Pamiętacie jeszcze czasy, kiedy status gwiazdy zobowiązywał do nienagannego wizerunku, wysokiej kultury, erudycji? Ja tak i dlatego odnoszę nieodparte wrażenie, że współcześnie status gwiazdy został zdegradowany do kwestii wizerunkowych, przy czym im krzykliwiej i bardziej kontrowersyjnie – tym lepiej. Show-biznes z czasem stworzył przestrzeń dla ambitnych jednostek z silnym parciem na szkło, bynajmniej niereprezentujących sobą zbyt wiele ani nieobdarzonych szczególnymi talentami. Tym samym powstał samodzielny byt o nazwie „celebryta”, nie wypada traktować synonimicznie z „gwiazdą”.
W jednym z odcinków programu „Na językach”, Agnieszka Woźniak-Starak skonstatowała, że cechą gwiazdy jest jej niedostępność, a co za tym idzie – ekskluzywność. Podążając tym tropem, można zauważyć, że owa aura ekskluzywności wyparowała wraz z rozwojem mediów społecznościowych. Dziś z rozrzewnieniem wspominam czasy, kiedy to poszczególni artyści mieli swoje fankluby, działające zazwyczaj korespondencyjnie. Obecnie praktycznie każdy twórca – zarówno komercyjny jak i niszowy jest osiągalny, ma swoje konto w serwisach społecznościowych, a miarą popularności stały się zasięgi, szacowane liczbami obserwatorów.
Dawniej gwiazdy bywały idolami, jednak obecnie odnoszę wrażenie, że status idola znalazł się w kryzysie. Łatwy dostęp do osób znanych, możliwość bezpośredniej interakcji z nimi, a czasem nawet prowadzenia sporów sprawia że dawni idole zostali zdegradowani do roli pacynek, którym można łaskawie dać lajk lub w razie potrzeby zmieszać z błotem. Na dodatek internetowa anonimowość pozwala użytkownikom sieci zwracać się do aktorów i piosenkarzy per „ty”, co stoi w opozycji do specyfiki tytularności w języku polskim i znacznie skraca dystans na sposób anglosaski.
Na dodatek to co dawniej stanowiło gwiazdorski przywilej, dziś budzi niechęć i irytację społeczeństwa. Epatowanie bogactwem, ekskluzywnymi markami i relacje z zagranicznych wojaży coraz częściej są piętnowane i wyszydzane. Wystarczyło, że aktorka Barbara Kurdej-Szatan wrzuciła do sieci zdjęcie z wakacji na Zanzibarze, a jej obserwatorzy nie zostawili na niej suchej nitki. Julia Wieniawa wróciła z urlopu na Bali? Na jej instagramowym profilu nie mogło zabraknąć złośliwych komentarzy obserwatorów w postaci „ta to wiecznie na wakacjach” oraz „ciekawe skąd na to wszystko ma kasę?”.
Celebryci wrzucający do internetu zdjęcia swoich dzieci, również nierzadko mierzą się z oceną wyglądu swych pociech, ich ubioru, a także metod wychowawczych. A to, że nosidełko jest niebezpieczne dla kręgosłupa noworodka, a to, że podróże z dzieckiem są niezdrowe albo dieta nie taka. Odbiorcy są jednocześnie coraz bardziej wyczuleni na treści reklamowe pojawiające się w postach gwiazd, toteż zdarza się, że lokowanie produktu przynosi efekt odwrotny do zamierzonego. Regularne baty na tym polu dostaje chociażby Anna Skura z bloga „What Anna Wears”. Diapazon reklamowanych przez nią produktów jest ogromny, a na kanałach Ani znajdziemy posty promujące m.in. jogurty, pralkę, suplementy, matę fizjoterapeutyczną oraz płyn do zmiękczania tkanin. Niektóre zirytowane obserwatorki nazywają Skurę „słupem reklamowym”, zarzucając jej hipokryzję i niespójność wizerunkową.
Wygląda na to, że w drugiej dekadzie XXI wieku w Polsce idolami powoli przestają być osoby zamożne, uważane za odrealnione, zarozumiałe i pretensjonalne. Za przykład posłużyć tu może społeczna reakcja na okładkę zeszłorocznego wydania magazynu „Elle”, na której pojawiła się Anna Lewandowska, a tuż pod zdjęciem trenerki redakcja zamieściła wymowny slogan „siła kobiet”. W internecie zawrzało. Polki z różnych środowisk odcięły się od okładki, podkreślając że ani nie utożsamiają się z milionerką, ani tym bardziej nie utożsamiają samej Lewandowskiej z „siłą kobiet”. Padały stwierdzenia, że główną siłą Anny Lewandowskiej są jej portfel i zamożny mąż, który był w stanie sfinansować początki kariery swojej małżonki. Z pewnością większe emocje budzą twarze z rodzimego polskiego podwórka, jako że zagraniczni celebryci wciąż wydają się być z innej galaktyki. Jakby nie patrzeć, szansa że dajmy na to Kim Kardashian czy Beyoncé wdadzą się w wirtualną pyskówkę na Instagramie z polskim obserwatorem jest bliska zeru.
Osobom znanym coraz częściej zdarza się zabierać głos w sprawach społecznych, co nie zawsze jest dobrze widziane, szczególnie gdy są to poglądy kontrowersyjne lub sprzeczne z ogólnie przyjętymi normami. Mogła się o tym przekonać chociażby piosenkarka Edyta Górniak, której wywody na temat pandemii covid-19 zostały wyszydzone i skompromitowane. Okazją do zajęcia stanowisk po którejś ze stron barykady są np. wybory parlamentarne i prezydenckie, a wówczas udzielenie publicznego poparcia partii lub kandydatom jest równoznaczne ze zdobyciem nowych obserwatorów lub utratą dotychczasowych. Ambiwalentnie traktowane jest np. zaangażowanie polityczne w wydaniu aktorek Mai Ostaszewskiej oraz Magdaleny Cieleckiej, a akcje społeczne z ich udziałem wielokrotnie padały ofiarą ostrego hejtu.
Kto zatem zastępuje ową generację gasnących gwiazd? Wiele wskazuje na to, że są to niezależni twórcy internetowi, generujący treści proste, a jednocześnie atrakcyjne wizualnie i tematycznie. Czarną stroną tego trendu jest zjawisko tzw. „patocelebrytów”, którzy propagują treści kontrowersyjne, wulgarne i generalnie szkodliwe. Do najbardziej znanych przedstawicieli tej niechlubnej grupy należą m.in. Marta Linkiewicz oraz Marek Kruszwil, którzy pomimo okazywania bezceremonialnej pogardy względem swoich odbiorców, mają miliony obserwatorów. Swoją drogą gigantyczne zasięgi patocelebrytów to dobre pole do badań dla socjologów i psychologów, których interesuje kwestia masochizmu lub syndromu sztokholmskiego.
Iskierką nadziei jest to, że coraz większą popularność zdobywają osoby, z którymi odbiorcy najłatwiej się mogą utożsamić. Są to twórcy żyjący zwyczajnie, bez lansu i ekstrawagancji, nierzadko z problemami zdrowotnymi lub finansowymi. Jednocześnie nie boją się oni eksponować swoich niedoskonałości i dzielą się z odbiorcami prywatnymi potknięciami. Dobrym przykładem jest tu Joanna Okuniewska – twórczyni podcastów, w tym wyjątkowo popularnego cyklu “Ja i moje przyjaciółki idiotki”. W swoich audycjach Okuniewska dzieli się swoim życiem, anegdotami, przemyśleniami. Z otwartością mówi o tym, że korzysta z pomocy psychoterapeuty i nie ma problemu z opowiadaniem o swoich życiowych wpadkach. Inną autorką po przejściach jest Małgorzata Halber, która zamiast odcinać kupony od epizodu w młodzieżowym programie 5-10-15, pisze książki oraz tworzy nietuzinkowe kolaże. Jednocześnie w wywiadach z otwartością opowiada o byciu DDA i życiowych rozterkach. Czy zatem nastał kres ery „idolstwa” i „gwiazdorstwa”, na miejsce którego wszedł prawdziwy egalitaryzm? A może po prostu w dobie mediów społecznościowych gwiazdą czuje się już każdy z nas?
Kinga Eysturland, Wyspy Owcze
Pamiętam, pamiętam. Ale to już było i nie wróci więcej. Dlatego jesteśmy skazani na Lewandowskie, Chodakowskie i inne „gwiazdy”.