Felietonymedia społecznościowe

Od wczesnego południa dręczyło mnie to znajome uczucie wypełniające klatkę piersiową, tak dziwne i przyjemne zarazem. Zew duszy domagającej się odrobiny troski. Wiał chłodny jesienny wiatr pomimo ciepłego ogólnie dnia. Usiadłam na progu domu. Cisza. Odgłosy samochodów gdzieś w oddali. Nostalgia. Czas jak gdyby stanął w miejscu. Rozkoszowałam się wyborną czarną herbatą, zamknęłam oczy i oddychałam. Byłam wolna.

Nie gonił mnie milion spraw, odpuścił stres wcześniejszego zabiegania. Pomiędzy mną, a zasadzoną wczesnym latem miętą było tylko trochę betonu i odświeżający powiew wiatru. Chciałoby się, by ten lekki moment trwał wiecznie. Był niemal tak niewinny i spokojny jak letnie wieczory, a jednak miał w sobie nieco inną magię. Nadal ciepły, choć zwiastował zbliżający się grudzień. Zawsze potrafiłam wyczuć w powietrzu, że niedługo odwiedzi mnie zima. Może dlatego, że tak niesamowicie ją kocham, a może dlatego, że zawsze byłam wrażliwsza i bardziej wyczulona na pogodę i pory roku niż ludzie wokół mnie.

Mam do opowiedzenia tyle historii, a zima i wczesny zmrok im sprzyjają. Przez moment byłam tym samym dzieckiem, które spędziło cały okres dorastania w kontakcie z naturą. Przy niej mi najlepiej. Myślę, że fakt mieszkania w betonowej dżungli sprzyja niezmiennie powracającemu zwowi, uczuciu, że chciałabym być teraz wśród łąk i pól. Biegać z aparatem i rozkoszować się brakiem obowiązków. Na chwilę miałam dla siebie ten moment raz jeszcze, w tylnym zabetonowanym “ogrodzie”, przyozdobionym odrobiną roślin, których udało mi się nie uśmiercić. W takich momentach jestem w stanie połączyć się z samą sobą i zrelaksować. Odnaleźć się, zresetować. Czysta rozkosz.

Normalnie o tej porze, jak przykuta łańcuchem bez przerwy sprawdzałabym Facebook.

Dostałabym sto powiadomień, dwadzieścia wiadomości i dziesięć oznaczeń. Wyciszenie go nie pomagało, bo z ciekawości i tak bym zaglądała. Od grudnia go nie posiadam i jestem szczęśliwsza. Dla ludzi takich jak ja, którzy we wszystko co robią, wkładają całe serce, lepiej jest nauczyć się ograniczać media społecznościowe albo ich nie mieć. Facebook był dla mnie niczym toksyczne małżeństwo – nie dostrzegałam jego negatywnego wpływu na moje życie, dopóki go nie porzuciłam. 

Od tego momentu mam więcej czasu na relaks w najczystszej postaci, niemalże medytację – ja, cisza i zieleń. W przeciągu tych kilku miesięcy zrobiłam kurs dekoracji ciast, nauczyłam się je porządnie piec, rozwinęłam swoją pasję kulinarną, zabrałam się za robienie prawa jazdy i przeczytałam kilka niesamowitych książek. Napisałam wiele tekstów i zajęłam się każdym z moich projektów całkowicie i z należytym mu poświęceniem. Znalazłam mnóstwo czasu na hobby i dla siebie, ponieważ porzuciłam obsesyjne przeglądanie mediów społecznościowych. Bardzo odpoczęłam psychicznie, przestałam próbować ratować świat na wszelkich forach, pomagać każdemu z wszystkim, często kosztem siebie. Przestałam interesować się tym, co kto robi, co mówi, wdawać się w dyskusje prowadzące donikąd.

Media społecznościowe to dobra, przydatna rzecz, jeśli potrafimy jej użyć z dystansem. A jednak pytanie brzmi: czy potrafimy? Czy też przejęły nasze życie całkowicie i nas kontrolują? Na to pytanie każdy powinien odpowiedzieć indywidualnie. Niemniej, sztuką jest dziś być wystarczająco silnym, by kontrolować swój świat na tyle, by znaleźć czas. Taki prawdziwy i tylko dla siebie.

Sadeemka

5 4 votes
Oceń artykuł
Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze