Traktuje wszystkich równo bez względu na status majątkowy, religię, przekonania polityczne czy też położenie geograficzne. Śmierć, bo o niej mowa, to jedna z dwóch rzeczy, której każdy z nas może być pewien. Jeśli chcecie wiedzieć, jak wyglądają obrzędy pogrzebowe w różnych religiach i zakątkach świata, zapraszamy do lektury.
JUDAIZM, Justyna Michniuk
Ponieważ życie według judaizmu to największy dar, nie wolno w żaden sposób przyspieszać czyjejś śmierci, co oznacza całkowity zakaz eutanazji. Kiedy tylko ktoś umrze, należy zapalić świecę oraz czuwać przy zwłokach. Zwyczaj pilnowania zmarłego pochodzi z dawnych, biblijnych czasów, kiedy zwłoki były często narażone na zbezczeszczenie przez dzikie zwierzęta. Przy każdej gminie żydowskiej działa stowarzyszenie Chewra Kadisza. To specjalnie utworzona grupa, bractwo pogrzebowe, która troszczy się o pochówek zmarłego. W przeszłości, jak i dzisiaj, Chewra Kadisza czasem sponsoruje pogrzeb dla zmarłych, których bliskich na to nie stać. Rodzina zmarłego kontaktuje się zaraz po nastąpieniu zgonu z bractwem pogrzebowym, które zajmuje się również myciem zwłok i ich ubieraniem. Zmarła kobieta jest tradycyjnie ubierana w białą szatę z bawełny lub lnu, mężczyzna oprócz tego ubioru otrzymuje także białą kipę i zostaje owinięty swoim szalem modlitewnym, czyli talitem. Co ciekawe, od szala zostają odcięte frędzle, tradycyjnie przypominające Żydom o wypełnianiu obowiązków religijnych, które oczywiście nie obowiązują już umarłego. Niezwykle ważne jest godne obchodzenie się z ciałem oraz jak najszybszy pogrzeb, najlepiej przed upływem 24 godzin od zgonu. Nie wolno chować zmarłych w szabat, ani w dni świąteczne. Żydowskie cmentarze nazywane są nie tylko miejscem wiecznego spoczynku, ale i miejscem życia. Groby nie mogą być dziedziczone, to znaczy na czyimś miejscu nie wolno pochować później nikogo innego. Na nagrobkach brakuje świec czy kwiatów, można jednak spostrzec małe kamienie. Również ten zwyczaj pochodzi z odległych czasów, kiedy na grobach kładziono głazy, aby, ponownie, chronić zwłoki przed zwierzętami. Kamień to także symbol wieczności oraz duszy.
Totenhochzeit – ślub umarłych, przykłady z Niemiec i Łużyc, Justyna Michniuk
Przekonanie mówiące, iż kto umiera, będąc stanu wolnego, prowadził niedoskonały żywot, szeroko rozpropagowane poprzez katolicyzm oraz protestantyzm, doprowadziło do powstania wyjątkowego zwyczaju pogrzebowego. Był nim niem. Totenhochzeit (dolnołuż. swajźba nježenionych zemrětych), co można przetłumaczyć jako ślub umarłych, gdzie ciała zmarłych osób stanu wolnego ozdabiano wieńcami (niem. Totenkranz), koronami dla umarłych (niem. Totenkrone) oraz nierzadko ubierano w stroje ślubne. Obyczaj odprawiania ślubów umarłych był rozpowszechniony na całym niemieckojęzycznym obszarze oprócz Szwajcarii. W Brandenburgii, od drugiej połowy XIX w., zwyczaj ozdabiania ciał koronami dla umarłych stopniowo zanikał. Aczkolwiek w niektórych regionach, jak na przykład Teltow-Fläming i przede wszystkim w Łużycach Dolnych, zachowały się pewne jego aspekty aż do połowy XX w., sporadycznie występując nawet do dnia dzisiejszego. Zachowane fotografie zmarłych kobiet odzianych w tradycyjny dolnołużycki strój ślubny w otoczeniu wieńców i koron dla umarłych to widok niezwykły. Uroda wystrojonej „panny młodej”, liczne precyzyjnie wykonane ozdoby, bogactwo kwiatów i zieleń wieńca kontrastują z samą panną, która przecież w rzeczywistości od dawna jest martwa. Goście zaproszeni na łużyckie Totenhochzeit , nie tylko zachwycali się urodą „panny młodej”, mówiąc „jaka piękna panna młoda”, nie zaś jak mogłoby by się wydawać „jakie piękne zwłoki”, lecz także przynosili na „ślub” liczne prezenty jak masło, jajka, ciasta itd. Ten wcześniej tak popularny zwyczaj, który nie dziwił i nie szokował nikogo, może być dziś uważany za dziwny i wręcz skandaliczny.
Kenia, Joanna Kavu
W Kenii pogrzeb to wielkie wydarzenie. Prawdopodobnie największe, jakie dotyczy większości Kenijczyków. Ani wesele, ani żadna inna rodzinna uroczystość nie gromadzi tylu uczestników i nie trwa tak długo. Świętowanie pamięci zmarłego to jak niekończąca się impreza, często trwająca nawet tydzień. W tym czasie w domu pogrzebowym gromadzą się znajomi i rodzina, żeby razem jeść, modlić się, śpiewać a w końcu nawet tańczyć nad trumną. Towarzyszy temu głośna muzyka i zbieranie datków na koszty pogrzebu. Większość trumien ma okienko, które odsłanianie jest w dniu pochówku, żeby chętni mogli się pożegnać i po raz ostatni zobaczyć, często dawno niewidzianego, krewnego lub znajomego. Kobiety ubiera się do trumny w suknie ślubne. Drukowane są kilkustronicowe książeczki z programem pogrzebu, historią życia zmarłego, zdjęciami, pożegnaniami. W nekrologu muszą zostać wymienieni wszyscy członkowie najbliższej rodziny z imienia i nazwiska: dzieci, ich małżonkowie, siostry i bracia z rodzinami, często kuzyni i/lub inni bliscy krewni.
W końcu przychodzi dzień pogrzebu. Większość kenijczyków to chrześcijanie, więc ceremonia rozpoczyna się w kościele. Im bardziej znana osoba, tym więcej obecnych, kolorowy tłum wysłuchuje wielu przemówień i bierze udział w złożeniu trumny do grobu.
U dość sporej grupy mieszkających w Kenii muzułmanów pogrzeby mają nieco innych charakter, ponieważ, nie wiem, czy w zgodzie z ich religią czy panującymi tu obyczajami, zmarli muszą zostać pochowani tego samego dnia.
I na tym wszystko się kończy. Następnego dnia, oprócz najbliższych, nikt już nie pamięta o zmarłym. Krewni też o nim bardzo szybko zapominają. Grobów się nie odwiedza, nie zapala zniczy, nie przynosi kwiatów. Na cmentarzach wiele nagrobków jest w takim stanie, że właściwie nie da się ustalić, kto został tam pochowany – znikają, rozpadają się i zarastają nie niepokojone przez nikogo.
Benin, Barbara Kwiatek
Benin uważany jest za afrykańską kolebkę voodoo. Religia ta i system filozoficzny determinuje ceremonie pogrzebowe i stosunek do zmarłych do dziś.
Przodkowie zajmują szczególne miejsce w tutejszych wierzeniach. Każdy ród ma pokój poświęcony pamięci przodków. To tam wiszą oprawione w ramy zdjęcia zmarłych członków rodu, to tam stoją reprezentujące i symbolizujące ich „taborety” zwane togbe zikpe. To tam jest miejsce składania ofiar. Domowe mauzoleum.
Do przodków i ich pomocy odwołują się ludzie w ważnych chwilach swojego życia. W takich momentach gromadzą się żyjący członkowie rodu i składają ofiary przodkom. Jak to się tutaj mówi „karmią ich”.
Po wspólnej ceremonii rodzinnej, osoba, której problem lub sprawa dotyczy, udaje się do rodowej izby pamięci, zwanej tutaj muzeum i tam osobiście mówi przodkom, co jest dla niej ważne i jak zamierza się zachować, czyli powierza przodkom swoją sprawę. Jednocześnie składa zobowiązanie, że gdy wszystko będzie przebiegało pomyślnie, wróci, aby w podziękowaniu złożyć ofiarę. Gdy bieg zdarzeń jest jednak niedobry, sprawę konsultuje się z czarownikiem voodoo. Konsultacja taka może być przeprowadzona w dowolnym miejscu na świecie. Może okazać się, że ponownie trzeba nakarmić przodków i złożyć ponowne zobowiązanie. Ważne, aby wszystkie procedury były dokładnie wypełnione. Gdy ktoś jest daleko od domu rodzinnego i rodowej izby pamięci, ofiarę w jego imieniu składa rodzina. Zainteresowany przesyła na ten cel pieniądze.
To, jakie ofiary są składane zależy od kalibru sprawy. Obowiązkowe są napoje alkoholowe i słodkie, czerwony olej palmowy oraz zwierzęta. W mniejszych sprawach wystarczy kura lub kogut. W większych koza, baran, prosię, krowa. Decyduje o tym albo podczas konsultacji fetysz albo wynika to z zobowiązania dokonanego przez daną osobę.
Dusze zmarłych łączą się z bóstwami i przebywają w tym samym świecie. Są „tam”.
Ceremonie pogrzebowe podzielone są na dwie odrębne części. Pierwsza związana jest z pochówkiem zmarłego. Druga to wyprawienie duszy zmarłego w drogę, aby dołączyła do przodków, zwana ceremonią pogrzebową. Kiedyś ceremonie te zawsze były organizowane w dużym odstępie czasu. Na ogół po roku od śmieci. To uroczystość dotycząca nie jednej osoby, ale również innych zmarłych z danego rodu w ostatnich miesiącach. Dzisiaj najczęściej odbywa się ona bezpośrednio po pochówku i najczęściej dotyczy jednej osoby. Wszystko zależy od tego, jaką decyzję podejmie rodzina.
Ceremonie te zawsze zaczynają się w piątek o północy. Zgromadzeni ludzie, członkowie rodziny, bliscy, sąsiedzi, mieszkańcy danej wsi i sąsiednich miejscowości udają się na skrzyżowanie dróg. Najczęściej gdzieś w pobliżu wsi znajduje się takie tradycyjnie wybrane miejsce.
Podczas ceremonii na skrzyżowaniu dróg przywołuje się duszę zmarłego. Duszę, która od chwili śmierci jeszcze nie dołączyła do grona przodków. Można przywoływać także dusze wielu zmarłych – dziesięciu a nawet dwudziestu osób. Każdą duszę woła się z osobna. Do przywoływania służą specjalne zaklęcia oraz bicie bębnów. Podczas ceremonii suto leje się wino palmowe. Po przywołaniu dusz uwalnia się je, aby mogły wreszcie dołączyć do grona naprawdę zmarłych, czyli przodków. Na zakończenie ceremonii słychać wybuchy armatnie. Bez tej uroczystości osoby zmarłe nie mogą połączyć się z przodkami.
Po ceremonii wszyscy wracają do domu rodowego, gdzie serwuje się posiłek. Zaczyna się radosne świętowanie. Grają bębny. Ludzie tańczą. Leje się sporo alkoholu i słodkich napojów. Wszyscy się doskonale bawią.
Wiele ważnych w rodzinie, starszych osób ma swoje przydomki. Czasami są to krótkie określenia, czasami całe zawołania, zagadki, a nawet przysłowia czy pewne przemyślenia. Na specjalnych bębnach wystukuje się te przybrane imiona, przywołując daną osobę na środek. Wtedy starzec przedstawia historię swojego „mocnego, dającego siłę zawołania”. Jest to element przekazywania historii rodziny a zarazem doceniania najstarszych członków rodu.
Następnego dnia, rano ma miejsce ceremonia zwana sikode. Aktualnie odbywa się w domu, a kiedyś na skrzyżowaniu dróg. Przywołuje się duszę zmarłego lub zmarłych, składając ofiarę z mąki kukurydzianej wymieszanej z wodą. Po czym wylewa się taką zawiesinę przed wejściem do domu. Stąd w tym miejscu często widać białe ślady po ceremoniach.
Raz do roku, w okresie od września do grudnia, organizowane są ceremonie ku czci przodków, zwane yeke yeke. To wtedy zjeżdżają się wszyscy członkowie rodu. Składane są ofiary. Przygotowuje się specjalną potrawę z mąki maniokowej i przekąski. Jest sporo alkoholu, w tym miejscowy destylat robiony na bazie wina palmowego, zwany sodabi lub sorabi. Jest to okres, który następuje zaraz po wielkim święcie związanym z pobraniem ze świętego jeziora kamienia, który jest proroctwem na najbliższy rok. Jest to prastara tradycja ludu Mina, który w połowie siedemnastego wieku na tereny u ujścia rzeki Mono na pograniczu Beninu i Togo przybył z terytorium dzisiejszej Ghany.
Autorki:
Justyna Michniuk
Joanna Kavu
Barbara Kwiatek
Opracowała:
Mariola Cyra
Dziewczyny, dziękuję za ten i wszystkie inne teksty. 🙂 Kasia
Świetny, bardzo interesujący tekst.