Będąc dzieckiem, na okrągło słuchałam kasety ,,Do grającej szafy grosik wrzuć” Studia Buffo. Moją ulubioną piosenką z tego albumu była ,,Malagenia’’ (w oryginale, malagueña, czyli mieszkanka Malagi) w wykonaniu Edyty Górniak. Tytuł ten kojarzył mi się z jakimś dalekim i egzotycznym krajem, a słuchając słów utworu, próbowałam wyobrazić sobie, jak tam jest. Kto by wtedy pomyśłał, że po latach słowo to nabierze dla mnie zupełnie innego znaczenia. Dziś malagueña brzmi dla mnie swojsko, ale potrzebowałam na to czasu.
Kiedy pięć lat temu przyleciałam do Malagi, wszystko wydawało mi się przytłaczające.
Wszechobecny zgiełk, turyści, intensywność zapachów i kolorów. Wiele razy zastanawiałam co tak naprawdę mną kierowało, kiedy zdecydowałam się zamienić spokojne i stabilne życie we własnym mieszkaniu w Warszawie blisko rodziny i przyjaciół na wynajmowane i niezbyt wygodne lokum w zupełnie nowym miejscu. Może ciekawość świata i wrodzona potrzeba zmiany? A może emigrację mam w genach. W końcu urodziłam się w Szwecji, a duża część mojej rodziny rozsiana jest po czterech kontynentach.
Od kiedy byłam dzieckiem dużo podróżowałam z rodzicami, głównie do Włoch i marzyło mi się, że tam będzie mój drugi dom.
Kochałam słońce, morze, śródziemnomorskie jedzenie i południowy styl życia. Zawsze z tyłu głowy towarzyszyła mi myśl, że kiedyś zdobędę się na odwagę i spróbuję życia za granicą. Po urodzeniu drugiego dziecka, zmęczona Warszawą, długimi dojazdami do pracy i smogiem podjęłam ostateczną decyzję.
Wybór padł na Andaluzję, bo nie była mi całkiem obca i wiązały mnie z nią wspomnienia. Bywałam już tam na wakacjach i podczas długiej podróży w dzieciństwie z rodzicami. Ale jak się okazało, dało mi to jedynie mglistą iluzję życia na południu. Język miałam już na szczęście w jakimś stopniu opanowany. Musiałam teraz zdefiniować siebie na nowo oraz rozpocząć długotrwały i wyboisty proces adaptacji.
Przez kilka lat pobytu w Maladze czułam się rozdarta pomiędzy dwoma krajami.
Polska była planem ucieczki, jakby wszystko zawiodło. Kiedy codzienność i obowiązki związane z dziećmi i pomocą przy pracach domowych mnie przytłaczały, pojawiała się myśl o rzuceniu wszystkiego i powrocie. Jednak powoli pojawiała się coraz rzadziej. Skupiłam się na nauce języka, nowych znajomościach i zwiedzaniu okolic.
Okazało się, że Malaga ma o wiele więcej do zaoferowania niż plaża, festyny i tapas. Niezliczona ilość szlaków pośród zieleni i z widokiem na Morze Śródziemne obudziła we mnie pasję do chodzenia po górach. Białe miasteczka ukryte pośród szczytów, ciekawa architektura pełna wpływów arabskich, piękne zatoki i niekończące się deptaki morskie zapewniły plany na każdy weekend.
Nawet zwykły spacer po starówce zamieniał się w odkrywanie coraz to nowych zaułków pełnych kawiarni i barów, a na koniec zwieńczony był odpoczynkiem przy pozostałościach Teatro Romano lub pośród zieleni i szumu wody w arabskiej twierdzy Alcazaba. Pomimo tylu już odkrytych przeze mnie miejsc, wciąż mnie coś zaskakuje.
Malaga bywa też przytłaczająca.
Tłumy turystów w centrum potrafią skutecznie zepsuć przyjemność zwiedzania, a znalezienie miejsca na plaży w sierpniu graniczy z cudem. Wszystko jest tu bardziej intensywne. Ludzie mówią głośniej i więcej. Dzieci bawią się na podwórkach i w parkach do późna w nocy i nikt się temu nie dziwi.
Życie toczy się głównie na zewnątrz. Bary i kawiarnie są wypełnione po brzegi i jedynie podczas przerwy na siestę można porozkoszować się ciszą i pustkami w sklepach. Jednak to, co przeszkadzało mi na początku pobytu, stało się z czasem oczywiste i normalne. Już nawet nie zwracam na to większej uwagi. Kiedy z powodu pogody albo choroby jestem zmuszona zostać w domu, zaczyna mi czegoś brakować i robię wszystko, żeby wyjść i pobyć wśród ludzi.
A znajomości zawiera się tu znacznie łatwiej niż w Polsce. Sprzyja temu tryb życia, otwartość miejscowych i duża ilość przybyszów z różnych stron świata. Międzynarodowość Malagi sprawia, że nikt nie dziwi się tu odmienności, a do przyjezdnych podchodzi się raczej z ciekawością niż wrogością.
Niektórzy twierdzą, że za przesadną grzecznością i otwartością Malagijczyków może kryć się fałsz. Jednak zawsze milej jest, robiąc zakupy, spotkać się z uśmiechem kasjerki albo usłyszeć komplement, niż patrzeć na ponurą minę pracowników. Zwyczajne pytanie sąsiada o samopoczucie sprawia, że człowiek nie czuje się samotny.
Często zastanawiam się, czy odnalazłabym się na nowo po powrocie do Polski.
Na pewno nie byłby to łatwy, ani szybki proces. Kiedy ktoś pyta mnie, czy czuję się bardziej stąd czy stamtąd, nie potrafię odpowiedzieć. Na pewno jakaś część mnie nadal tęskni za krajem. Ale duża ilość polskich znajomych i przyjaciół sprawia, że mogę mieć tutaj kawałek Polski na co dzień, jednocześnie integrując się coraz lepiej z hiszpańską społecznością. Czy mogę się już nazwać prawdziwą malagenią? Na to pytanie też nie znam jeszcze odpowiedzi.
co zyskasz każdego dnia roku dzięki
Kalendarzowi Polki
czas
różnego rodzaju planery i matryca priorytetów pozwolą Ci się lepiej zorganizować i zaplanować zadania
codzienne podróże
zdjęcia i ciekawostki pozwolą Ci się przenieść w najdalsze zakątki świata każdego dnia
nowe smaki
mnóstwo lokalnych, ale łatwych w przygotowaniu przepisów poszerzy Twoje kulinarne horyzonty
lepszy humor
absurdy prawne Cię rozśmieszą, a refleksje i wspomnienia Polek na Obczyźnie wywołają uśmiech na twarzy i prześlą dobrą energię
wiedzę o świecie
niebanalne ciekawostki, niesamowite miejsca oraz kalendarium pełne świąt i tradycji poszerzy Twoją wiedzę o świecie
pomysł na prezent
Kalendarz Polki jest jedynym w swoim rodzaju książkoplanerem, dlatego może być idealnym prezentem dla bliskiej osoby
inspirację
dziesiątki stron zdjęć i tekstów pozwolą Ci zaplanować wspaniałe podróże
wciągające książki
dzięki naszym polecajkom książkowym poznasz lokalne kultury i najdalsze zakątki świata od kuchni
samoświadomość
60 pytań wzmacniających samoświadomość oraz podsumoniki miesiąca pozwolą Ci zatrzymać się na chwilę w biegu i zastanowić nad tym, co w życiu ważne
Pięknie napisane! 🙂