Bach, bach, bach… bach… bach, bach!
Strzały? Nie, to pewnie coś innego. Może ktoś zamontował coś dziwnego w swoim samochodzie? Tym odgłosom towarzyszył również charakterystyczny pisk opon. Albo ktoś przewoził coś ciężkiego i rozsypał… Dobra, to były strzały. Nie ma co się oszukiwać. Oswajam fakt, że trzysta metrów od mojego domu być może właśnie ktoś zginął. Za piętnaście trzecia, w poniedziałkowe popołudnie, na jednej z głównych ulic miasta.
Kontynuowałam przygotowywanie obiadu, starając się o tym nie myśleć. Życie toczyło się dalej, nie poszłam sprawdzić, co się stało. Do okna też nie podeszłam, ponieważ mój dom od ulicy, z której dobiegł odgłos, dzieli jeszcze jeden szereg zabudowań, blokujący mi widok. Byłam wdzięczna, że nie wracałam właśnie ze sklepu na rogu, a także, że uczennice pobliskiej szkoły dla dziewczyn będą przechodziły tamtędy grupką dopiero za pół godziny. Wdzięczna, że nie zachciało mi się spaceru ani spotkania z koleżanką, bo może właśnie bym się teraz znajdowała na tym samym skrzyżowaniu.
*
Od dzieciństwa marzyłam i zastanawiałam się, jak by to było mieszkać „gdzieś indziej”. Ciągnęło mnie do zagranicznych metropolii. Zachwycona krótkimi pobytami w Paryżu i Dublinie, jako nastolatka zdecydowałam, że życie „tam” jest tym, czego chcę. Że lepiej czuję się w obcym, nieznanym świecie niż w mieście, z którego pochodzę, a po którym mogłabym poruszać się z zamkniętymi oczami. Nie wiedziałam wtedy jednak, że chodzenie po zmroku gdzie nogi poniosą bez lęku nie wszędzie jest oczywiste. Ani że największe zbrodnie odbywają się w pewnych miejscach w słoneczne popołudnia, kiedy otacza nas wielu ludzi. Tuż obok nas.
Strzelaniny znałam zaledwie z filmów o gangsterach, ewentualnie o wściekłych amerykańskich farmerach. Nie kojarzyłam ich z Wielką Brytanią, z przeciętnymi, mało znaczącymi miastami na pograniczu z Manchesterem również nie. Sam Manchester zaś to moja wielka miłość od drugiego spotkania. Za pierwszym wydawał się zbyt zgniłozielony, wszak to jedno z najbardziej deszczowych miejsc w całym kraju. Zakochiwałam się w nim jednak każdym kolejnym razem od nowa – od wypadów nocnych na Curry Mile testując kolejne restauracje, przez podziwianie żydowskiego sąsiedztwa w drodze na ulubione latte w Tim Horton’s, spacery po ogromnym Heaton Parku, po wypady na przepyszne pączki Krispy Kreme czy spędzanie wolnego czasu, błąkając się po centrum miasta. Ma ono duszę, za którą wielokrotnie zatęsknisz. Sprawi, że powrócisz. Ma też jednak bardzo wiele za uszami.
*
Przejeżdżamy przez Salford, jedno z miast należacych do harbastwa metropolitalnego Wielki Manchester, w drodze do lekarza.. Widzimy maleńkie domki po drodze i żartujemy, że za ich cenę w naszym mieście, całe 10 minut odległości autostradą, kupilibyśmy willę.
– No tak, przecież to szlachetny Manchester – odpowiadam. – Mimo wszystko, ładne są. Okolica też.
– I równie niebezpieczna. Kiedy byłem nastolatkiem, niemal codziennie ktoś tu ginął postrzelony. Do dziś jest nieciekawie. – dodaje mąż.
– Na pobliskim Cheetham Hill średnio trzy razy w tygodniu jest napad. Znajomi boją się za każdym razem, gdy wychodzą z domu… – przypominam sobie.
Taka to uroda miasta, miejscami o wiele brzydsza niż widać na pierwszy rzut oka. Pamiętam jak po raz pierwszy podjechaliśmy na stadion piłkarski Manchester City. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom, że miejsce słynne dziś na cały świat, rzut beretem od centrum, jest otoczone obskurnymi budynkami i biedą. Okazało się, że mój ukochany Manchester jeszcze dużo przede mną ukrywa. I to starannie, bowiem z reguły sprawia wrażenie wiecznego placu budowy i zmian na lepsze.
Ta kultura pseudo-gangsterki niestety rozlewa się na okoliczne miasta i cierpimy z jej powodu również i my.
Zatem strzały za piętnaście trzecia nie szokują już aż tak bardzo, stają się częścią miejskiego życia. To nie tak, że nieustannie boimy się wyjść z domu, albo myślimy, że zginiemy. A jednak, jeśli się nad tym zastanowię, w przeciągu pięciu lat, odkąd tu mieszkam, pamiętam próbę porwania nastolatki na pobliskim przystanku autobusowym. O piątej po południu. Drogą plotek doszło do mnie, że były to porachunki za długi narkotykowe brata dziewczyny, ale cóż za różnica? Ja też mogłam być spokrewniona z kimś, kto komuś czymś zaszedł za skórę. Była też próba porwania dwie ulice dalej, kobieta ledwo uciekła, chcieli ją wciągnąć do samochodu. To samo skrzyżowanie zaliczyło strzelaninę również rok temu. W tegoroczną Bonfire Night oprócz fajerwerków padły i strzały, moment później słyszeliśmy helikoptery.
Pamiętam też filmy krążące po Internecie, w których lokalna młodzież tłukła się na kije baseballowe niedaleko uniwersytetu w jasny dzień.
W innej, oddalonej ode mnie części miasta, rozjeżdżali się nawzajem samochodami i biegali z piłami po stacji benzynowej. Nikt nie fatyguje się czekać do zmroku, bo i po co. Ja sama byłam z synem w pobliskim parku zeszłego maja i bardzo dziwny mężczyzna maszerował na ślepo w moim kierunku. Nie widziałam, by trzymał nóż czy broń, kieszenie zdawał się mieć puste. Do dziś nie wiem, czego chciał. Spojrzałam mu w oczy gotowa na najgorsze, kiedy był z dziesięć kroków ode mnie. Odwrócił się wtedy na pięcie i uciekł. Pięć sekund później nie było po nim śladu. Kiedy wspomniałam o tym rodzinie, usłyszałam: „Po co tam chodzisz? W tym parku zawsze się kręcą jakieś podejrzane typki. To już mogłaś iść do tego większego parku”.
Po pierwsze, była trzynasta, słoneczny dzień i niedzielne popołudnie. Po drugie, jasne, do tego większego. Tego, do którego rok temu z ośrodka uciekła psychopatka i zamordowała pięciolatkę na oczach rodziców. Wielkie dzięki. Zażartowałam ostatnio z przyjaciółką, że w moim poprzednim mieście było bezpieczniej, bo ludzie strzelali do siebie w sporej odległości od mojego miejsca zamieszkania i nikogo w to nie mieszali. Zrozumiałam po jej minie, że nie jest przekonana do pozytywnego wydźwięku tego stwierdzenia.
Dochodzę zatem do wniosku, że ludzie nieświadomi to ludzie szczęśliwi, nikt w tej okolicy nie jest normalny i ostatecznie toleruję dźwięk strzałów, jak gdyby był ptasim śpiewem, naturalnym. Takie są dziś przecież uroki życia w wielkich angielskich miastach.

Uczysz się czegoś? W takim razie naucz się, jak się uczyć. Poznaj proste techniki efektywnej nauki, które możesz wprowadzić w życie od zaraz i cieszyć się lepszymi wynikami, niezależnie od dziedziny nauki. Zapomnij o wkuwaniu, ucz się mądrze!
Ten ebook jest dla Ciebie, jeśli:
- masz dość wkuwania, po którym i tak niewiele pamiętasz,
- przytłacza cię ilość materiału, który musisz przyswoić na sprawdzian albo egzaminy,
- czujesz frustrację, bo od lat uczysz się języka obcego, a wciąż brakuje ci słów,
- poświęcasz na naukę mnóstwo czasu, ale wyniki Cię nie zadowalają,
- jesteś rodzicem, nauczycielem lub korepetytorem i nie wiesz, jak pomóc swoim podopiecznym czy uczniom w codziennej nauce.
Wszystkie techniki opisane w e-booku są oparte na badaniach i eksperymentach naukowych. Niektóre mogą być zastosowane nie tylko podczas nauki, ale także w codziennym życiu, do organizacji czasu czy pracy.
Salford to nie Manchester
Faktycznie, byłam przekonana, że to jego dzielnica, a to technicznie osobne miasto. Dzięki!