Emigracja w życiu zmienia bardzo wiele. Począwszy od miejsca, ludzi, którzy nas otaczają, przez przyzwyczajenia i język, ten ojczysty, który nie zawsze staje na wysokości zadania w określaniu nowej rzeczywistości i ten obcy, też nie zawsze wystarczający, a skończywszy na nas samych i naszym postrzeganiu siebie.
Czy pamiętasz ten dzień, kiedy po raz pierwszy spojrzałaś na siebie jako kobietę?
Pamiętam dyskusję wśród naszych Klubowiczek. Dla każdej z nas ten dzień przyszedł w zupełnie innym momencie życia. Można powiedzieć, że dla większości był bardziej procesem niż przełomem. Stawaniem się. Dążeniem do samoakceptacji i uznaniem własnej dojrzałości nie mającym nic wspólnego z pojawieniem się pierwszej miesiączki. W tym procesie spojrzenia na siebie jako na kobietę ważną rolę odgrywał wiek, macierzyństwo, doświadczenie straty, relacje z bliskimi. Także konfrontacja z kulturą i tym, jak w każdej z nich postrzegana jest kobieta i jej role. W przypadku nas, emigrantek, z kulturami w różnych standardach. Kulturami, które jednogłośnie słowo kobieta spychają na margines, szukając substytutu: matka, dziewczyna, dziewucha, babcia, suka.
Odkąd mieszkam we Francji ja i moja kobiecość podlegamy podwójnym standardom.
Przez pewien czas wydawało mi się, że istnieję podwójnie. Double je*. Double nationalité*. Ten drugi zwrot to również tytuł niesamowitej książki francuskiej autorki Niny Yargekov o węgierskich korzeniach, o kobiecej podwójności na styku dwóch kultur. Książka jest swego rodzaju autopsją, której autorka, którą znam osobiście, dokonuje na swoich doświadczeniach, będąc zakorzeniona w dwóch światach.
Chociaż nie mam, tak jak bohaterka, dwóch różnych połówek twarzy, to jednak uczucie międzykulturowego zagubienia nie jest mi obce. Emigracja wielokrotnie zmuszała mnie, by patrzeć w lustro i redefiniować siebie jako osobę i jako kobietę. Pytać siebie samą o moje własne wyznaczniki kobiecości. Przyglądać się mojej ewoluującej osobowości i nowym przyzwyczajeniom, tak by nie zgubić samej siebie. To na styku dwóch różnych kultur pojawiły się również wątpliwości i przede wszystkim doświadczenie kulturowej presji, której podlegam jako kobieta. I jako człowiek. Dla którego kwestia wyboru między czarnym i gorzkim espresso o poranku, a lekko słodką kawą z mlekiem nie jest już tylko kwestią tego, co po prostu lubię. Jest kwestią integracji i opuszczenia macierzystej kultury. Przykłady można mnożyć bez końca.
Te podwójne standardy dotyczą też właściwie wszystkiego.
Można być socjalistą i konserwatystą w jednym ciele. Można zrozumieć, że to co z jednej perspektywy jest oswobodzeniem, z drugiej przybiera kształty opresji. Że walka o prawo do aborcji z jednej perspektywy jest walką o podstawowe prawo człowieka, a z drugiej staje się narzędziem opresji, w którym przymusza się kobiety do usuwania płodów z trisomią, nie pozostawiając im wyboru. Że z jednej strony dostęp do darmowej antykoncepcji jest przedmiotem walki o wolność, a z drugiej staje się narzucanym przez społeczeństwo obowiązkiem już dla czternastolatek.
W Polsce moje koleżanki farbują włosy, tatuują brwi i doklejają rzęsy, by wyglądać tak jak najpiękniejsze w Europie Polki wyglądać powinny. Dwoją się i troją rozciągnięte między pracą, a kuchennym blatem, żeby podołać i przeskoczyć poprzeczkę zawieszoną przez Matkę Polkę. We Francji moje koleżanki z pracy głodzą się, by wyglądać jak eleganckie Francuzki wyglądać powinny. Naturalne, a zrobione. Najedzone, a głodne. Oczytane, a wysportowane. Z prawem do aborcji i do darmowego żłobka.
Pośród tego wszystkiego, ja.
Ja kobieta. Z ilością wątpliwości przewyższającą odpowiedzi i pewniki. Kwestionująca wszystko, z możliwością wyboru, który daje emigracja, docierająca do siebie samej. W dobrym humorze.
Nina w zabawnym i dowcipnym stylu pisze tak o swojej bohaterce, która znajduje się na lotnisku, cierpi na amnezję i rozpoczyna własne autopsyjne śledztwo, by odkryć kim jest.
W toaletach, jeśli można je tak nazwać, to znaczy tam, gdzie są umywalki i wielkie lustro, możesz nieskończenie obserwować swoje odbicie i zaprzyjaźnić się z twoim wyglądem. Odkrywasz, że jesteś bardzo wysoka, zajmujesz prawie 75 procent przestrzeni od podłogi do sufitu, że masz błyszczący diadem na głowie i makijaż w odcieniu węgla przechodzącego w brokatowy niebieski. Z drugiej strony widzisz siebie bardziej szlachetną, czyż francuska kobieta nie powinna posiadać dyskretnej elegancji, wyrafinowania, ale dziewczyna, która staje z tobą twarzą w twarz jest zarazem wulgarna i ekscentryczna, korona na głowie w szczególny sposób wprawia cię w zakłopotanie, zwłaszcza że na twoich nadgarstkach znajdują się bransoletki mocy, połączenie tych atrybutów sprawia wrażenie, że jesteś wojowniczą księżniczką.*
* Podwójne ja. * Podwójna narodowość.
* Nina Yargekov Double nationalité s. 15.
[…] wiatru, ale zawsze możesz ustawić żagle tak, aby osiągnąć swój cel” bardzo pasuje do mojej emigracji. Dzisiaj jestem z siebie dumna i często powtarzam sobie, że skoro dałam sobie radę bez języka […]