Felietony

Nie ma się co oszukiwać. Mają fatalną opinię. Mówi się o nich –  jędze, czarownice, ropuchy. Szacuje się, że około 30 procent małżeństw rozpada się właśnie z powodu ich ingerencji w związek. O kim mowa? O teściowych! Dzisiaj z okazji ich święta przyjrzymy się ich relacjom z synowymi. Czy naprawdę ten diabeł taki straszny, jak się go maluje? 

Nim zostanie się teściową, trzeba być synową

Słysząc teściowa, myślimy zło. Przekaz kulturowy dotyczący teściowej jest najczęściej negatywny. I zazwyczaj kobiety wchodzące w małżeństwo czy związek partnerski są pełne obaw co do matki swojego wybranka. Niektóre kobiety próbują czasami ten schemat przełamywać. Tak było z mieszkającą w Turcji Asią.

“Kiedy byłam małą dziewczynką i obserwowałam, jaką wojnę toczą moja mama z babcia oraz moja ciocia ze swoją teściową, przysięgłam sobie, że w moim przypadku na pewno tak nie będzie. Jaka ja wtedy byłam naiwna… Kiedy poznałam mojego obecnego męża, zdawałam sobie sprawę, że relacje z teściową nie będą należały do najprzyjemniejszych na świecie. Nigdy jednak nie przypuszczałam, że będą gorsze od tych, które obserwowałam na przykładzie mojej własnej mamy. Już od pierwszego naszego spotkania wiedziałam, że jestem na straconej pozycji. Wyraźnie pokazywała swoją niechęć do „roznegliżowanej dziewuchy”, jak to ujęła. Zawsze jednak pocieszał mnie fakt, że dzieli nas kilkaset kilometrów, więc obie damy radę znieść się nawzajem raz do roku.”

Basia na początku znajomości ze swoim mężem nie myślała za bardzo o jego matce. Kilometry i dzielące ich morze sprawiało, że nie miała takiej potrzeby. Wszystko się zmieniło, kiedy jej partner zapragnął przedstawić ją rodzicom.

“Spanikowałam. W głowie uruchomiły mi się wszelkie możliwe stereotypy, o których nawet nie wiedziałam, że je mam! Zabierze mi paszport, zamknie w domu, przykuje do kaloryfera (niemalże), zagna do robót domowych, będzie próbowała przerobić na muzułmankę albo zmusić do urodzenia tuzina dzieci – czego to ja nie (wy)myślałam – śmieje się Basia. W końcu pojechaliśmy. Jeszcze-wtedy-nie-teściowa przywitała nas około trzeciej w nocy informacją, że posłała nam łóżko i… poszła spać, pozostawiając nas w szoku. Razem? We dwoje w jednym łóżku? Jego muzułmańska mama?

A dalej już poszło z górki. Pomimo bariery językowej – na jakimś tam poziomie się dogadałyśmy. Nie prowadzimy może pogłębionych dyskusji światopoglądowych, ale mamy porozumienie, lubimy się i szanujemy. Czasami kluczem do udanej relacji z ludźmi jest przymknięcie oczu na małe dziwactwa i skupienie się na ich dobrych stronach. A tych jest sporo. Podziwiam, że moja teściowa jest osobą wykształconą i bardzo niezależną (co wcale nie jest takie proste i oczywiste jeśli chodzi o Marokankę w jej wieku). Pracując zawodowo całe życie, odchowała trójkę dzieci. I wykonała naprawdę świetną robotę, wychowując nie tylko fajnego człowieka, jakim jest mój mąż, ale także dwie fantastyczne, wykształcone, niezależne młode kobiety jakimi są jego siostry.”

Teściowa Martyny również jest z Maroka. Czy jej doświadczenia bardzo się różnią od doświadczeń Basi? “Nie wiem, co znaczy mieć teściową stereotypową, wredną, wścibską. Tą, która stoi nad moim związkiem i roszczeniowo wskazuje kolejne kroki lub wytyka błędy. Od początku mojej znajomości z rodziną męża miałam po prostu drugą mamę. Kobietę, która gotowała dla mnie zupy na poprawę humoru czy specjalnie w piątki piekła ulubione smakołyki, jeśli przychodziłam z wizytą. Nawet na początku, nie znając mnie, wypytywała mojego partnera o moje potrzeby. Pytała, jak może ulżyć mi w tęsknocie za rodziną z Polski. I choć nie znalazłyśmy wspólnego języka, to czuję, że jest mi bliska. Przytula na powitanie i całuje na pożegnania. Prosi, bym niedługo przyjechała. Mówi, że jej dom to też mój dom, a ona zawsze chętnie przyjmie mnie pod swoje skrzydła.

W Maroku kobieta zajmuje bardzo ważne miejsce w rodzinie. To ona zajmuje się dobytkiem, dziećmi, mężem czy domem ogólnie. Do niej należy ostatnie zdanie i ona wytycza wszystkim rytm dnia. Często ma decydujący wpływ na życiowe wybory innych członków rodziny. Pamiętam, jak cztery lata temu bałam się, że osądzi mnie surowo. Dziewczyna z innej kultury i religii to nie zawsze jest to, czego pragnie się dla swojego najstarszego syna. Jednak nigdy nie odczułam, by były między nami różnice. Nie usłyszałam od niej ani razu złego słowa, a wręcz przeciwnie, pochwalała za życiowe wybory i podejście do małżeństwa i rodziny. Dla niej najważniejsze jest to, że jesteśmy zdrowi i szczęśliwi razem.”

W podobnym tonie o swojej holenderskiej teściowej mówi Gosia. Po tym, jak praca w charakterze au-pair okazała się niewypałem, matka jej wtedy partnera a dzisiaj męża zaproponowała wspólne zamieszkanie. Gosia była wtedy bez pracy, więc nie mogła dokładać się do rachunków, ale w zamian pomagała jej w obowiązkach domowych. Wspólnie spędzony czas pozwolił budować silną więź. Nie przeszkodziła w tym nawet bariera językowa.

“W Holandii dogadasz się po angielsku bez większych problemów, bo Holendrzy znają angielski prawie tak dobrze, jak swój język ojczysty. Pech chciał, że ja trafiłam na teściową, która angielskiego nie zna. Zatem, żeby się ze sobą dogadać, wspomagałyśmy się nawet językiem migowym, byle tylko zrozumieć, o co chodzi tej drugiej stronie. Na stole leżał słownik polsko-niderlandzki i on też był w ciągłym użyciu. Na szczęście dla nas obu dość szybko nauczyłam się mówić po holendersku i teraz porozumiewamy się bez problemów. Nie tylko się ze sobą porozumiewamy, ale też doskonale dogadujemy, bo moja teściowa to jest „złota kobieta”. Zawsze w każdej sytuacji możemy na nią liczyć. Pomagamy sobie nawzajem, kiedy tylko zachodzi taka potrzeba. Moja teściowa jest mi bliższa niż własna matka. I nie zamieniłabym jej na żadną inną.”

O barierach językowych (i kulturowych) wspomina również Nati. “Mój japoński nie jest najlepszy. Jej angielski ogranicza się do: thank you i how do you do. Nigdy się w 100% nie rozumiemy, ale śmiem twierdzić, że to jest wręcz klucz do naszych dobrych relacji” –  śmieje się Nati mieszkająca ze swoją rodziną na Okinawie. Porusza ona jeszcze jedną ważną kwestię, która najczęściej staje się kością niezgody między teściową a synową – wychowywanie dzieci. “Na szczęście moja teściowa jest z tych, co nie tylko nie ingerują w wychowanie dzieci, ale nawet stosują się do zasad wprowadzonych w domu. Zresztą, japońscy dziadkowie nie przejmują się wnukami. Na emeryturze wolą zajmować się swoimi hobby –  park golfem, japońskimi szachami, spotkaniami.”

Pandemia nieco sytuację zmieniła. Babcia w domu bez spotkań z przyjaciółmi się nudzi. Oczywiście jak trzeba, to zawsze można na nią liczyć, gdy ktoś zachorował, trzeba iść do urzędu lub na zakupy. Przyznam też, że za każdym razem gdy byłam w połogu, teściowa gotowała dla mnie i rodziny przez ponad miesiąc. I choć teraz bardzo się lubimy i odkrywamy coraz więcej rzeczy, które nas łączą, cieszę się, że nie rozumiemy się w 100%. Nie miałyśmy więc jakichś większych scysji, choć prawdopodobnie wiele rzeczy umknęło w tłumaczeniu: ja nie zrozumiałam czegoś, ona nie dosłyszała. Kończyłyśmy różnicę zdań w miarę zadowolone, bo każda myślała, że druga przyznała jej rację.”

Na pomoc ze strony swojej teściowej nie może narzekać natomiast Ewa z Włoch. Jak sama mówi –  jej teściowa idealnie wpisuje się w stereotypowy obraz mamma italiana. Nie tylko pomoże, ale i wyręczy we wszystkim dzieci i dorosłych, byleby im tylko nieba przychylić. “Nie ukrywam, są takie zachowania, których nie rozumiem i które ciężko mi zaakceptować – mówi Ewa. Nauczyłam się je tolerować, gdyż wiem, że nie robi tego specjalnie, a już na pewno nie po to, by komuś uprzykrzyć życie. Wręcz przeciwnie, moja teściowa chce dogodzić zawsze i wszystkim, choć wiemy, że tak się nie da.”

O świetnych relacjach ze swoją teściową wspomina również Kinga. “Nasze relacje były dobre i chociaż nie we wszystkim się zgadzałyśmy, zawsze potrafiłyśmy znaleźć wspólny język. Nie podobało mi się, jak bardzo moją teściową zdominował teść, ona jednak potrafiła odnaleźć się w tym patriarchalnym układzie, okazjonalnie wyrywając dla siebie strzępy niezależności. Dużo razem podróżowałyśmy. Mój mąż chętnie zapraszał rodziców na wycieczki, dzięki czemu teściowie towarzyszyli nam wielokrotnie podczas wyjazdów do Ameryki Południowej czy europejskich wojażach. Alla bardzo zaimponowała mi, kiedy to po sześćdziesiątce zabrała się za naukę języka angielskiego. Co prawda nigdy nie osiągnęła wybitnej biegłości, jednak była w stanie budować proste zdania, zapytać o drogę, poradzić sobie na lotniskach.

Miała również zdolności paranormalne, które objawiały się „rękami, które leczą”. Chętnie wykorzystywała swój dar, chociaż nie była w stanie określić jego pochodzenia. Lubiła ogród i rośliny. Podmoskiewska dacza teściów co roku rozkwitała różami oraz hortensjami. Kiedy u mojego szwagra urodził się syn, teściowa znakomicie odnalazła się w roli babci. Jest mi smutno, kiedy pomyślę, że jeśli kiedyś będę miała dzieci, nigdy jej nie poznają. Alla zmarła na skutek powikłań poszczepiennych w dobie pandemii COVID-19. Śmierć przyszła nagle, a zamknięcie rosyjskich granic uniemożliwiło nam uczestnictwo w uroczystościach pogrzebowych. Mimo to wciąż z ciepłem i serdecznością wspominam moją teściową, jestem wdzięczna za czas, jaki wspólnie spędziłyśmy na tym świecie i mam nadzieję, że gdziekolwiek jest, odczuwa spokój.”

Niezwykle ciepło o swojej nietuzinkowej teściowej mówi również Alicja. “Sue w grudniu hucznie świętowała swoje 80. urodziny. Jubilatka zaprosiła przyjaciół z młodości, teraz rozsianych po wszystkich kontynentach. Jej młodość była równie barwna jak stroje. Bo czyż legginsy z nadrukiem „Krzyku” Muncha i drewniane żółte korale nie są fantastycznym dopełnieniem wizerunku charyzmatycznej globtroterki? Z teściowa łączy mnie zamiłowanie do dzielenia się opowieściami, podróżowania oraz posiadania własnego zdania na każdy temat.

Wychowała się w Rodezji (obecnie Zimbabwe), jako młoda dziewczyna sama popłynęła statkiem do Londynu na studia bibliotekarskie. Potem cały świat stał przed nią otworem. Nie było dla niej rzeczy niemożliwych. A życie miała kolorowe. Była żoną brytyjskiego potomka zarządcy plantacji herbaty Assam w Indiach. Opłynęła świat statkami (kiedyś samolotami się nie latało). Pracowała w Nowej Zelandii, a korzenie zapuściła w RPA, aż w końcu osiadła w Wielkiej Brytanii. Osiadła, ale nie przestała podróżować. Teraz solo, gdyż jej drugi mąż, członek RAF-u, niestety odszedł na wieczna wartę.

Czas z Sue jest zawsze intensywny i zawsze niezapomniany. Nietuzinkowa, charyzmatyczna, ale i wrażliwa. Z pamięcią jak słoń. Życzę każdemu choć raz spotkać taką pozytywną i niesamowicie interesującą osobę na swojej drodze. Rozmowa z nią daje inna perspektywę na nasza rzeczywistość.”

Zła teściowa więcej dokuczy niż bolący ząb

Gdzie są więc te legendarne niczym smok wawelski ziejące ogniem piekielnym teściowe? Czy w ogóle istnieją? Może ich fama podtrzymywana jest jedynie przez niewybredne żarty? Może jedną z nich jest teściowa Julii? Ona sama mówi, że początki ich znajomości były dość obiecujące, a z racji świetnego kontaktu myślała o niej jako o swojej drugiej mamie. Wszystko zmieniło się, gdy Julia po ślubie zaszła w ciążę.

“W teściową jakby wstąpił diabeł. Snuła hipotezy, jakoby miała już nie zobaczyć swojego wnuka lub widywać go bardzo rzadko, kiedy nastanie już moment naszego rozstania z Danielem, a przecież wiadomo, że takie historie – jak rozstania – przecież się zdarzają! Oczywiście nie miała nic złego na myśli (jak sama twierdziła), jednak zrobiło się jej przykro na samą myśl, że miałaby mieć bardzo ograniczony kontakt z wnukiem.

Płeć naszego dziecka również była pod nadzorem bacznego oka mojej teściowej. Z racji tego, że ma już trzech wnuków, bardzo marzyła się jej wnuczka. Kiedy okazało się, że spodziewamy się syna, teściowa zareagowała słowami: „Nie, nie… tylko nie to, proszę. To nie może być prawda! Znowu chłopak?!”. Możecie sobie tylko wyobrazić, jak bardzo było mi przykro – w końcu to moje pierwsze dziecko i jedyne na czym mi zależało to to, by było zdrowe i szczęśliwe. Następnie toczyliśmy batalię o wybór imienia dla naszego syna. Potrafiła wydzwaniać i wypisywać kilka razy w tygodniu, dopytując o imię, jakie chcemy wybrać i krytykując każdą opcję, która nie zgadzała się z jej oczekiwaniami. Zaangażowała w tę akcję też innych członków rodziny, którzy również wypisywali do nas w celu uzyskania informacji na temat imienia dla najmłodszego członka rodu.

Mogłoby się wydawać, że przeszłam z teściową boje i znając już jej charakter, wiem, że wiele jeszcze przede mną. Natomiast dzisiaj potrafię odnaleźć się w konfrontacji z nią i każda niesnaska i nieporozumienie jest dla mnie idealną przestrzenią do ćwiczenia swojej asertywności i stawiania granic.”

Do stawiania granic i ćwiczenia asertywności musiała przyzwyczaić się również Roxana. Jej teściowa początkowo też wydawała się “spoko babką”. Po pewnym czasie jednak wyszło szydło z worka. “Moja teściowa przyrządzała głównie posiłki bezmięsne, bo bardzo wierzy w energię i nie chce jeść energii zabitego zwierzęcia. Wierzyła w to, dopóki nie poznała mnie – gdy dowiedziała się, że jestem wegetarianką… zaczęła przygotowywać tylko mięsne posiłki. Mam za sobą bardzo dużo obiadów rodzinnych, na których zjdałam tylko ryż i cały czas słuchałam teściowej mówiącej: No mięsko, trzeba jeść. Po kilku razach zaczęłam przywozić po prostu swoje jedzenie, co nie bardzo się jej spodobało, bo przecież nie wypada jeść czegoś innego niż rodzina. Tłumaczyła to kulturą brazylijską, że tak jest i nie ma o czym dyskutować. Po kilku próbach po prostu zrezygnowałam ze wspólnych rodzinnych obiadów w ogóle.

Znalezienie wspólnego języka również skończyło się fiaskiem. Uczyłam się portugalskiego, potrafię poprowadzić jakieś proste rozmowy, rozumiem dosyć dużo. Ale ona mówi do mnie w taki sposób, że nie rozumiem absolutnie nic. Często mówi skrótami, przekazuje mi bardzo skomplikowanekwestie i wkurza się, że nie rozumiem, że na przykład teraz prosi mnie o przyniesienie metalowej szpatułki, która jest pod pudełkiem wykałaczek na dnie szuflady. I wiecie co jest w tym najśmieszniejsze? Że obydwie rozmawiamy perfekcyjnie po hiszpańsku. Ale ona ze mną nie chce przejść na hiszpański, bo portugalski to jej język i muszę go znać. Jak wychodzę z takiego samego założenia i gdy na portugalski odpowiadam jej polskim, strzela focha i mówi, że to brak szacunku.”

Jaka jest prawda?

Żeby mieć nieco pełniejszy obraz relacji między synowymi i teściowymi na potrzebę tego artykułu stworzyłam ankietę, której wyniki nieco mnie zaskoczyły. Przeczą one bowiem powielanym stereotypom wrednej teściowej. W ankiecie, w której wzięło udział ponad 60 respondentek, tylko 7% odpowiedziało, że unika swojej teściowej, natomiast 61% przyznało, że ją… lubi! Na pytanie o najczęstszą przyczynę kłótni ponad 65% wyznało, że nie kłóci się z nią wcale, reszta głosów rozłożyła się na różnice w poglądach dotyczących wychowania dzieci i wtrącanie się w życie rodzinne.

Zastanawiam się, czy rzeczywiście obraz teściowej w mediach, książkach czy choćby żartach jest przekłamany, a większość z nas utrzymuje dobre relacje, czy wynika to jednak z czegoś innego… Aż 67% teściowych moich respondentek nie jest Polkami. Ciekawa jestem waszej historii. A wszystkim teściowym w dniu ich święta życzymy dużo radości. Z synowych, oczywiście.

Zebrała: Mariola Cyra

Zdjęcie: Unplush RepentAnd SeekChristJesus

4.4 7 votes
Oceń artykuł
Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze