Zamykam oczy i widzę w moim zimowym kozaku pojemnik, w którym zbierał się płyn. Nie był to jednak taki zwykły płyn. Najgorszy z możliwych, koloru czerwonego! To była krew! Doskonale ją pamiętam, gdyż od zawsze mam do niej awersję. Na samą myśl robi mi się słabo. Tymczasem w moim małym różowiutkim buciku znajdowało się to coś, na co spojrzałam tylko jeden jedyny raz. Wystarczyło, żeby obraz ten został w mojej pamięci na zawsze. To jednak nie koniec. Z tego pojemnika odchodziła rurka, która z kolei swoje zakończenie miała w ciele mojej mamy. Nie pamiętam więcej szczegółów, gdyż byłam wówczas zdezorientowanym dzieckiem.
W dniu wizyty mama była już po operacji, która szczęśliwie zakończyła się sukcesem. Mastektomia. Rak piersi. Tak trudne dla dziecka pojęcia. Co do pierwszego, to nie miałam żadnych skojarzeń. Z kolei to drugie skłaniało do prostych refleksji. Zastanawiające było, co też ten rak ma wspólnego z piersią mojej mamy?! Zresztą to nie jedyny przypadek, gdy nazwy niczemu winnych zwierząt służą do określenia paskudnych chorób. Pamiętam, gdy pewnego dnia ciocia poinformowała mnie, że złapała wilka. Długo nie czekając, poszłam ją odwiedzić, żeby poznać tego majestatycznego zwierzaka. Ponoć uciekł tuż przed moją wizytą.
Wracając jednak do tego nieszczęsnego raka, w tamtym momencie był on dla mnie nierozerwalnie związany z nieobecnością mamy. Nie wiem ile czasu jej nie było, ale po szpitalu przebywała także w sanatorium. I to stamtąd przychodziły do mnie przynajmniej kilka razy w tygodniu pocztówki.
Mama miała ogromne szczęście. Wykryła u siebie guza, który był już całkiem sporych wymiarów. Jej trzydziestokilkuletni organizm był silny i podołał wyzwaniu, jakim była choroba. Dlatego też ucząc się na błędach i wynosząc lekcję z przeszłości, raz w roku robię USG oraz mammografię. Mając dwadzieścia pięć lat dostałam skierowanie na badania genetyczne, które teoretycznie wykluczyły u mnie ryzyko pojawienia się tego samego schorzenia, jakie miała moja rodzicielka. Niemniej jednak coroczna kontrola jest jak najbardziej wskazana. Dlatego też z całego serca zachęcam każdą z was, żebyście nie czekały i systematycznie kontrolowały swoje piersi. Najlepiej poradzić się lekarza, które badania będą dla was najodpowiedniejsze. Pamiętajcie, że zdrowie jest najważniejsze.
[…] Moja historia zakończyła się happy endem, bo dwa lata później urodziłam upragnionego drugiego syna, a krótko później poddałam się histeroktomi. Twoja też może! Losowi jednak trzeba pomóc, więc nie szukaj wymówek, zapisz się na cytologię jeszcze dziś! I pamiętaj diagnoza to nie wyrok, a nowotwór szyjki macicy wykryty odpowiednio szybko, jest w 100% uleczalny. Ja, z całą świadomością, mogę dziś napisać, że moje życie zawdzięczam prewencji. […]