Magda siedziała na tarasie z zeszytem i długopisem w ręce. Było niedzielne popołudnie, pora sjesty. Aura zupełnie „niebalkonowa”.
Przed nią roztaczał się widok na morze, które dziś zlewało się z niebem w jedną całość. Wiatr szalał jak opętany, a deszcz pojawiał się, to znikał, na moment ukazując błękit nieba. Ot południowoeuropejska zima.
Był czas zbiorów oliwek, choć tego dnia nie było słychać prac w gajach oliwnych.
Na dole przechadzał się rudy kot, niewzruszony niestałością pogody. A jeszcze przedwczoraj były 24 stopnie Celsjusza!
Od kilku dni Magda odczuwała potrzebę pisania,
owego wysiłku intelektualnego, jaki czasem był dla niej niemal uzdrawiający. Choć przez moment zastanawiała się od czego zacząć, po chwili słowa same gładko układały się w zdania.
Wczoraj, gdy ćwiczyła na zewnątrz do muzyki z YouTube, leżąc na macie wpatrywała się w niebo – mniej intensywny błękit niż latem, pojawiające się chmury, których kształty zmieniały się wraz z podmuchami wiatru. Poczuła tę błogość, którą często nazywamy szczęściem. Ten rodzaj błogostanu i harmonii, których przez ostatnie lata bardzo jej brakowało.
Takie chwile przydarzały się jej teraz znacznie częściej. Niemal gotowa była dzielić się tym z innymi, z nadmiaru owego dobrodziejstwa. Coraz częściej jej dusza doznawała spokoju. I choć „stare” życie wyrywało się od czasu do czasu „do odpowiedzi”, z pełną świadomością odczuwała tu i teraz. Coraz rzadziej była dla siebie krytyczna mimo, że wciąż – w zapamiętanych przez umysł rytuałach – spoglądała na okolice brzucha i bioder, których od lat nie kochała.
I gdyby ktokolwiek jeszcze trzy lata temu powiedział jej, jak bardzo zmieni swe życie,
jak daleko odejdzie od tego, co znane i oczywiste, że wyjedzie z kraju i pożegna całą dotychczasową rzeczywistość, nigdy by w to nie uwierzyła. Na tyle owo pragnienie zmian było szczere i mocne, że potęga podświadomości poprowadziła ją drogą, której głęboko w środku pragnęła.
– Trzeba uważać z marzeniami – pomyślała. – Bo mogą się spełnić.
Poczuła przeszywający chłód wiatru i weszła do środka z zamiarem zaparzenia kawy. Uwielbiała jej aromat.
***
Choć minął już tydzień od wyjazdu córki,
której nie widziała od ośmiu miesięcy, wciąż czuła w środku tę mieszaninę szczęścia, dumy, troski, szczyptę zmartwienia i tęsknotę, że znów przyjdzie jej czekać na utulenie dorosłego dziecka długo za długo. Nie była jednak jedną z tych matek, które trzęsą się z byle powodu, usuwają pyłek spod nóg swych dzieci i przychylają im nieba. Starała się kochać swoją dwójkę mądrze. Tęskniła w spokoju, przyjmując oddalenie się pociech, jako naturalną kolej rzeczy. Tęskniła szczęśliwie.
Wiele razy w życiu słyszała pytania ze strony najbliższych: Jak możesz żyć z dala od dzieci? Nie tęsknisz? Wyczuwała w tym nutę osądzania, jakby nikt nie oczekiwał odpowiedzi. Schematy, społeczne i rodzinne oczekiwania – wszystko to znała ze swego życia. Ba! Ulegała im przez lata, wierząc, że tak trzeba, że wszyscy tak żyją. Przebudzenie przyszło później, o wiele później…
Dziś znacznie częściej spotykała się ze swoją wrażliwością,
artystyczną częścią, która tłumiona była w przytłaczającej prozie życia. Najpierw obowiązki, potem przyjemność! – jak mantrę słyszała to wiele razy, aż w końcu w to uwierzyła. Zapomniała o sobie na długie lata w natłoku licznych obowiązków. Zwyczajnie na siebie zabrakło już miejsca lub siły. Pytania kim jestem, czego pragnę – pojawiły się wreszcie w jej sercu, choć na początku burząc znany świat, wywołały ogromny strach i zamęt. Ten strach nie zniknął całkowicie, jednak dziś umiała go rozpoznać i przyjąć, że istnieje.
Czasem musi spotkać nas jakiś wstrząs, wydarzyć się coś jak tornado, by wyjść z letargu życia.
Magda tuż przed pięćdziesiątymi urodzinami czuła, że jest w niej wiele potencjału, który może wykorzystać lub nie i to ona o tym zdecyduje. Tak definiowała ten rodzaj wolności, jaki dany jej było odczuwać. Wreszcie niczego nie musi, a może wszystko.
Odkąd zamieszkała w maleńkiej wiosce, odgłosy natury stały się znacznie wyrazistsze, donośniejsze, wszechobecne i dawały jej ukojenie. Jedynie noc była wciąż swoistym wyzwaniem, bowiem od lat nie sypiała dobrze. Zbyt płytko, z przerwami i natłokiem myśli. Jeszcze nie potrafiła nad tym zapanować, ujarzmić głowy i wyciszyć toczących się w jej środku „dyskusji”.
– Z tym też w końcu się uporam – pomyślała.
Zamknęła zeszyt i z uczuciem ulgi oraz wdzięczności udała się na spacer.
***
Kim jest Magda ?
Jest jedną z nas – kobiet, jakich wiele dookoła. Z rozbitej rodziny z problemami. Bez dobrego wzorca męskiego, przetarganą przez życie mamą, która – jak umiała – starała się zaspokoić najważniejsze potrzeby dwóch córek (czyt. wikt i opierunek). To niedotulona córka, której powierzono rolę pocieszycielki i powierniczki mamy. Choć młodsza, to jednak pełniąca rolę „starszej” siostry w rodzinie. Zakompleksiona jej sytuacją, próbowała nadrobić owe braki ambicją i ciężką pracą.
Postawiła na wykształcenie. Zupełnie tego nie dostrzegając, powieliła los mamy, choć w nieco inny sposób. Przyjęła postawę Matki Polki: walczącej, cierpiącej, dźwigającej wszystko w imię rodziny. Przekleństwo wdrukowane nam kobietom – poświęcanie się dla (wpisz, co chcesz) znakomicie wypełniła. Znasz to ? Magda dostrzegła chorobę toczącą jej życie i związek. Najtrudniejsze było podjęcie decyzji, a kiedy ona zapadła, poczuła niewyobrażalną ulgę…