Gdy byłam w szkole podstawowej, dostaliśmy zadanie domowe (nie wiem już, na jakim przedmiocie), by ładnie narysować swoje drzewo genealogiczne. Pamiętam, że pomagała mi mama.
Na arkuszu formatu A3 rozrysowałam pięknie rozgałęzione drzewo z imionami i nazwiskami przodków. Większość moich koleżanek i kolegów z klasy nie potrafiła sięgnąć zbyt daleko w przeszłość. Nie wszyscy wiedzieli nawet, jak się nazywali rodzice ich dziadków i babć. A ja byłam taka dumna, że mogę się cofnąć aż do prapradziadków, do XIX wieku, że znam ich imiona i daty urodzenia i śmierci, i nawet mam jakieś fotografie i wiem, jak wyglądali.
Stuknęło mi niedawno 38 wiosen (a właściwie jesieni, bo jestem listopadowa) i uświadomiłam sobie, jak wiele w ciągu ostatniego roku czy dwóch rozmyślałam o swoich przodkach. Dotarło do mnie bowiem, że choć wiem, jak się nazywali moi prapradziadkowie czy praprababcie, to nie mam tak naprawdę pojęcia, jak właściwie wyglądało nie tylko ich życie, ale też życie ich potomków, w tym mojej babci na przykład.
Babcia nadal żyje (dziadek zmarł, zanim ja się pojawiłam na świecie), ale już ją o nic nie spytam, gdyż jest mocno posunięta w latach i cierpi na demencję. Poza tym przypuszczam, że musiał być jakiś powód, dla którego nigdy się w mojej rodzinie nie rozmawiało o przeszłości. Babcia nie opowiadała o swoim dzieciństwie, o wojnie czy o tym, jak z rodzinnych stron na terenie obecnej Ukrainy znalazła się na Ziemiach Odzyskanych.
Gdy pytam mamę, przyznaje, że ona sama też zna historię swojej mamy i babci tylko powierzchownie, bo obie o sobie niewiele mówiły, a mama nie pytała. Dopiero niedawno uświadomiłam sobie, że to, co dla wielu było integralną częścią dzieciństwa – opowieści babć i dziadków o „dawnych czasach” – u mnie w ogóle nie miało miejsca. I żałuję, że tak jak moja mama – nie pytałam, gdy była jeszcze ku temu okazja.
Zastanawiam się, skąd wzięły się u mnie te przemyślenia, ta nagła tęsknota za wiedzą o życiu moich przodków. Możliwe, że to przyszło po prostu w wiekiem. Gdy jesteśmy młodzi, skupiamy się przede wszystkim na sobie, szukamy swojego miejsca w życiu, próbujemy je sobie jakoś ułożyć.
Być może nadchodzi taki moment, kiedy czujemy, że już dokądś dotarliśmy, w jakimś punkcie jesteśmy i na jakiś czas pewnie w nim zostaniemy i wtedy sięgamy myślami wstecz? Robimy jakieś podsumowania i zastanawiamy się, skąd się właściwie wzięliśmy i dlaczego jesteśmy właśnie tacy, co nas ukształtowało i czy ciągniemy ze sobą jakiś bagaż z przeszłości, którego nie jesteśmy do końca świadomi?
Do pewnego stopnia na pewno tak było w moim przypadku. Te skrawki, pojedyncze detale, o których wiem, sugerują, że historia mojej rodziny jest z pewnością ciekawa, ale też skomplikowana i wiele jest w niej celowych przemilczeń.
Myślę jednak, że jest jeszcze jeden czynnik, który obudził we mnie takie zainteresowania. W ostatnich latach z niepokojem obserwuję, co w naszym kraju robi się z historią, jak się ją przeinacza, dopasowuje do jakiegoś uzgodnionego z góry obrazu. To oczywiście nie jest jakieś nietypowe zjawisko, takie manipulacje już przecież miały i nadal mają miejsce, nie tylko u nas. Jednakże niejako pozytywnym wynikiem takich działań są też liczne publikacje rozliczające się z naszą nie zawsze chlubną przeszłością.
Czytam więc, poznaję historię, której nie uczono mnie w szkole i o której nie mówiło się w domu, i chcąc nie chcąc, zaczynam się zastanawiać: jakie poglądy mieli moi przodkowie, jakie postawy reprezentowali? Jak odnajdywali się w swojej rzeczywistości? Jakimi byli ludźmi wobec różnego rodzaju „innych”?
Wiem, że moja urodzona w austriackim Linzu prababcia wyrzekła się w czasie wojny swojej tożsamości, deklarując narodowość polską. Bardzo to szlachetne, lecz musiało być też niebywale trudne, zwłaszcza że przez to już nigdy nie spotkała się ze swoimi siostrami, które pozostały w Austrii. No i dlaczego nie znosiła i nazywała tchórzem swojego męża, skądinąd powstańca wielkopolskiego?
Dojrzewam do tego, by sięgnąć do archiwów i zmierzyć się z jakimikolwiek faktami, które tam znajdę. Jednak im więcej czytam i im więcej poznaję historii ludzi i ich doświadczeń w XX wieku, tym bardziej jest dla mnie jasne, że mam bardzo ograniczone prawa do tego, by ich oceniać.
Mogę sobie wyobrażać, co by było gdyby, ale nie było mnie tam, nie ja zmagałam się z tamtą rzeczywistością. Nie wiem w związku z tym, jak bym się zachowała, jakie instynkty by się we mnie obudziły i do czego byłabym zdolna. To jest zresztą jedna z tych rzeczy, które wzbudzają we mnie niepokój graniczący z przerażeniem – fakt, że choćbym się zarzekała, że sama nigdy bym tak czy owak nie postąpiła, to tak naprawdę nie mamy na to żadnej gwarancji.
„Tyle o sobie wiemy, ile nas sprawdzono. Mówię to wam ze swego nieznanego serca” pisała Wisława Szymborska w wierszu o Ludwice Wawrzyńskiej, patronce mojej pierwszej szkoły. Pragnę poznać choć cząstkę tych nieznanych serc moich przodków, choćby po to, by lepiej zrozumieć samą siebie.
***
Jeśli podobał Ci się ten tekst,
ZOSTAŃ NASZYM PATRONEM NA
Więcej o naszych Patronach i o nas:
Bardzo ciekawe rozważania. Chyba nietypowe w obecnych czasach. Ja jestem w dość szczęśliwej sytuacji, moi stryjowie (bracia ojca) dość szczegółowo udokumentowali historię swoją i dwóch poprzednich generacji. Sa to relacje w stylu – rodzinne spotkanie w szlacheckim dworku. A więc sporo ciekawych szczegółów o lokalnej społeczności i jej problemach albo taki rodzynek jak opis edukacji w carskim gimnazjum w Warszawie. Z drugiej strony – życie rodziny mocno idealizowane – wzorowi patrioci troszczący się o otaczający ich lud. Wstawiłem swoje drzewo genealogiczne na portal geni.com, niestety odnoszę wrażenie, że 2 lata temu zostało ono „zawłaszczone” przez użytkowników płatnych wersji geni. Generalnie… Czytaj więcej »
Od ponad dwudziestu lat zbieram historię mojej Rodziny. I żałuję, że zabrałem się za to tak późno. Impulsem był pogrzeb mojego Ojca i moment kiedy po powrocie z cmentarza uświadomiłem sobie, że nie ma już nikogo z Jego pokolenia. Teraz ja byłem ten najstarszy. Żałuję, że nie pytałem Dziadków, Rodziców, Wujostwa o to jak żyli. Co im się w życiu przydarzyło.
Teraz moje drzewo liczy ponad 6500 osób. Odkryłem wiele tajemnic, spotkało mie wiele niespodzianek…
Warto poznawać przeszłość. Dowiedzieć się „skąd jestem”
Wiem całkiem sporo o dziadkach, trochę o pradziadkach. Nie są to wesołe historie. Będę je opowiadać mojej córce, gdy trochę podrośnie. Warto wiedzieć, warto szukać.
Od dawna fascynuje mnie przeszlosc mojej rodziny, udało mi się dotrzeć do jakiegoś etapu i zgadzam się z wiekiem szerzej i bardziej dogłębniej przyglądamy się nie tylko samemu sobie ale i naszej przeszłości i jaki ona miała wpływ na nas tu I teraz. Bycie na emigracji też często wyciska w nas jakieś piętno, budzi się nostalgiczna dusza. Nawet nie jest to już tęsknota za ojczyzna ,bo ona już we mnie nie gości ale raczej fascynująca tym co zostało i zostanie po nas. Druga rzecz to mnie jako kobietę zastanawiają moje cechy, które odziedziczyłam po moich przodkach. Chciałabym poznać życie moich… Czytaj więcej »