Emigracja

Zamknij oczy i wyobraź sobie idealny dzień. Budzą cię pierwsze promienie słońca wpadające przez odsłonięte okno. Przeciągasz się leniwie w pachnącej świeżością pościeli. Panującą ciszę zakłóca jedynie śpiew ptaków. Dzień zapowiada się idealnie. Najpierw śniadanie składające się z jeszcze gorących bułeczek, serów, jajek, sałatki z oliwą prosto od gospodarza, domowych dżemów, miodu…. Następnie spacer wąskimi uliczkami, wśród wielokolorowych kwiatów porastających stare, niemal dwustuletnie, kamienne budynki.

Kiedy temperatura wzrasta, kierujesz się na jedną z położonych nieopodal plaż, by się ochłodzić. Dziś decydujesz się na tę z miękkim, białym piaskiem, na której podziwiasz mieniący się drobinkami światła turkus i powiewające na delikatnym wietrze wielkie, zielone liście palm. Wieczorem wybierasz się do lokalnej meyhane (turecka tawerna), gdzie przy akompaniamencie piosenek o miłości delektujesz się smakiem pełnych zieleniny meze (przystawek), by przygotować żołądek na prawdziwą ucztę – zdecyduj tylko, czy dziś wolisz jagnięcinę czy rybę? W dobrym humorze, podekscytowana wizją kolejnego dnia, zasypiasz.

Brzmi bajkowo? A co, jeśli mogłabyś zamieszkać w takim miejscu na zawsze?

Mogę ci o tym opowiedzieć, bo od trzech lat to mój dom. Wraz z mężem prowadzimy mały hotel w miejscowości będącej od kilku ostatnich lat jednym z najbardziej luksusowych adresów w Turcji – Alaçatı. Nasze codzienne życie tu to jednak nie tylko plaża i palmy, a przede wszystkim praca. Dzięki niej spragnieni wypoczynku ludzie z całego świata mogą czuć się u nas komfortowo. 

Nasz dzień zaczyna się wcześnie, od przygotowania charakterystycznego dla tego regionu śniadania dla naszych gości. Oznacza to, że stół musi być nie tylko zastawiony w całości, ale też, że powinien być pełen zieleniny, oliwek i oliwy.

Sami wypiekamy też tureckie specjały, takie jak poğaça (rodzaj bułki) czy sigara boreği (cienkie paluszki z ciasta filo z białym serem w środku). Śniadanie trwa od 8:30 do 10:30. Do godziny 12:00 kończący wakacje goście opuszczają pokoje i zaczyna się sprzątanie. W sezonie pralki chodzą właściwie na okrągło do godziny 18:00. Po wysuszeniu wszystko trzeba jeszcze wyprasować.

Oczywiście nie dalibyśmy rady zrobić wszystkiego sami – moim zadaniem jest więc głównie dokładna kontrola. W natłoku pracy łatwo przeoczyć zakurzoną lampę czy niespraną plamkę na poszewce, a tu liczy się każdy detal.

Poza pokojami należy zadbać o ładny wygląd ulicy, podlać kwiaty, pozbierać pety. W międzyczasie do późnych godzin przyjeżdżają nowi goście, których meldujemy (w Turcji hotele mają obowiązek poinformować policję o każdej przebywającej w nich osobie, wraz z podaniem numeru pokoju). Do tego dochodzi wypisywanie faktur, uzupełnianie zeszytu dla urzędu skarbowego o wysokości pobieranych opłat oraz aktywna sprzedaż, czyli bieżące dopasowywanie cen do popytu, a także odbieranie telefonu z rezerwacjami przez 24 godziny na dobę.

Po południu u mnie dodatkowo zaczynają się lekcje – uczę przez internet Polaków języka tureckiego.

Gdzieś pomiędzy obowiązkami toczy się też nasze zwykłe życie – gotujemy obiad, robimy pranie, czasem sąsiad wpadnie na kawę, a jeśli do wieczora wszystkie pokoje się zapełnią, możemy iść na spacer. Jeśli nie, czekamy. Czasem ktoś przylatuje nocnym samolotem i wtedy nawet o 3 w nocy mąż wstaje, żeby przywitać nowego gościa. 

Praca w turystyce łączy się z byciem dostępnym całą dobę. Z przedkładaniem potrzeb turystów nad własne. Z oglądaniem plaży częściej na zdjęciu niż na własne oczy. Z byciem uśmiechniętym, nawet gdy padasz ze zmęczenia.

I choć może wydawać się to męczące, to jednak taka praca może też dawać wiele radości i ekscytacji. Poznajemy ludzi z całego świata i słuchamy ich ciekawych historii. A kiedy opuszczający nas po tygodniu gość dziękuje za cudowny wypoczynek, wiemy, że to, co robimy, ma sens.

Czy żal mi, że nie mogę być codziennie na plaży? Niespecjalnie. Być może dzięki temu za każdym razem, kiedy uda mi się tam dotrzeć, złoty piasek i turkus wody oszałamiają mnie tak samo mocno jak za pierwszym razem.

Cieszę się tym, co mam wokół siebie na co dzień – kolorowymi kwiatami bujnie obrastającymi pobliskie budynki, śpiewem ptaków do porannej kawy, przechadzającymi się rozgrzanymi ulicami kotami, wieczorną grą sąsiada na trąbce, ogromnym wyborem warzyw i owoców na cotygodniowym targu farmerów. Nie zapominajmy też, że sezon trwa zaledwie kilka miesięcy. Po intensywnym czasie przychodzi jesień a wraz z nią nasze życie przenosi się na farmę oliwek, gdzie tym razem to ja odpoczywam.

Magdalena Karhan

5 4 votes
Oceń artykuł
Subskrybuj
Powiadom o
guest
1 Komentarz
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
Aga
Aga
11 miesięcy temu

Fajny artykuł. choć trochę powierzchowny. Szkoda, że nie ma linku do opisanego hotelu/pensjonatu.