Felietony

Najgorsze są drobiazgi.

Wyciągam ciasto na stolnicę odwiecznym gestem, myśląc o Jej dłoniach.

Oglądamy z córeczką zdjęcia i filmy z wakacji – i Ona tam jest.

Mówię do dziecka: „I żeby mi to było po raz przedostatni!” I dławi mnie to, jak wiele moich słów nie jest moich, tylko Jej.

Właściwie już nie płaczę – w każdym razie nie codziennie. Może dlatego, że nie codziennie skupiam się na drobiazgach. Bo gdy już się skupię, to trzy godziny ryku i trzy dni zapuchniętych oczu.

***

„Mamusiu, a skąd ja mam taką piękną sukienkę?” – „Od babci”.

I już.

Nie chcę płakać, gdy o niej mówię. Nie chcę, żeby mojej córce babcia kojarzyła się ze smutkiem. Ale co poradzę? Dotykam materiał sukienusi, która przyszła do nas paczką na ostatnie święta i myślę o tym, że to była ostatnia sukienka, jaką mała dostała od babci. Myślę o tych świętach, podczas których dzieliliśmy się wirtualnie opłatkiem, przedzieleni tysiącami kilometrów i siedmiogodzinną różnicą czasu. Ostatnich świętach z babcią – przynajmniej przez Internet.

***

Spotkanie rodzinne. „Kochanie, a smakuje ci ta zupa?” „Tak, ale babcia robi pyszniejszą”. Jeszcze się jakoś trzymam, ale wtedy świekra, próbując być miłą, nieświadomie wbija gwóźdź do trumny: „Mama na pewno umie wszystkie te babcine zupy zrobić”.

Nie.

Nie umiem.

Kiedy wracałam do domu, chętnie jadłam to, co mama zrobiła, ale sama postawiona przy kuchni popisywałam się domową chińszczyzną. Nie zapamiętałam, co mama dodawała do barszczu czy pomidorowej, że były takie cudowne, idealne, najlepsze.

Trzymam pałeczki i mam nadzieję, że uda mi się schować w sobie ten żal do siebie, że byłam głupia i nie korzystałam z maminej wiedzy i żal do świata, że nie udało się zdążyć. Nie zdążyłam nie tylko się wszystkiego nauczyć, ale nawet pożegnać się, dotknąć, pocałować. Byłam za daleko, a koronawirusowa sytuacja była zbyt trudna, by zorganizować ostatnie spotkanie.

Łzy kapią wprost do miski. Jestem sparaliżowana, nie mogę wstać od stołu, jak maszyna ruszam szczęką i przeżuwam to wszystko, czego smaku nawet nie jestem w stanie rozpoznać.

***

Płaczę nie tylko wtedy, gdy ktoś wspomni mamę albo zobaczę ją na zdjęciu czy filmie. Płaczę, gdy usłyszę wyjątkowo melodyjny gwizd – kolejna rzecz, której się nie dałam rady nauczyć. Płaczę, gdy widzę, jak ktoś łowi ryby – mama była zapaloną wędkarką. Płaczę, gdy dzieje się coś niedobrego i nikt nie pyta, co się stało. Bo tylko mama, nawet jeśli właśnie się pokłóciłyśmy, nawet jeśli mogłyśmy rozmawiać tylko przez wideofon, nawet jeśli miała własne problemy na głowie, zawsze wiedziała, że coś nie gra.

***

Jestem dzielna. Prę do przodu z uśmiechem na ustach, cieszę się życiem, bawię się z córką, pracuję, ogarniam rzeczywistość, pozwalam sobie na szczery i nieskrępowany śmiech.

Ale na płacz też. Bo, Mamo, jesteś w każdym moim uśmiechu i w każdej łzie.

 

Natalia Brede

www.baixiaotai.blogspot.com

 

 

5 2 votes
Oceń artykuł
Subskrybuj
Powiadom o
guest
5 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
Igomama
Igomama
3 lat temu

Ojej, Kochana…
Płaczę z Tobą. Pięknie napisałaś…
Trzymaj się. Dużo sił dla Ciebie i Córeczki.

Awatar użytkownika
3 lat temu
Odpowiedz  Igomama

Dziękujemy.

Awatar użytkownika
Basia
3 lat temu

Wiem co czujesz. Wiem jak boli ta pustka. Ale będzie dobrze. Z czasem oswoisz się z tym smutkiem. A Mama zawsze będzie z Tobą.

Awatar użytkownika
3 lat temu
Odpowiedz  Basia

Dziękuję za dobre słowo.

trackback

[…] na to, co tkwi na dnie oczu. Już nigdy nie podzielę się szczęściem i weselem z moją Mamą. Już nigdy nie powiem w gniewie, że „wracam do domu”, mając na myśli ten dom, który […]