Zapewne większość zna historię o tym, jak Grinch zniszczył święta? To ja wam opowiem inną, o tym, jak Dickens uratował święta w Anglii.
Pięknie oświetlone ulice, smukłe, kolorowo ubrane choinki, renifery i Mikołaj wychylający się zza każdego rogu kojarzą nam się ze świętami, ale na wyspach nie zawsze tak było. Rozstanie z kościołem katolickim za Henryka VIII zmniejszyło znaczenie Świąt, a podczas rewolty Cromwella obchody Bożego Narodzenia zostały nawet zakazane.
Po rewolucji wraz z przywróceniem króla przywrócono i święta, ale z roku na rok traciły one na znaczeniu. W 1820 r. pisarz Leigh Hunt pisał o Świętach, że nie są one warte nawet wspomnienia. I wtedy pojawił się Dickens.
Podejrzewam, że o tym wielkim angielskim pisarzu słyszeli prawie wszyscy. Pochodził z wielodzietnej rodziny. Jego ojciec był urzędnikiem państwowym wysyłanym na placówki po całej Anglii. Nie zarabiał źle, ale łakomy życia, często żył ponad stan.
Dzieciństwo Karola początkowo było szczęśliwe, spędzał czas na powietrzu i w świecie wyobraźni, dużo czytając. Niestety w 1824 roku ojciec Karola został uwięziony za długi. Jak to było wówczas w zwyczaju, jego żona, czyli matka Karola, i młodsze rodzeństwo zamieszkali z nim w więzieniu.
Karol i starsza siostra stacjonowali po kątach u krewnych i znajomych rodziny, chodząc ciągle do szkoły. By dorobić do czesnego i pomóc familii dwunastoletni Dickens musiał iść do pracy w fabryce pasty do butów. Pozostał tam nawet po wyjściu ojca z więzienia, bo z jakiegoś powodu matce nie spieszyło się, by go stamtąd wyciągnąć. Dickens później miał o to żal do swojej rodzicielki.
Wszystkie te życiowe doświadczenia znalazły swoje odzwierciedlenie w twórczości i wpłynęły na wrażliwość młodego pisarza. Ludzie, których spotkał na swojej drodze, stali się pierwowzorami jego bohaterów literackich. Był człowiekiem bardzo wrażliwym na krzywdę innych, a zwłaszcza na krzywdę dzieci. Był jednym z pierwszych bojowników o ich prawa. Jego książki “David Copperfield” czy “Oliver Twist” bardzo realistycznie opisują sytuację dzieci w tamtych czasach.
Ale wróćmy jednak do zaniedbanych, angielskich świąt. W 1843 roku Karol Dickens wydał “Opowieść wigilijną”. Liczył, że poprawi ona jego dość skromny budżet. Tak się nie stało, książka nie przyniosła mu bogactwa, za to utrwaliła autora na firmamencie gwiazd mających wpływ na ludzkość.
Główny bohater opowiadania, Scrooge, jest starym, niesympatycznym skąpcem. Nie lubi niczego i nikogo. Jest bogaty, ale swoim majątkiem nie dzieli się z nikim. Zbiera kasę dla przyjemności zbierania, pracuje w nieogrzewanym biurze, śpi w ciemnym, zimnym mieszkaniu. Jest sam jak palec. W dzień Wigilii wyrzuca za drzwi ludzi zbierających pieniądze na przytułek dla ubogich oraz przepędza własnego bratanka, który przyszedł zaprosić wuja na świąteczny obiad. Swojego pracownika traktuje z wrogością, wygarniając, że święta obchodzą tylko lenie.
Po skończonej tego dnia pracy wraca do pustego mieszkania, a tam zaczynają się dziać rzeczy niestworzone. Przychodzą do niego duchy; najpierw zmora zmarłego niedawno wspólnika, okropnego, podłego chciwca. Opowiada on Scroogowi, jak cierpi w piekle przywiązany łańcuchami do szkatułek z pieniędzmi i mówi, że podobne łańcuchy czekają i jego. Po jego odejściu nadchodzą kolejne duchy.
Nie będę wam opowiadać całości, według mnie książka jest warta przeczytania, choć język nie jest łatwy. Polecam też film Zemeckisa. Po publikacji “Opowieść wigilijna” zrobiła niesamowitą furorę. Obudziła uśpione od wieków sentymenty, nostalgię i tęsknoty.
Przypomniane w książce świąteczne zwyczaje, opisy ich celebrowania i przygotowywania świątecznego stołu stały się dla Anglików inspiracją. Czasy też były temu przychylne. Królowa Wiktoria łagodnym okiem patrzyła na rodzące się święto, zwłaszcza że jej mąż, książę Albert, przybył do Wielkiej Brytanii z Niemiec, a tam Boże Narodzenie obchodzono hucznie. Z Albertem przybyła do Anglii choinka.
Para królewska wprowadziła na dworze niemieckie tradycje; sami ubierali drzewko, obwieszając je piernikami i zapalając na nim świece; przygotowywano specjalną kolację, którą później uroczyście konsumowano przy suto zastawionym stole, w udekorowanym domu, przy kominku; obdarzano siebie nawzajem drobnymi prezentami. Za nimi poszli inni możni i wpływowi, a dzięki prozie Dickensa tradycja dotarła i do biedniejszych klas. Tak narodziły się w Anglii święta, które znamy obecnie.