Jestem we Francji już na tyle długo, że niektóre zachowania stały się moimi, niektóre potrawy weszły w mój kulinarny repertuar, a społeczne problemy Francji stały się moimi problemami.
Z namiętnością maczam moje ciasteczko w czarnej kawie, żyję politycznymi zawirowaniami wokół francuskich wyborów prezydenckich oraz projektu reformy emerytalnej. Witam się bez zastanowienia podwójnym cmoknięciem w policzek do tego stopnia, że rzucam się również na przerażonych tym faktem i wyciągających przed siebie rękę Polaków. Moje całe życie toczy się prawie wyłącznie po francusku i wśród Francuzów.
Nigdy tego nie planowałam, nigdy też świadomie nie starałam się upodobnić do tutejszego społeczeństwa, zmienić siebie, włączając francuską kulturę do mojego życia i mojej osobowości. Tak rozumiana integracja jako upodobnienie się do tubylców, do ich zachowań i jako przejmowanie ich tradycji i obyczajów wydawała mi się zawsze zamachem na kulturalną różnorodność świata, zamachem na to, co moje i na mnie samą. Jednak jakoś tak się stało, że tutejsza kultura sama we mnie wpełzła podstępem, bo samo życie tu po prostu mnie zmieniło i wszystko to, co kiedyś było obce, stało się też moje. Z każdym dniem mojego emigracyjnego życia francuska kultura niezauważalnie coraz bardziej stawała się moją.
Kiedy myślałam krótko po moim przyjeździe do Francji o procesie integracji, wydawało mi się, że praca, lokalni znajomi i znajomość języka są jej trzema wyznacznikami, że są trochę takim minimum pozwalającym emigrantowi na dobre funkcjonowanie w nowym miejscu. Myślałam też, że są jednocześnie takim absolutnym maksimum, na które może sobie pozwolić emigrant by świetnie funkcjonować w nowym społeczeństwie bez większej utraty siebie i swojej narodowo-kulturowej tożsamości. Z perspektywy lat zrozumiałam, że ludzka natura, ciekawość i potrzeby, takie jak zaangażowanie, potrzeby społeczne i kulturalne pchają człowieka głębiej w ten nowy system i nowy świat, który się przed nim otwierają. Pchają tak daleko, że nim się człowiek obejrzy, staje się hybrydą swojej dawnej i nowej kultury.
Z niebywałym zdziwieniem i lekkim przerażeniem myślę, że im dłużej trwa moja emigracja, im dalej jestem od Polski, tym bardziej Francja zagnieżdża się we mnie, tym bardziej jestem stąd i tym mniej Polski i polskości we mnie. To Polska powoli staje się tym odległym, nieznanym miejscem, obczyzną.
W związku z tymi zmianami, które już we mnie zaszły, zaczęłam się zastanawiać nad możliwością otrzymania obywatelstwa francuskiego. Kiedy wysłałam wszystkie dokumenty bardzo dużo zastanawiałam się właśnie nad tym aspektem, nad moja własną przynależnością narodowo-kulturową oraz nad tym, czego tak naprawdę symbolem będzie otrzymanie przeze mnie obywatelstwa mojego nowego kraju. Co by to znaczyło, gdyby kiedyś w przyszłości przyszłoby mi na przykład wyjechać z Francji? Dotarło do mnie wtedy, że ja już tak naprawdę jestem stąd i gdziekolwiek się nie ruszę, moja francuska część mnie pojedzie zawsze ze mną i będzie ze mną już do końca mojego życia. Nawet na drugim końcu świata będę dalej śnić po francusku, maczać moje ciastko w porannym espresso i czytać francuskie powieści współczesne. Język francuski będzie mi już zawsze towarzyszył, bo stał się już częścią mnie i często kiedy jestem w podróży poza Francją bardzo mi go brakuje.
Polska i język polski też są częścią mnie. Czasami łapię się na silnej potrzebie przeczytania czegoś lub napisania kilku zdań po polsku. Moja mentalność i moje podejście do życia zostały ukształtowane przez moje dzieciństwo i moje życie w Polsce. To właśnie ta moja polska część pozwala mi krytycznie spoglądać na elementy francuskiej kultury, z którymi się nie zgadzam albo które uważam za bardzo krzywdzące. Bo chociaż już jestem stąd, moja wciąż polska część doskonale pozwala mi patrzeć na Francję oczami z zewnątrz, z dystansem, ciekawością, ale i większą obiektywnością. Francuska mentalność nie ma w sobie nic z lekkości herbatnika, przypomina bardziej wielki, stary głaz, którego jakiekolwiek próby przemieszczenia powodują ogólnonarodową niestrawność.
Mentalność, która często wzbudza we mnie mieszane uczucia i która, chociaż staram się zrozumieć i usytuować ją w kontekście historyczno-społecznym, na zawsze będzie mimo wszystko mentalnością obcą, którą widzę z zewnątrz i na którą czasem patrzę z góry.
Wedle tej mentalności i francuskiego podejścia do integracji okazuje się, że jestem przykładem emigrantki wzorowej, która pięknie odrobiła zadanie domowe z integracji i zasłużyła na oklaski. I chociaż prawdą jest, że z jednej strony przyjechałam i zamieszkałam w kraju, który podziwiam i który uwielbiam i którego historię i literaturę kocham bardziej niż te rodzime, to z drugiej strony pewną część mnie oburza moja własna uległość względem francuskiej machiny integracji. Machiny, którą też z drugiej strony podziwiam, bo godne podziwu jest to, na czym polega niesamowita siła Francji, kraju który narzuca się z całą swoją historią i gnuśnością, w którym nie da się tak po prostu mieszkać i funkcjonować, spełniając minimalne kryteria integracji. Francja to kraj, w którym większość emigrantów to frankofile, zazwyczaj z wyboru, ale też po części z przymusu.
Czasami zastanawiam się, czy ta siła Francji wynikająca z rezygnacji ze społeczno-kulturowej różnorodności społeczeństwa na rzecz jednolitości kulturowej podporządkowanej laicyzmowi i republikanizmowi sprawia, że kraj ten jednocześnie traci zupełnie inny potencjał. Wiele współczesnych problemów w społeczeństwie francuskim wynika właśnie z takiej wizji społeczeństwa. Z drugiej strony udaje się jej tworzyć to społeczeństwo podporządkowane i wyznające wspólne wartości. Takie jak laickość, pochwała wolności i równouprawnienia, które sprawiają, że ludzie zakochują się w tym kraju i decydują wybrać go na swoją ojczyznę. Sprawiają, że zatracają się w tej miłości, gotowi wyrzec się siebie sprzed emigracyjnej przeszłości, by stać na straży tych wartości, by ich doświadczać w życiu codziennym i przyczyniać się do ich wzmocnienia i przetrwania, które wymaga poświęcenia jednostek na rzecz wspólnoty.
Przybij piątkę wzorowa emigrantko!😉Ja również zostałam uznana za wzór integracji i obywatelstwo francuskie otrzymałam po rekordowo szybkich 3 miesiącach zamiast roku lub więcej czasu jak to zazwyczaj bywa. Jak zwykle zgadzam się z tobą prawie we wszystkich kwestiach, poza może laickością. Laicyzm to jest właśnie to co we Francji kocham najbardziej (no poza literatura, wszechobecna sztuka i gastronomia), uważam, ze każdy kraj powinien wręcz brać przykład z francuskiej laickości i nie uważam, ze to odejmuje jakiejkolwiek mozaice kulturowej, wręcz przeciwnie, Francja to od zawsze kociołek kultur i języków i uważam, ze to jest piękne.
Witam, bardzo dziękuję za te rozważania o integracji choć napewno nie jest to takie jasne. Sama mieszkam od 36 lat poza Polską i jestem w pełni zintegrowana, co dla mnie oznacza, że wiem i interesuję się wszelkimi obszarami życia, historii i kultury biorąc w nich aktywny udział. Nie oznacza to wyrzekania się tego co wraz z życiem w Polsce pochłonęłam, raczej robi bardzo dobrą mieszankę którą potrafię się cieszyć jak na przykład rozumienie dobrze dialektów co napewno nie było łatwe ale daje właśnie poczucie bycia “u siebie”, rozumienia. Takie bycie w dwóch światach ujawnia też dobrze co tak naprawdę nam… Czytaj więcej »