EmigracjaFelietony

Wykorzystując przerwę w pracy za granicą, wracasz do swojego ojczystego kraju, by odwiedzić rodzinę, przyjaciół, znajomych, zawęzić więzi, miło spędzić czas.  Przez pierwszych kilka dni wszystko jest dobrze, niegroźnie. Jak zawsze wszyscy wypytują o to niezwykłe miejsce, w którym mieszkasz, o to, czy kogoś poznałaś, jak sobie tam radzisz, ile jeszcze tam będziesz. Słyszysz te pytania już nie pierwszy raz, ale uśmiechasz się do siebie i odpowiadasz znowu to samo, no bo czemu masz tego nie robić? 

Wszyscy są skupieni na tobie, a gdy z zaciekawieniem zagadujesz, co u nich, słyszysz tylko stwierdzenie – „po staremu”, „stara bieda”, „wiesz, nie tak jak u ciebie”. Tyle. Znowu wszystko przenosi się na mnie i na to zagadkowe miejsce, w którym przebywam. 

Pytaniem na szczycie listy jest to, ile jeszcze tam zostaję. Każdy przypuszcza, że kiedyś muszę wrócić; bo jak to tak… do ojczyzny nie wrócisz? Gdy tłumaczę,  że nie chcę wracać do Polski, ale też zostać w kraju, w którym jestem, słyszę jęk niezadowolenia i… zaczyna się. Rakieta odpalona! No bo jak to tak! A kiedy sobie męża znajdziesz, a dzieci to kiedy? Przecież masz już niemal trzydzieści lat i jesteś sama, całkiem sama, nikt się tobą przecież nie zaopiekuje, jak się tak będziesz włóczyć to przecież nikogo nie znajdziesz. Mało ci!? Przecież już tyle widziałaś, to wystarczy. Może to też być powiedziane w całkiem innym tonie. Dopytywanie dlaczego nie mam żadnej randkowej aplikacji, współczujący wzrok na to, że już nie mam partnera i jestem tak biedna i samotna i pewnie nawet nie potrafię się do tego przyznać, bo przecież każdy wie lepiej, co ja czuję.

Kiedy temat samotności i mojego rozdzierającego duszę smutku schodzi do lamusa, zaczyna się temat o przyszłości. O tym, że praca za granicą nie ma sensu, chyba że chcę zostać w jednym kraju do emerytury i potem zamieszkać w Polsce i żyć z tej emerytury. Najlepiej to oczywiście mieć pracę na etacie, a nie „wydziwiać”. Umowa o pracę, wakacje pod gruszą, praca państwowa – najlepszy „deal” życia! A ja, co robię? Ja mieszkam na jakiejś wyspie, pracuję w gastronomii, a przecież jestem Panią Magister, powinnam mieć świetlaną przyszłość, a nie przynosić ludziom jedzenie do stolików. Przecież to uwłaczające. 

Nigdy nie zapomnę wzroku jednego znajomego, który zapytał mnie, co robię,  a ja odpowiedziałam z uśmiechem, że jestem kelnerką na Islandii. Momentalnie spuścił wzrok, przewrócił oczyma, rzucił ciche ”aha”, jakby wstydził się nawet na mnie patrzeć. Zapytałam więc, co on robi, na co on, że jest stolarzem. Zaczęłam mielić te informacje i zastanawiać się, dlaczego kelnerka jest gorsza od większości zawodów. No bo wiecie… Ja mam bezstresową pracę, oczywiście nie licząc sezonu. Dzięki niej stać mnie na wszystko, czego potrzebuję i o wiele więcej. W pracy poznaję nowych ludzi, snuję plany na kolejne podróże i sama działam w ramach mojej przyszłości. Nie chcę dla nikogo pracować. Nie jestem więc zainteresowana etatem na wysokim stanowisku – już to przerabiałam, nie było to dla mnie, więc spakowałam manatki i uciekłam do krainy lodu, wierząc, że będzie tak samo ciekawie jak w krainie wolności – Ameryce, w której  kilka lat wcześniej byłam na dłużej. 

Piszę, próbuję biznesu online, wydałam nawet książkę. Ale wiecie, to nie jest wystarczające, bo z tego nie będzie emerytury, bo na tym się zarobić nie da, bo to mrzonki, a ja żyję dalej w świecie marzeń.

Macie podobnie?

Nie uwłaczam pracy na etacie czy pracy państwowej, taki styl życia po prostu nie jest dla mnie. Ja chcę wolności, wchłaniania inspiracji, doznań w pełnym spektrum. Chcę pisać i robić coś, co przynosi mi zyski, kochać to. Praca w gastronomii jest odpowiednia, bo nie wymaga znajomości języka islandzkiego, oczywiście znam podstawy, ale nie chcę wiedzieć więcej, bo nie planuję tu zostać, chcę iść dalej. 

Niestety w Polsce (być może i w innych krajach) wykształciła się dziwna maniera, że każdy wie lepiej, co jest dla nas dobre – absurd. Każdy z nas ma inne marzenia, cele, plany i ta różnorodność jest cudowna! Jesteśmy oddzielnymi bytami. Niektórzy z nas chcą się łączyć w pary, a inni tego nie chcą, nie są na to gotowi. Jedni pracują na etacie i są szczęśliwi, a inni umierają z każdą kolejną minutą spędzoną w boksie za komputerem. Najważniejsze jest to, żeby nie dać się zwariować. Żeby móc powiedzieć stanowczo: „To moje życie, postępuję w zgodzie z sobą”. 

Nasze szczęście to największa wartość, nie pozwalajmy wbijać nam do głów poczucia winy za nasze zachowania, za to, że nie robimy tak, jak ktoś chce. Nieważne, czy masz 19, 30 czy 40 lat, zawsze postępuj w zgodzie ze sobą, bo to twoje życie i ty wiesz, co jest dla ciebie dobre! Pamiętaj o tym.

 

Panna Sarna

5 7 votes
Oceń artykuł
Subskrybuj
Powiadom o
guest
2 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
Anna Hylje
Anna Hylje
3 lat temu

Przerobiłam dokładnie te same pytania zadawane po 100 razy i uszczypliwe komentarze. Jedynie aplikacji randkowych nikt mi nie zalecał 🙂

Wirtualnie przybijam piątkę. I niech każdy żyje tak, by mu było dobrze!

Awatar użytkownika
4 miesięcy temu

Tak bardzo.