Emigracja

Po ponad sześciu latach mieszkania w moim kraju emigracyjnym mogłabym uważać, że wiem już niemalże wszystko o tutejszym życiu, kulturze i ludziach.

Na północy, gdzie spędziłam większość tego czasu, nie czułam się u siebie, było mi nieswojo, byłam niedopasowanym puzzlem w układance. W dalszym ciągu lokalna mentalność nie do końca mi odpowiada, ale przeprowadzając się do upragnionego większego miasta, byłam bardzo ciekawa, czy zauważę jakieś różnice. Różnice, których rozpaczliwie chciałam doświadczyć…

Niderlandy. Jeden z najmniejszych krajów w Europie, a jednocześnie jeden z najbardziej zatłoczonych. Sposób myślenia, który w wielu kwestiach podzielam, a równocześnie w znacznym stopniu się z nim nie utożsamiam. Czasami jednak to nie tylko różnice kulturowe, ale po prostu fakt, czy lepiej odnajdujemy się w mieście czy w mniejszej społeczności. Całe życie dorastałam w dużych miastach, z zachowaniem anonimowości, codziennym podróżowaniem tramwajami i metrem, bujnym życiem miejskim, niespodziankami za każdym rogiem. I za tym całe lata tęskniłam, żyjąc w małym mieście, które notabene na niderlandzkie warunki jest spore, ale nie czuć w nim absolutnie klimatu większej metropolii. 

Dusiłam się tam.

Jako fotografka realizowałam mnóstwo zleceń i projektów w większych miastach w Holandii, w Polsce, czy w Anglii. Lokalsi bardzo mi współczuli i dawali mi nieproszone rady, jak mogę pozyskać więcej miejscowych sesji zdjęciowych, co powinnam robić i jak działać. Nauczyłam się ignorować takie “cudowne rady”, ale nigdy nie czułam w związku z tym wewnętrznego spokoju. Nie czułam się rozumiana, a wręcz miałam wrażenie wiecznego oceniania mojej osoby, moich decyzji i losów. 

Od pół roku mieszkam w dużym mieście. W końcu czuję się wolna. Otacza mnie większa różnorodność, ludzie nie boją się tutaj być sobą. Miasto dostarcza mi więcej bodźców i inspiracji, co jest dla mnie kluczowe. Nie wiem, czy tu zostanę i czy to moje miejsce na ziemi, ale czuję się szczęśliwa. Uczę się mojego kraju na nowo. Cieszę się, że w końcu jestem w środowisku, które pasuje do mojego charakteru. 

Jeden kraj, a zupełnie inny świat. Czasem nawet mała zmiana jest krokiem milowym. Jestem wdzięczna za to, że mam szansę uczyć się siebie i swoich potrzeb w moim nowym-starym państwie. 

Magda Kubiak

5 1 vote
Oceń artykuł
Subskrybuj
Powiadom o
guest
4 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
Viola z My British Journey

No właśnie jak ważne jest żeby odnaleźć w nowej rzeczywistości siebie, bo widzisz u mnie znowu było totalnie odwrotnie. Ja uciekłam z wielkiego miasta, bo przeszkadzał mi jego zgiełk i hałas a ludzie wokół w ciągłym biegu, to fajnie, że mogłam w nowym miejscu odnaleźć spokój i ciszę wewnętrzną. Myślę, że wiesz o co mi chodzi, o to co tak naprawdę w nas samych mówi nam, tak teraz jestem u siebie 😊
Pozdrawiam serdecznie 🌞

Magdalena
4 lat temu

Zdecydowanie! Trzeba iść za głosem serca i naszymi potrzebami. Ja nie bez powodu wybrałam miasto z dostępem do morza i pięknych wydm, bo również wbrew pozorom potrzebuję ucieczki od miejskiego zgiełku. Jestem szczęśliwa w obecnej sytuacji, która łączy właśnie te dwie skrajności w sobie 🙂

Marcin BWZ
4 lat temu

Zdjęcie Deventer w tytule to przypadek, czy mieszkasz właśnie w tym mieście?

Magdalena
4 lat temu
Odpowiedz  Marcin BWZ

To przypadek. Z tego co mi wiadomo Deventer jest mniejsze od Groningen, w którym wcześniej mieszkałam i które było dla mnie za małe 🙂