Przed ponad sześciu laty przeprowadziliśmy się do Singapuru. Była to przemyślana decyzja, ale z perspektywy czasu uważam ją za odważną, biorąc pod uwagę, że wcześniej nie mieliśmy żadnego doświadczenia z tym miastem. Co więcej, nie mieliśmy styczności z Azją!
Gdy podjęliśmy decyzję o emigracji do Miasta Lwa, starannie przeszukaliśmy wszystkie dostępne informacje. Czytaliśmy blogi, książki, zadawaliśmy pytania na grupach na Facebooku, aby wyobrazić sobie, jak będzie wyglądało nasze nowe życie. Udało nam się sporo dowiedzieć, ale równocześnie wiele rzeczy nas zaskoczyło.
Teraz, po tych kilku latach spędzonych w Singapurze widzę, jak bardzo potrafiliśmy się przyzwyczaić do rzeczy, które początkowo wydawały nam się obce, trudne do zrozumienia, a które dzisiaj są naszą codziennością.
Lista sygnałów ostrzegawczych, że w Singapurze nie jesteś już nowicjuszką:
✔️ zakazy stają się dla ciebie czymś normalnym i bez zastanowienia ich przestrzegasz;
✔️gdy odpowiadasz twierdząco na pytanie, używasz czasownika can, a w niektóre dni zdarza ci się zdanie zakończyć soczystym lah;
✔️stolik w Hawker Centre rezerwujesz, rzucając na niego opakowanie chusteczek higienicznych;
✔️ z basenu korzystasz coraz rzadziej, a na co dzień stosujesz filtry 50+;
✔️ lokalną kopi (kawę) nosisz w „gustownej” plastikowej siateczce;
✔️ nie tęsknisz za gumą do żucia, a gdy masz okazję ją pożuć, wręcz boli cię szczęka,;
✔️ stojąca na balkonie lodówka czy pralka nie wzbudzają twojego zdziwienia;
✔️ bez większych emocji przechodzisz obok warana czy małpy (nawet ci się nie chce wyciągać z kieszeni telefonu);
✔️ przy obiedzie z kolegami z pracy rozmawiasz głównie o jedzeniu, choć wcale nie jesteś fanką tutejszej kuchni;
✔️ zapach duriana nie powoduje u ciebie odruchów wymiotnych;
✔️ zapominasz, jak bardzo jesień i zima w Polsce cię wkurzały i z nostalgią wspominasz te pory roku, siedząc na tarasie;
✔️ pochłaniacze wilgoci traktujesz jak produkt pierwszej potrzeby;
✔️ przeganiasz jednym ruchem ręki siedzącego w kuchni gekona i wkurza cię, że znowu wszedł do zlewu;
✔️ idąc do toalety w kawiarni, zostawiasz torebkę i telefon na stoliku;
✔️ do kina ubierasz najgrubszą bluzę i pełne obuwie;
✔️ stoisz w godzinnej kolejce, by spróbować chicken rice za 6 SGD, wyróżnionego gwiazdką Michelin;
✔️ opowiadając o wakacjach, skupiasz się głównie na tym, co zjadłaś;
✔️ nie używasz podkładu do twarzy, a twój wieczorowy makijaż ogranicza się do wytuszowanych rzęs i błyszczyku na ustach;
✔️ nawet nie próbujesz pracować na tarasie, choć to tak fajnie wygląda na Instagramie;
✔️ zaczynasz kręcić nosem na kolejne wakacje w tropikach;
✔️ bez zająknięcia odpowiadasz na pytanie syna: mamo, mogę to apple, bo wygląda takie juicy, choć jeszcze niedawno kazałabyś je zadać poprawnie;
✔️ zupę jesz pałeczkami, a kotleta potrafisz skonsumować bez użycia noża (łyżka i widelec wystarczają);
✔️ kiedy przychodzi weekend, zastanawiasz się, gdzie się schowasz przed słońcem.
Podsumowując,
nasza emigracja na równik zmieniała nasze podejście do wielu tematów, w wielu obszarach na nowo nas ukształtowała. Nie zdobylibyśmy takich doświadczeń, przyjeżdżając tutaj na wakacje.
Poznanie życia i problemów lokalnych mieszkańców jest niezwykle istotnym elementem emigracji. Pozwala lepiej dostosować się do nowego środowiska i doceniać (a nie oceniać) lokalną społeczność i możliwość życia wśród niej.
Chciałbym poczuć się turystką w Singapurze, ale domyślam się, że po latach można się do wielu rzeczy przyzwyczaić.