Kreta to jedna z najurokliwszych wysp Grecji, która dla wielu Polaków stała się drugą ojczyzną. Klimatyczne wsie, zatoczki z błękitną wodą i tradycyjna kuchnia to tylko kilka z wielu powszechnie znanych atutów tej wspaniałej wyspy. Jak wygląda codzienność mieszkańców małych miasteczek i wsi na Krecie? Czy życie toczy się tam wolniej i spokojniej? No cóż – punkt widzenia zależy od punktu siedzenia i kraju pochodzenia. To co dla lokalnej ludności jest normą, wcale nie musi nią być dla mieszkającej tam Polki.
Zbliża się świt, a wraz z nim okrzyki: „karpuzi tu Wagieli – zachari kie meli” ( καρπούζι του Βαγγέλη – ζάχαρη και μέλι), które oznajmiają mi, że dzisiaj jest piątek, a pod naszym domem odbędzie się lokalny targ warzywny (laiki). Przypomina on nieco pchli targ, na którym można znaleźć owoce, warzywa, mydło i powidło.
Handlarze zachęcają do zakupów przyśpiewkami porównywalnymi do tych, które można usłyszeć nad Bałtykiem: „moja babcia chorowała, zjadła loda, wyzdrowiała”, „pączki, drożdżówki, samoopalacz”. Okrzyk: „karpuzi tu Wagieli – zachari kie meli” to nic innego jak zachęta do kupienia pysznych arbuzów, które, jak zapewnia sprzedawca, smakują jak cukier i miód.
Wychodzę z łóżka nieco wcześniej niż zazwyczaj, ponieważ handlarze ziemniaków, pomidorów i truskawek nie dają mi spać.
Standardowym punktem na mapie codziennych obowiązków jest wizyta w łazience. Udaję się tam i pamiętam, aby nie wrzucać papieru toaletowego do muszli klozetowej, ponieważ system kanalizacyjny w Grecji nie jest do tego przystosowany. Po ponad dziesięciu latach życia na Krecie mam już w miarę prawidłowe odruchy. Za to czasami, podczas wizyty w Polsce, szukam w toalecie kosza na śmieci.
W drodze do piekarni spotykam sąsiadkę, która w kapciach i szlafroku wychodzi wyrzucić śmieci dwie przecznice dalej. Jest to widok dość klasyczny, który można zaobserwować w różnych częściach wyspy, od stolicy po małe wsie.
Ludzie wychodzą z domu w piżamach czy w kapciach o różnych porach dnia, chociażby po to, żeby wyprowadzić psa. Moja sąsiadka, podobnie jak pani w piekarni, gdzie kupuję pieczywo na wagę, pyta mnie, jak się czuję, co dziś ugotuję i życzy mi miłego dnia. Następnie dzwoni do mnie koleżanka, żeby umówić się na wspólne wyjście, pytając, jak się czuję, co gotuję i ustalając plan na później.
Skoro nadarza mi się sposobność zakupu świeżych warzyw bezpośrednio od rolników, postanawiam wyruszyć na wędrówkę po straganach. Wybieram zachęcająco wyglądające egzemplarze i samodzielnie pakuję je do siatki.
Przy sprzedawcy następuje ważenie, a każda torba zostaje dopełniona do pełnego kilograma. Dwie cytryny czy jednego banana można kupić tylko w supermarketach – na targu wszystko sprzedawane jest w pełnych kilogramach.
Spodziewając się sporej ilości gości na obiedzie, podrzucam porządną porcję surowego mięsa do… piekarni. Tak, tutaj duże ilości mięsa piecze się w cudzym piekarniku.
Uściślając: proces ten odbywa się w piecu do masowej produkcji, czyli w piekarni po sąsiedzku. Wspaniałe rozwiązanie! Obrałam ziemniaki, zrobiłam sałatki i jakbym się dobrze sprężyła, to miałabym jeszcze czas pomalować paznokcie przed odbiorem upieczonej na złoto przez piekarza jagnięciny.
Po zjedzeniu obiadu nareszcie nadchodzi czas na wypicie rozgrzewającej kawy na balkonie. Stąd widzę moją sąsiadkę, wciąż ubraną w szlafrok, myjącą wężem ogrodowym swoją posiadłość.
Mniej więcej raz w tygodniu, a może i nawet częściej, podobnie jak inni mieszkańcy dzielnicy, opłukuje ona wodą pod wysokim ciśnieniem cały dom z zewnątrz, tynk, balkony i chodnik.
Podczas wędrówki do miasta, gdzie spotykam się z koleżanką, przynajmniej trzy razy mam wrażenie, że ledwo uszłam z życiem.
Nikt nie zdaje sobie sprawy z istnienia przepisów ruchu drogowego – wszyscy wyprzedzają mnie z prawej strony, wysyłają SMS-y lub spieszą się z dostawą kawy na wynos, jednocześnie kierując skuterem.
Na kolację przygotowuję pizzę, którą przed podaniem kroję, używając tak jak moje greckie znajome nożyc. W przypadku nieznośnego bólu głowy skarżę się mężowi. Wówczas on natychmiastowo zasiada do telefonu, prosząc swoją matkę o ochronę przed złymi mocami i urokami zawistnych ludzi.
Po zakończonej sesji “egzorcyzmów” jego mama zadzwoni, aby dowiedzieć się, jak się czuję i czy moja kondycja się poprawiła, oznajmiając, że wysłano w moim kierunku bardzo dużo złej energii, bo podczas odprawiania obrządku w mojej intencji intensywnie ziewała i wyciskało jej łzy z oczu. Nie omieszka też spytać, co dzisiaj ugotowałam, co ugotuję jutro oraz złoży mi życzenia dobrego wieczoru.
Piątek, dzień jak co dzień. Kreta – Polka tu mieszka.
Uczysz się czegoś? W takim razie naucz się, jak się uczyć. Poznaj proste techniki efektywnej nauki, które możesz wprowadzić w życie od zaraz i cieszyć się lepszymi wynikami, niezależnie od dziedziny nauki. Zapomnij o wkuwaniu, ucz się mądrze!
Ten ebook jest dla Ciebie, jeśli:
- masz dość wkuwania, po którym i tak niewiele pamiętasz,
- przytłacza cię ilość materiału, który musisz przyswoić na sprawdzian albo egzaminy,
- czujesz frustrację, bo od lat uczysz się języka obcego, a wciąż brakuje ci słów,
- poświęcasz na naukę mnóstwo czasu, ale wyniki Cię nie zadowalają,
- jesteś rodzicem, nauczycielem lub korepetytorem i nie wiesz, jak pomóc swoim podopiecznym czy uczniom w codziennej nauce.
Wszystkie techniki opisane w e-booku są oparte na badaniach i eksperymentach naukowych. Niektóre mogą być zastosowane nie tylko podczas nauki, ale także w codziennym życiu, do organizacji czasu czy pracy.
Czy posiadając 1000-1500Euro emerytury można skromnie żyć na Krecie?
Ceny obecnie takie same jak w Polsce lub bardzo zbliżone. Życie w pojedynkę przy czynszu 500/600€ za coś małego to tak jak Pan wspomniał skromne, ale do zrobienia.