Imagine there’s no countries
It isn’t hard to do
Nothing to kill or die for
And no religion, too
Imagine all the people
Livin’ life in peace
J. Lennon, Imagine
Dzisiaj w związku z tym co aktualnie dzieje się na świecie, czuję nie tylko niepokój i bezsilność. Ogarnia mnie poczucie, że moje życie w obliczu tak strasznych rzeczy i niewyobrażalnego cierpienia nie ma tak naprawdę znaczenia. W mojej głowie jak mantra pojawia się pytanie: Jak dalej żyć, jak żyć wogóle? Jak żyć w obliczu tego, co nas czeka i tego, co już się dzieje?
Jak jutro iść do pracy, jak dziś świętować urodziny koleżanki, jak głaskać kota, jak iść spać, jak sprzątać swój dom, jak żyć to najzwyklejsze codzienne życie, wiedząc, że inni, nasi sąsiedzi mieszkający tuż opodal nas, stracili to prozaiczne życie, stracili wszystko, a wnet stracą i samo życie? Jak znaleźć odwagę wśród bezsilności, przeczuwając, że najgorsze dopiero przed nami?
To nie pierwszy i zapewne nie ostatni raz,
kiedy zadaję sobie to pytanie, ale pierwszy, kiedy nie opuszcza mnie ono nawet na chwilę. Towarzyszy mi w każdej chwili dnia. Pierwszy raz to pytanie zadałam sobie, opalając się na plaży w Saint Marie de la Mer w 2015 roku. Słońce świeciło wysoko na błękitnym niebie, scrollowałam na moim smartfonie słodkie kotki na Instagramie, a potem pływałam w Morzu Śródziemnym. W tym samym czasie, w tym samym morzu tonęli ludzie uciekający przed straszną wojną. My odpoczywaliśmy na wakacjach, jedliśmy owoce morza, tańczyliśmy i patrzyliśmy z ufnością w błękitne niebo pewni o naszą przyszłość. W tym samym czasie, w tym samym morzu tonęli ludzie uciekający przed straszną wojną.
Teraz kiedy siedzę w moim fotelu, piję moją ulubioną japońską zieloną herbatę i piszę ten tekst, u moich sąsiadów spadają z nieba bomby. W tym samym czasie moi sąsiedzi tracą swoje fotele, swoje domy, tracą też życie. A ja dalej nie wiem, jak z tym żyć. Jak żyć prozę życia w bezsilności, jak trwać w tym życiu, które mi tu jeszcze zostało, czerpać z niego pełnymi garściami w obliczu tego wszystkiego.
Myślę w tych dniach bardzo dużo o mojej omie*,
która przeżyła dwie wojny światowe, dając życie dziewięciorgu dzieciom. Kiedyś wydawało mi się, że jak tak mogła, jak mogła kochać, wychodzić za mąż, świętować urodziny i do tego sprowadzić na świat krzywdy i chaosu wojny moich wujków i ciotki. Dzisiaj myślę i czuję, że kiedy nieobecni mężczyźni strzelali i walczyli w imię narodów i historii, moja babcia stała po stronie życia. Tego życia najbardziej prozaicznego, zwyczajnego, codziennego, z radościami i smutkami, z trudem. Ze zwyczajnym przeżywaniem każdego dnia bez względu na zagrożenie i wszechpanującą śmierć. Z niepoddawaniem się i z wytrwałością, ze znajdywaniem sposobności na pomoc bliźniemu w większej potrzebie pomimo trudu wojny.
Kiedy wraca do mnie pytanie: jak dalej żyć,
jak żyć w ogóle, jak żyć w obliczu tego, co nas czeka i tego co już się dzieje, myślę sobie, że trzeba stać twardo po stronie życia, po prostu zwyczajnie żyć. Bezsilność wynikającą z tej sytuacji przekuć w życie, codzienne najzwyklejsze, to na które mamy wpływ i które od nas zależy. I chociaż nie jest mi łatwo się podnieść z łóżka i dalej żyć, bo bezsilność podcina mi skrzydła, zamierzam zwyczajnie żyć.
Dzisiaj wieczorem zamierzam tańczyć z koleżanką do rana, bo są jej urodziny. Jutro rano otworzę szeroko okna, by błękit nieba i słoneczne światło weszły do środka. Będę pić moją ulubioną herbatę z bliskimi, głaszcząc kota, a potem pójdę na manifestację i wpłacę datek na organizacje wspierające moich sąsiadów w potrzebie. Cokolwiek przyniesie jutro przyjmę, co przyniesie. Ze spokojem, takim spokojem, który może przynieść jedynie wola życia. Cokolwiek przyniesie jutro, będę stała po stronie życia i będę je żyła w pełni do końca.
“Jak żyć panie premierze, jak żyć?”