Troskę zdarza mu się wyrazić poprzez krytykę. Jest typem osoby, która wyznaje miłość za pomocą fraz: „kocham cię jak kura ziarno” lub „potrzebuję cię jak susza deszczu”.

Po latach okazało się, że jeśli porównuję siebie do męża, staję się niepoprawną romantyczką. Zaczęłam się dziwić, jak można mieć tak chłodne serce. Docierały do mnie coraz to nowsze informacje, na przykład, że nietaktem bywa dyskutowanie o miłości cielesnej. W kulturze europejskiej ten temat już nie jest otoczony cenzurą. W Pakistanie wciąż trzeba zachowywać skromność i nie grzeszyć chociażby słowem. Niektórzy rozmawiają o potrzebach emocjonalnych i seksualnych, inni bawią się w zgadywanki, domysły lub czekają, aż zaproszenie do alkowy przyjdzie samo, skądś. Co kraj, to obyczaj.

Czasami wydaje mi się, że amor przebił pakistańskie serca na wskroś. Jego strzała wytworzyła ogromną dziurę, niczym lej po bombie, pozwalając żeby uczucia ulatniały się swobodnie i sukcesywnie. Ileż to razy słyszałam: „Twój mąż nie zachowuje się jakby cię kochał. Jakiś taki jest zimny, wygląda na wiecznie niezadowolonego. Ani Cię nie przytuli, nie powie nic miłego. Zachowuje się, jakbyście byli zwykłymi znajomymi”. Próbowałam stanąć z boku i popatrzeć na nas okiem osoby postronnej. Nie znając własnej relacji, pomyślałabym dokładnie to samo. Ba! Będąc w tej relacji, często nachodzą mnie takie myśli. Wtedy jest awantura i wykrzykiwane wyjaśnienia, że wcale tak nie jest. Dowiaduję się, że nie wstawia ze mną zdjęć na Facebooka, bo taka jest jego kultura. Kiedy odbijam piłeczkę, wspominając jego kolegów i ich zasypane zdjęciami żon „fejsbuki”, szybko odpowiada, że w jego rodzinie się tak nie robi. Tam żadna kobieta nie publikuje wizerunku w Internecie, a nawet nie posiada własnego konta na popularnych komunikatorach. Do kontaktowania się z innymi wykorzystuje profil męża lub braci. Mówi, że to nie wypada być zalotnie miłym, nawet w małym gronie najbliższych, że to brak szacunku, że nie potrafi pierdzieć serduszkami i skakać z radości. Poza tym nie rozumie potrzeby upubliczniania miłości. A ja się zastanawiam, czy kultura obdarła go z umiejętności kochania w pełni, czy może taki już jest i kocha po swojemu.

Hanka, Benin / Hanka Saqib

Co kształtuje sposób, w jaki kochamy? W jakim stopniu podejście do miłości jest uwarunkowane przez kulturę naszego kraju? Rodziców? Osobowość? Doświadczenia życiowe?

Zanim się spotkaliśmy, myślałam, że tak piękną i absolutną miłość przeżywają tylko kochankowie na kartach literatury. Saqib jest moim mężem i przyjacielem. Kimś, na kim mogę niezawodnie polegać w każdej sytuacji. Kocha mnie taką, jaką jestem. Nie próbuje zmieniać. Czy gdyby nie był Pakistańczykiem, kochałby mnie inaczej?

W Indiach i Pakistanie panuje szeroko rozpowszechniony kult miłości romantycznej, co najlepiej obrazują produkcje Bollywoodu. Prawdopodobnie ogromne zainteresowanie tą tematyką wynika po części z tego, że w Pakistanie aranżowane związki nadal stanowią normę. Jeśli jednak uda się wywalczyć przyzwolenie rodziny na małżeństwo z miłości, związkowi takiemu nie grozi spowszednienie. Przeciwnie. Z czasem szlachetnieje, jak wino (lub ryż w Pakistanie). My też przez pierwsze trzy lata musieliśmy stawić czoła takim przeciwnościom, dlatego od dziewięciu lat każdy razem spędzony dzień traktujemy z radosną wdzięcznością. Nie potrzebujemy specjalnych okazji, żeby świętować naszą miłość, zwłaszcza, że Saqib jest mistrzem w przygotowywaniu niespodzianek.

Mój mąż wychował się w wielopokoleniowym domu, gdzie oprócz jego rodziców i dziadków, pod jednym dachem mieszkali także wuj i ciotka. Dorastanie w takich warunkach pomogło mu wykształcić nawyk przedkładania potrzeb innych ponad własne. Ale jego empatia i opiekuńczość równie dobrze mogą być spowodowane tym, że Saqib jest zodiakalną rybą.

Nasza miłość nie jest zaborcza. Kiedy zaczynałam kontrakt w Arabii Saudyjskiej, Saqib nie mógł od razu ze mną pojechać. Ze względu na surowe przepisy wizowe, dołączył do mnie dopiero po pięciu miesiącach. Skoro nie mógł mi towarzyszyć, na odległość pomagał mi zadomowić się w nowym kraju. W Internecie znalazł namiary na Polaka, który pracował jako nauczyciel angielskiego w tym samym mieście co ja. Dzięki Saqibowi poznałam więc jednego z pierwszych znajomych w Arabii.

Czy Saqib jest typowym Pakistańczykiem? Ja typową Polką? Nie wiem. Nie sądzę, że nasze narodowości mają jakikolwiek wpływ na nasz związek. Wierzę, że miłość to porozumienie dusz, które sięga znacznie głębiej, niż sztuczne i powierzchowne podziały wytworzone przez ludzi.

Natalia, Chiny / Biały Mały Tajfun

Trzydziestego pierwszego grudnia 2010 roku wsiadłam w samolot z Kunmingu do Szanghaju. Leciałam świętować nadejście „zachodniego” Nowego Roku z Koreańczykiem, Tajwańczykiem, Hongkończykiem i kilkoma Chińczykami w maleńkiej knajpie, która nigdy nie bywa zatłoczona. Gdyby oni mnie nie przygarnęli, byłabym w ten wieczór całkiem sama, w nieogrzewanym akademiku pozbawionym ciepłej wody. Ale pewnie i tak zostałabym w Kunmingu, gdyby nie to, że do Szanghaju zaprosił mnie ten Koreańczyk, mój Starszy Braciszek, jeden z moich pierwszych azjatyckich przyjaciół. W jego towarzystwie zawsze czułam się zaopiekowana i lubiana. Dobrze spędzać z kimś takim Sylwestra.

Przez następny tydzień łaziliśmy, zwiedzaliśmy, objadaliśmy się chińskimi i koreańskimi pysznościami. No i na okrągło gadaliśmy „o życiu”. Zapamiętałam jedną rozmowę. Utkwiła w moim sercu jak cierń. Zeszliśmy na sprawy osobiste, wśród śmiechów i przekomarzania Braciszek zapytał, jak tam moje sprawy sercowe. Cóż, cały czas byliśmy w kontakcie, więc wiedział, że w międzyczasie przyplątywali się i odplątywali rozmaici faceci. Bawiła nas ich „jedność w różnorodności” – Tajwańczyk, Koreańczyk, Yi, Tujia, Chińczyk, Japończyk, Wietnamczyk – każdy z innej grupy etnicznej, ale przez ostatnich kilka lat sami Azjaci. W końcu jednak, po kilku głębszych, Braciszek stwierdził: “Źle robisz, szukając wśród Azjatów. My, owszem, lubimy egzotyczne dziewczyny, ale kiedy przychodzi czas ożenku, wybieramy kogoś z własnego kręgu kulturowego. Wiem, co mówię. Gdy byłem młody, miałem narzeczoną, Amerykankę. A jednak ożeniłem się z Tajwanką, bo bardziej nam było po drodze. Nie trać czasu, zegar biologiczny tyka, warto związać się z kimś, kto cię naprawdę zrozumie, a nie z kimś z drugiego końca świata”.

Powiedział mi to ktoś, kto mnie naprawdę lubił, szanował i chciał mojego dobra. I w dodatku – też Azjata. Czyli pewnie wie, co mówi. Jego słowa wracały do mnie po kolejnych nieudanych randkach, wbijając się coraz mocniej w duszę.

Naprawdę chciałabym, żeby poznał kiedyś mojego męża, który jest jednocześnie moim najlepszym przyjacielem, osobą, która w lot rozumie moje dowcipy i aluzje, który zna mnie i rozumie jak nikt na świecie. I który nawet nie marzył o kobiecie, która będzie tak go kochać i rozumieć jak ja. On wśród Chinek tak samo nie potrafił znaleźć bratniej duszy, jak ja wśród Polaków…

Zebrała i opracowała Mariola Cyra

0 0 votes
Oceń artykuł
Subskrybuj
Powiadom o
guest
6 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
Martyna
5 lat temu

Bardzo ciekawe zestawienie!
“Typowy Francuz”, czyli z opisu tak bardzo w moim typie 🙂 A jednak mój mąż jest Polakiem, za to szwagier- Francuzem 😀

Beata
5 lat temu

Piękne i ciekawe historie, czasami to różnice łączą ludzi 🙂 Pozdrawiam!

Viola/My British Journey

Jakie piękne są te nasze historie. Dla wszystkich dużo miłości życzę nie tylko z okazji dnia Walentego ?

Maria
Maria
5 lat temu

Mój mąż Pakistanczyk – Pasztun nie jest raczej typowym mężczyzną… przepełniony miłością i troską, nie bojacy się wypowiadać komplementów, doceniający pracę kobiety w domu,umie słuchać i rozmawiać, bardzo opanowany, zabawny i tolerancyjny , wdzięczny i ugodliwy… acz kolwiek ma zasady których lepiej nie łamać a rodzina to jego skarb którym się nie chwali i lepiej trzymać z dala przed obcymi…leniwy do prac domowych …Zawsze mamy o czym rozmawiać i nigdy nie nudzimy się że sobą…Ja jestem ogniem on moja wodą, uzupełniamy się od ponad 4rech lat. Jest moim drugim mężem i jest kilka lat młodszy choć różnica zaciera się i… Czytaj więcej »

Anka
Anka
5 lat temu

Piękne historie…
Oby każda miłość była taka dojrzała i świadoma.

Monika-BlogMama.pl
5 lat temu

Jak to mówią “Miłość nie zna granic” i to chyba w dosłownym tłumaczeniu. 😉