Felietony

Maj jest miesiącem szczególnym. W powietrzu unosi się intensywny zapach kwitnącego bzu, barwy kolorowych kwiatów cieszą nasze oczy, a ciepły wiatr miło otula, to jak hołd dla Matki Natury. Ale nie tylko dla niej, bo maj to miesiąc, w którym w większości państw na świecie obchodzi się Dzień Matki. 

Historia tego wyjątkowego święta sięga czasów starożytnych Rzymu i Grecji, kiedy kultem otaczano matki-boginie. Były one symbolem płodności i urodzaju. Wraz z nadejściem chrześcijaństwa przestano celebrować innych bogów i święto to zostało zapomniane. Dopiero w XVII wieku w Anglii i Szkocji powstał nowy zwyczaj nazywany “niedzielą dla matki”. Był on obchodzony w czwartą niedzielę postu, kiedy to starsze dzieci wracały do swojego domu rodzinnego, by spędzić dzień w towarzystwie swoich mam i obdarować je kwiatami czy słodyczami. Nieco inaczej historia Dnia Matki rysowała się w Stanach Zjednoczonych. W 1858 roku Anna Maria Reeves Jarvis ogłosiła “dni matczynej pracy”, które miały przypominać o trudzie wychowania i poświęceniu matek dla swoich rodzin. Jednak dopiero jej córce – Ann Marie Jarvis udało się w 1905 roku ustanowić Dzień Matki. W kolejnych latach święto to stawało się coraz bardziej popularne i w 1914 roku zostało uznane przez prezydenta Wilsona oraz Kongres Stanów Zjednoczonych. Od tego momentu Dzień Matki jest w Stanach świętem narodowym. W Polsce zaś Dzień Matki obchodzony jest od 1914 roku. 

Z okazji święta wszystkich mam nasze Klubowiczki opowiedziały, jak wygląda macierzyństwo w ich krajach emigracji. 

 

JAPONIA – OKINAWA

Wiele osób uważa, że w Japonii nie miewa się dzieci lub jeśli już tylko jedno. Nie jest to zgodne z prawdą – pisze Nati, mama trójki dzieci mieszkająca na Okinawie w Japonii. Owszem, jest tu dużo par bezpłodnych, mniej tych, wybierających życie bez dzieci, a także cała plaga singli. Natomiast jeśli ktoś się już decyduje na dziecko, to często widzi się rodziny z trójką. Szczególnie na Okinawie, w najbiedniejszej prefekturze Japonii, dzieci jest naprawdę dużo. 

Większość moich znajomych ma po troje lub więcej dzieci, my z mężem chcemy mieć piątkę. Bycie mamą jest tu proste i przyjemne w porównaniu do wielu innych krajów, zaczynając już od samej ciąży i porodu. Doskonała opieka prenatalna, brak kolejek, czyste i wygodne szpitale z wspaniałym cateringiem i mili lekarze i pielęgniarki to tylko część długiej listy, która sprawia, że decyzja o macierzyństwie przychodzi mi tu z łatwością. Oczywiście wszystko jest za darmo, opłacane przez ubezpieczenie zdrowotne. Po porodzie mamy pozostają w szpitalu/klinice na około siedem dni, po cesarce na czternaście, mają tam lekcje z kąpania bobasa, przewijania i całodobową pomoc laktacyjną. Wiele kobiet ma problemy z laktacją z powodu niskiego BMI, ale ogólna tendencja jest w stronę karmienia piersią.

Większość japońskich mam wraca do domu rodzinnego na czas porodu i połogu, aby ich rodzice mogli się nimi zająć i pomóc z noworodkiem. W efekcie wielu ojców ma ograniczony kontakt z nowo narodzonym synkiem czy córką, ale nie jest to traktowane tutaj jako nic dziwnego. Przez około miesiąc mama żyje z rodzicami, śpi, gdy dziecko śpi i odpoczywa, ile może. Moja teściowa na czas połogu gotowała dla całej rodziny wszystkie posiłki. Dziecko jest tulone i noszone, kiedy tylko poprosi, karmi się też na żądanie. Co ciekawe, co-sleeping, czyli spanie razem z bobasem jest powszechnie praktykowane, w tradycyjnym japońskim domu cała rodzina spała razem na macie ułożonej na ziemi.

Na Okinawie rzadko kiedy widzę porządne wózki. Być może jest to spowodowane zbytnimi upałami, które uniemożliwiają spacery, ale wydaje mi się, że tutejsze mamy dużo bardziej wolą nosidła. W japońskim języku są nawet dwa osobne słowa: dakko (czyli nosić z przodu) i ombu (nosić na plecach). W każdym supermarkecie, banku czy urzędzie znajdziecie przystosowane dla mam toalety (ze specjalnymi siodełkami dla bobasków i przewijakami) a często także i osobne pokoje do karmienia. 

Dzieci są z opiekunami bez przerwy, ale nie okazuje im się może tyle czułości jak w Polsce. Gdy w przedszkolu proszę moje dziewczynki o buziaka, to inne dzieci patrzą na nas jak na kosmitów. Nie widziałam wiele rodziców przytulających swoje dzieciaczki przy innych, Japończycy nie mówią też głośno, że kochają swoje wspaniałe berbecie. Pozwala się małym dzieciom na bardzo wiele, mogą biegać i skakać i być głośno, aż do pójścia do szkoły, gdy nagle wymaga się od nich dużej samodzielności – dzieci same chodzą do szkoły, niezależnie od odległości i ilości samochodów, mają nosić plecaki same i same mają pamiętać o swoich szkolnych przyborach. 

Japonia wydaje się dziwnym krajem na wychowywanie dzieci, ja jednak odnalazłam się tu bardzo dobrze. Trzeba mieć trochę tupetu i umieć robić niektóre rzeczy po swojemu, ale jest bezpiecznie i czysto, a Okinawiańczycy bardzo dzieci lubią. Wychowywanie maluszków jest miłe i proste, ale ta trudniejsza część, czyli nawigowanie po realiach szkolnych, problemy z gnębieniem i surowością nauczycieli jeszcze przede mną. 

 

TURCJA

Tureckie społeczeństwo jest tak różnorodne, że trudno napisać na temat tutejszych zwyczajów coś, co nie będzie generalizacją. Często w obrębie jednej dzielnicy mieszkają elity wzorujące się na Zachodzie i rodziny zamknięte na nowości, zapatrzone w lokalne tradycje. Jeśli więc mam opisać krótko macierzyństwo w Turcji, będzie to z konieczności obraz niepełny, opierający się na moich własnych doświadczeniach i obserwacjach – mówi Gosia, mama z Turcji. 

To, co jest bardzo wyraźne to stawianie kolektywizmu ponad indywidualizm. Każdy jest przede wszystkim częścią społeczeństwa i jako taki właściwie nigdy nie jest po prostu sobą, ale określają go pełnione role. Dzięki temu matki otaczane są siecią wsparcia rodziny i przyjaciół, a bycie samej podczas połogu jest wręcz nie do wyobrażenia. Matka to osoba zwykle bardzo bliska i szanowana przez dorastające i dorosłe dzieci, ale jednocześnie macierzyństwo uważane jest za tak oczywisty wybór życiowy, że młoda matka może poczuć się niedoceniona przez otoczenie, a jej problemy lekceważone. Zaraz po ślubie będzie wielokrotnie pytana „kiedy dziecko?”, gdy urodzi jedno będzie pytana o drugie, a potem i o trzecie… Tak jakby rodziła dzieci nie dla siebie, a dla społeczeństwa.

Wiąże się z tym powszechny sposób myślenia „wszystkie dzieci nasze są”, co ma plusy i minusy. Z jednej strony wszyscy chętnie zaopiekują się nawet nieznajomym dzieckiem czy też chociaż przez chwilę, na przykład w kolejce sklepowej, spróbują je rozbawić, a z drugiej strony – będą czuć się w obowiązku udzielać porad i uwag dotyczących wychowania. Mimo wszystko wydaje mi się, że presja spoczywająca na matkach nie jest tu tak silna jak w zachodnich społeczeństwach. Nikt nie pyta mnie czy gotuję dla dziecka organiczne obiadki ani czy chronię je przed zgubnym wpływem ekranów. Dzieci zresztą w sposób naturalny uczestniczą w każdym aspekcie życia rodziny. Siedzą z rodzicami do późna przed telewizorem i są zabierane na zakupy, na ploteczki czy do kawiarni, gdzie wędrują z rąk do rąk. Plusem jest to, że cały obowiązek opieki nie spoczywa na matkach, a inni członkowie rodziny od początku uczą się odpowiednich zachowań i nawet młodzi chłopacy to całkiem dobrzy opiekunowie młodszego rodzeństwa i kuzynostwa. Na dodatek wydaje się, że wszyscy Turcy za dziećmi przepadają! Do mojego synka co rusz ktoś miło zagaduje, a gdyby nie wirus na pewno byłby co chwilę głaskany i całowany nawet przez obcych na ulicy.

Przy całej tej otwartości i życzliwości zadziwia mnie, jak poważnie podchodzi się do zwyczajów chroniących przed zauroczeniem czy zawistnym „złym okiem”. Przez 40 dni po porodzie matka z noworodkiem nie powinna wychodzić z domu ani pokazywać twarzy dziecka w mediach społecznościowych. Jako amulet używa się koralików nazar boncuğu zwanych u nas „oko proroka”, a do dziecka nie mówi miłych rzeczy, tylko na odwrót, na przykład „aleś ty brzydki”, aby nie zauroczyć!

 

CHINY 

Nigdy nie byłam matką w Polsce, więc tak naprawdę trudno mi porównać macierzyństwo w dwóch krajach – mówi Natalia, mama z Chin. A jednak – można zwrócić uwagę na pewne bardzo wyraźne różnice, które zaczynają się już na etapie ciąży, a później tylko się pogłębiają. Swego czasu były dla mnie tak interesujące, że trafiwszy na dowolne stwierdzenie typu „w ciąży trzeba”, „z dzieckiem nie wolno” i tak dalej, od razu rzucałam się do wyszukiwania informacji, czy we wszystkich krajach zalecenia są takie same. Oczywiście nie były.

Zacznijmy od tego, że ciężarne w Chinach nie sypiają z mężami. Nie wolno im też jeść migdałów, które jednakowoż są zalecane przez lekarzy w Polsce. Całą ciążę musiałam walczyć z moją chińską rodziną, która „wiedziała lepiej”. Nie inaczej było po urodzeniu dziecka. Począwszy od tego, jak, gdzie i kiedy karmić dziecko przez pierwsze pół roku, poprzez to, jak należy je ubierać, aż po dosłownie każdy drobiazg dotyczący higieny czy wychowania – niemal codziennie słyszałam, że coś robię nie tak. Chustowałam dziecko – musi mieć nóżki razem, inaczej będą krzywe! Karmiłam wyłącznie własnym mlekiem mniej więcej do szóstego miesiąca życia córeczki – od trzeciego miesiąca dziecko może jeść mięso! Codziennie kąpałam – wystarczy raz na tydzień!

Nie poddałam się, walczyłam o prawo do bycia taką matką, jaką chcę być. Co nie znaczy, że nie nauczyłam się niczego od chińskich matek! Po pierwsze: dla nich bardzo ważne jest prawo do własnego czasu, odpoczynku itd. Często cały połóg spędzają pod okiem opiekunek, które wstają w nocy do dziecka, gotują pożywne posiłki i po prostu są, żeby cię odciążyć. Ja wprawdzie takiej opiekunki nie miałam, ale szybko nauczyłam męża wstawać w nocy do dziecka (do dziś to on się budzi, jeśli nasza córka płacze, a ma ona już pięć lat!). Po drugie: odkryłam, że polskie rozszerzanie diety będzie w moim mieście niemożliwe, bo po prostu części produktów spożywczych nie ma – więc rozszerzałam dietę w zgodzie z chińskimi bądź amerykańskimi zaleceniami. Po trzecie: w końcu… wyluzowałam. Tak, chińskie matki wszystko robią inaczej. Tak, ich dzieci również żyją i mają się dobrze. Już nie walczę. Robię po swojemu… ale pilnie obserwuję. A nuż ktoś tutaj robi coś, co i mnie mogłoby się przydać czy spodobać?

 

WYSPY OWCZE

Po stoczonej kolejnej walce o to, żeby małą położyć spać o jakiejś ludzkiej godzinie, zastanawiam się, czy to akurat na to się pisałam? Czy to na pewno tak miało wyglądać? Miało być spanie od dziewiętnastej do siódmej rano, wspólne zabawy, czytanie książeczek, wszystko według ustalonego schematu, według wypracowanej rutyny, o której lekarze, specjaliści i inne matki trąbią dookoła. A mała chce tylko stać na nogach, w ogóle nie usiedzi – wszystko zupełnie na opak. Czym jest zatem dla mnie macierzyństwo? Przede wszystkim to nie lada gratka. I nie mam tu na myśli samego kładzenia dziecka spać, ponieważ taka sytuacja nie zdarza się codziennie, a zależy od dnia, nastroju czy też od samego dziecka. Dla mnie macierzyństwo to bliskość, możliwość utulenia maleństwa w swoich ramionach, patrzenie na to, jak się rozwija i codzienne uśmiechy. To uczucie stworzenia i wydania na świat młodego człowieka oraz możliwość jego kształtowania według swoich możliwości – pisze Agnieszka, mama z Wysp Owczych.

Bardzo długo zastanawiałam się, czy w ogóle chcę mieć dzieci. Czy warto sprowadzać je na ten świat. Wcześniej też nie spotkałam odpowiedniego partnera, którego uważałabym za materiał ojcowski i w sumie nie było czasu na dzieci. Bo na dzieci tak naprawdę nigdy nie ma odpowiedniego czasu, ale zawsze znajdą się jakieś wymówki. A to trzeba skończyć studia, a to nie ma dobrej pracy, a to mieszkanie jest za małe. Dopiero kiedy poznałam tatę mojej córki, wiedziałam, że to jest to uczucie oraz czas na to, aby mieć i przede wszystkim chcieć dziecko. Mam 37 lat i jestem mamą ośmiomiesięcznej dziewczynki. We trójkę mieszkamy w domku na Wyspach Owczych. Myślę, że wychowywanie dziecka w kraju, jakim są Wyspy Owcze, nie może być jakimś super trudnym zadaniem – w końcu tyle kobiet na świecie sobie radzi. Jak się okazuje, nie jest to też wcale zajęcie łatwe. Zauważam jednak wiele zalet, ale i wad wychowywania dziecka w małym kraju.

Wspomnianą wcześniej bliskość i czas, który mogę poświęcić mojemu dziecku, spędzać z nią całe dnie na zabawie, grach i czytaniu książeczek, umożliwia mi wcześniej wypracowane prawo do skorzystania z urlopu macierzyńskiego. Na Wyspach Owczych jednym z największych plusów jest długość urlopu rodzicielskiego i wysokość tego świadczenia, która jest średnią z ostatnich 12 miesięcy poprzedzających narodziny dziecka. Obecnie urlop ten na Wyspach Owczych trwa 52 tygodnie i rodzice dzielą ten czas między sobą. To pozwala nam być z naszym dzieckiem przez prawie cały rok, do czasu kiedy zacznie uczęszczać do żłobka. Plusem jest także to, że w zasadzie każde dziecko, które zostanie tutaj zgłoszone do żłobka, zostanie do niego przyjęte. Zaletą jest również bezpłatna służba zdrowia i opieka w trakcie ciąży i pierwszych latach życia dziecka. Oczywiście cieszę, że moja mała jest zdrowa i nie wymaga specjalistycznej opieki, bo po taką musielibyśmy pewnie latać do Danii.

Nieodzownym dla mnie plusem wychowywania dziecka na Wyspach Owczych jest szeroko rozumiany spokój, bezpieczeństwo oraz bliskość natury. Z okna kuchni i jadalni widzę fiord, a po jego drugiej stronie góry. Obecnie są one pokryte śniegiem, gdyż przed dwoma dniami zawitała do nas ponownie zima. Dzieci w wieku szkolnym, ba, nawet najmłodsze maluchy z przedszkoli i żłobków wychodzą w zasadzie codziennie na spacery. Brzdące, które nie potrafią jeszcze chodzić, wożone są w specjalnych wózkach spacerowych.

Coraz częściej zastanawiam się, jak to będzie, kiedy mała zacznie chodzić do żłobka, jak ja sobie z tym poradzę? Przecież ona jest jeszcze taka malutka i tak bardzo od nas zależna. Zdaję sobie jednak sprawę, że pewnego dnia to ona chwyci mnie za rękę i wspólnie będziemy odkrywać świat. Bo przecież jest co zwiedzać i odkrywać, wystarczy przejść na drugą stronę ulicy.

Ogromnym natomiast minusem na Wyspach Owczych, i to nie tylko w kwestii wychowywania dzieci, ale ogólnym, są bardzo wysokie ceny. Brak tutaj znanych sieciówek, w których można przystępnie kupić ubranka dla dzieci. Ceny wyposażenia dziecka do żłobka lub szkoły czy umeblowanie pokoju dziecięcego nieraz dwukrotnie przewyższają kwoty wydawane w innych krajach. Jak widać ów spokój i bliskość natury mają swoją cenę. Nie wspomnę już o niewielkim wyborze produktów dla najmłodszych. Kiedy w Polsce półki uginają się od słoiczków z obiadkami, tu mam zaledwie trzy rodzaje do wyboru. Mimo tych utrudnień, Wyspy Owcze mają jedną z najwyższych średnich urodzeniowych – na kobietę przypada 2,6 dziecka. 

Na koniec zostawiłam minus, który jest minusem tylko z mojego punktu widzenia, z racji wybranego przeze mnie miejsce zamieszkania. Wadą tą jest brak bliskich, którzy mogliby brać czynny udział w życiu i wychowywaniu dziecka oraz pomagać w opiece. Moi rodzice mieszkają w Polsce, a rodzice mojego nie-męża mieszkają na sąsiedniej wyspie i są nadal aktywni zawodowo. I mimo to, że nasze kontakty są serdeczne, to są one raczej dostosowane do wolnych weekendów babci i dziadka, które to niekoniecznie pokrywają się z naszymi.

Czasami zatapiam się w myślach i zastanawiam, czy jestem dobrym materiałem na matkę. Czy to na pewno był dobry pomysł, aby wydać na świat człowieka w tak późnym wieku. Czy mam wszelkie możliwości, aby umożliwić jej dobry rozwój oraz odpowiedni start w życie. Ale przychodzą chwile, kiedy mała uśmiechnie się od ucha do ucha, wyszczerzy ząbki i wszystkie moje troski rozwiewają się, i już wiem, że to była dobra decyzja.

W moim przypadku, uważam za zaletę wychowywanie dziecka w późniejszym wieku. Tu, gdzie mieszkamy, jest to zupełnie naturalne i kobiet rodzących swoje pierwsze dziecko po trzydziestce jest bardzo wiele. Osobiście ja sama czuję się nie tyle dojrzalsza, co lepiej przygotowana życiowo, mam też doświadczenie, na którym mogę bazować i później przekazywać małej. Jednakże obawiam się, że duża różnica wieku może sprawić, że pewnego dnia po prostu może mnie zabraknąć. Szybko jednak przepędzam te myśli i zaczepiam na uśmiechu małej.

W trakcie kiedy piszę ten tekst, pogoda za oknem zmienia się wielokrotnie. Spokojny i bezwietrzny wieczór zamienia się w deszczowy, z porywistym wiatrem. Pada śnieg. Góry naprzeciw nie są już widoczne; dzieli nas gęsta mgła, która to po dłuższej chwili ustępuje i ponownie widać zapalone światła w domach po przeciwnej stronie fiordu. To żadne anomalie pogodowe, tylko zwykły majowy wieczór na Wyspach Owczych.

 

AUTORKI:

Nati Ishigaki

Gosia Battal

Natalia Brede

Agnieszka Ryfka

Zebrała Magdalena Hoffman

 

 

4.8 5 votes
Oceń artykuł
Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze