Godzina 9:00 rano. Słychać dzwonek do drzwi. Wchodzi Yadira, dziewczyna która pomaga mi w domu.
Ona, tak jak i wiele innych dziewczyn z biednego i raczej niebezpiecznego południa Bogoty, przez dwie godziny będzie jechała busikiem przez zakorkowane ulice do pracy w domu bogatych Kolumbijczyków na północy miasta. Tyle samo czasu zajmie jej droga powrotna po skończeniu pracy.
Życie w Bogocie zaczyna się o 6/7 rano, kiedy już jest bardzo widno. Kolumbię przecina równik, więc przez cały rok dzień trwa tyle samo godzin, a słońce świeci od szóstej do osiemnastej. Z tego samego powodu pogoda w Bogocie jest praktycznie taka sama przez cały rok. Najcieplej jest w styczniu i lutym, a trochę zimniejszy miesiąc to lipiec. Są pory deszczowe. Z doświadczenia wiem, że im jaśniej świeci słońce rano, tym ulewniejszy deszcz nadejdzie po południu. Dodatkowo kiedyś przez kilka dni z rzędu zaczynało padać dokładnie o trzynastej. Kiedy pada deszcz, bardzo trudno jest złapać taksówkę. A podczas ulew ulice zamieniają się w rzeczki.
Yadira zostaje sama w domu, a ja wychodzę na zakupy lub na plac zabaw z dzieckiem. Po drodze mija nas pan sprzedający gorącą kawę z roweru. Tak, ma specjalną butlę, w której ma kawę, a potencjalnym klientom oznajmia to prawie krzycząc: “Kawa, gorąca kawa!”. Na rogu jednej z ulic codziennie stoi ten sam pan w kapeluszu sprzedający awokado. Doradzi, czy awokado jest gotowe do spożycia dzisiaj czy dojrzeje jutro. Po kilku tygodniach sama się nauczyłam, które awokado wybrać na dziś, a które na jutro.
Na kolejnym rogu ulicy, pod kolorowym parasolem stoi inny sprzedawca awokado. Kiedyś kupiłam awokado w warzywniaku, ale nie smakowały tak dobrze jak te z ulicy. W porze obiadowej można też spotkać sprzedawców typowych kolumbijskich arep (kolumbijski przysmak – placuszek przygotowany z mąki kukurydzianej, wody i oleju roślinnego) smażonych na grillu przymocowanym do przedniej części roweru.
Po powrocie do domu na chodniku zaskakują mnie kopki siana. Mimo że nie ułatwi mi to przejścia ze spacerówką przez chodnik, na pewno mnie to nie zezłości. Będę się natomiast rozkoszować zapachem świeżo skoszonego siana przypominającym mi Polskę. Zatęsknię, aż łezka zakręci się w oku.
Korki w Bogocie są całodniowe.
Kilka lat temu wprowadzono system zwany pico y placa. Według niego samochody z tablicą rejestracyjną kończącą się liczbą parzystą nie mogą jeździć w dni parzyste, a z liczbą nieparzystą w dni nieparzyste. System jednak nie do końca spełnia swoje zadanie. Bogate rodziny posiadają dwa samochody – jeden z parzystą cyferką, a drugi z nieparzystą.
Przez pierwsze dni po przylocie do Bogoty dostawałam zadyszki po pokonaniu kilku kroków. Jest to spowodowane wysokością na jakiej leży stolica Kolumbii – 2.600 m n.p.m.
To dzięki Yadirze – dziewczynie z południa Bogoty, poznaję kolumbijskie dania i kosztuję nowych, tropikalnych owoców. Z nią chodzę na zakupy i ona jest moją doradczynią. Tłumaczy, z których owoców sok lepiej przygotować z wodą, a z których z mlekiem. Tak, w Kolumbii do soków (w zależności od owoców) dodaje się mleko lub wodę. Miąższ po zmiksowaniu jest tak gęsty, że trzeba go rozcieńczyć. To dzięki Yadirze dowiaduję się jak pyszny jest sok z lulo. A sama się przekonuję, że plamy z mango są ciężkie do usunięcia z dziecięcych ubranek.
Dochodzi siedemnasta. Yadira kończy pracę i zbiera się do domu. Zostawi nasze mieszkanie czyste i błyszczące. Za dzień spędzony w pracy dostanie niewielką kwotę z punktu widzenia Europejczyka. Natomiast dla mnie i dla wielu innych osób, tak zwanych ekspatów, mieszkających w Bogocie to prawdziwy luksus mieć kogoś, kto posprząta mieszkanie, przygotuje typowe lokalne jak również europejskie posiłki. Luksus, który będzie trwał jedynie przez okres naszego pobytu w Kolumbii. Niektóre z moich znajomych Kolumbijek mają dwie dziewczyny do pomocy. Jedną, która sprząta i drugą, która pomaga w opiece nad dziećmi. Dziewczyny pracujące jako interna pracują i śpią w domu rodziny, u której są zatrudnione, zajmują maleńki pokój zwykle znajdujący się przy drzwiach wejściowych mieszkania.
Ze względów bezpieczeństwa lepiej nie chodzić po zapadnięciu zmroku (około 18 – 19) po ulicach. A co, gdy w ostatniej chwili okaże się, że nie mam oleju, aby przygotować naleśniki? Moja lodówka jest oklejona magnesami z numerami telefonów wszystkich możliwych sklepików lub aptek w okolicy oferujących dostawy do domu. W ten sposób można zamówić telefonicznie olej, torebkę soli lub cukru za niewielką opłatą. Kilka razy też dzwoniłam do apteki po lek przeciwgorączkowy.
Bogota, mimo że nie należy do najpiękniejszych i najbezpieczniejszych miast jakie zwiedziłam i tak skradła moje serce. Bardzo mili ludzie, wszechobecna, soczysta przez cały rok zieleń i niesamowita ilość przepysznych, tropikalnych owoców sprawią, że nie będę chciała stąd wyjechać.
Kamila Janus / Americas on a stroller