Dzień jak co dzień
Rano. Idę do sklepu po drugie śniadanie. Moien! – mówi kasjer i dalej obsługuje klienta w języku luksemburskim. Facet w kolejce upuszcza monetę. Kasjer pyta: o que perdeste? Mężczyzna odpowiada po portugalsku. Do kasy podchodzi kobieta i sprzedawca zaczyna z nią rozmawiać po francusku.
Wsiadam do pociągu. Kierunek: praca.
Z sekretarką witam się po luksembursku, wchodzę do biura i wołam: Bonjour!. Dzwonię do klienta. Nadstawiam ucho, bo od pierwszego słowa usłyszanego w słuchawce zależy, w jakim języku będziemy rozmawiać. O, przywitał się słowem hello. Gadamy zatem po angielsku. Teraz muszę przetłumaczyć maila z francuskiego na angielski i wysłać do klienta.
Pracuję. Zgłębiam temat związany z pewną dziedziną biznesu po angielsku, potem szukam polskich odpowiedników, by jak najlepiej zrozumieć zagadnienie. Teraz trzeba napisać tekst po francusku, a potem go przetłumaczyć na angielski. O, klientka jest Polką! Wychodzimy w pracy z założenia, że miło jest komunikować się z klientami w ich ojczystym języku, więc mózg ustawiam na najwyższe obroty i tłumaczę wzór maila z dwóch języków na polski. Para unosi się nad moją głową. Spokojnie, tylko żartuję.
Czas na obiad. Lecę do znajomej knajpki. Wita mnie sympatyczna pani i wymieniamy pozdrowienia po portugalsku, bo kiedyś w rozmowie wyszło na jaw, że mój chłopak jest Portugalczykiem i że trochę mówię w tym języku. Jako że jem pizzę, to żegnamy się słowami buona giornata. Pani zza lady doskonale mówi bowiem również po włosku.
Wracam do domu.
Kolację jemy w restauracji wraz z moim wybrankiem. Przy stole króluje angielski, ale gdy opowiadam o tym, co wydarzyło się w pracy, przerzucamy się na francuski. Podchodzi kelner. Patryk zamawia po luksembursku, a ja po francusku. Kelner już wie, w jakim języku powinien się do mnie zwracać, ale przy podawaniu jedzenia naturalnie mówi: wann ech glift, czyli proszę.
Wieczorem rozmawiam z rodzicami przez telefon. Po polsku. Auć, uderzyłam się w kolano! Siarczysta, wyraźna k… wypływa z moich ust z prędkością światła. Tak to już jest, gdy coś zdarzy się nagle i na dodatek cholernie boli.
Za to właśnie kocham Luksemburg.
W tym językowym raju każdego dnia otaczam się co najmniej trzema kodami. Największą mniejszość narodowa kraju stanowią Portugalczycy. Dlatego najczęściej na ulicach słyszy się właśnie ten język. W szkołach publicznych Luksemburczycy mają zajęcia w trzech językach: francuskim, niemieckim i luksemburskim. Tego ostatniego używają zaś jedynie w mowie, bo istnieje niewiele książek do historii czy geografii w tym języku.
Zatem, uwaga będzie trochę liczenia, dziecko, którego rodzice pochodzą z dwóch różnych krajów, w domu porozumiewa się w dwóch lub trzech językach. Załóżmy, że ojciec jest z Portugalii i mówi do dziecka w swoim języku ojczystym, a matka pochodzi z Polski i po polsku zwraca się do pociechy. Rodzice miedzy sobą rozmawiają po angielsku, a dziecko się temu, chcąc, nie chcąc, przysłuchuje. Potem idzie do żłobka, w którym obowiązuje język luksemburski. W podstawówce będzie miało lekcje po francusku i niemiecku, a potem pozna angielski. Ile języków naliczyłaś?
Co więcej, Luksemburg wspiera mieszkańców, którzy chcą nauczyć się luksemburskiego.
Słyszałaś kiedyś o urlopie językowym? Jest to specjalny rodzaj urlopu przyznawany pracownikom i osobom samozatrudnionym, dający możliwość uczestniczenia w szkoleniach w celu nauki i doskonalenia znajomości języka luksemburskiego. Nieźle, prawda?
Jedyny w swoim rodzaju
KSIĄŻKOPLANER
A W NIM
CIEKAWOSTKI
ZDJĘCIA
PRZEPISY
CYTATY
ŚWIĘTA
WSPOMNIENIA
REFLEKSJE
PLANERY
PODSUMOWANIA
w sumie 280 kolorowych stron