Felietony

Nie bójcie się, to tylko wspomnienia o ludziach, którzy naprawdę istnieli i obrazy wygenerowane przez poruszony mózg.

Był rok 2008, dla mnie czas jeżdżenia tam i z powrotem między Polską a Szkocją. Mój krótki staż emigracyjny wynosił mniej niż rok i dwa pogrzeby na przestrzeni siedmiu miesięcy. Niedawno pochowałam babcię. Tak bardzo spodziewałam się od rodziny informacji o jej śmierci, że nawet pod prysznic nie chodziłam bez telefonu. I kiedy zadzwonił o niestandardowej porze, właśnie gdy ociekająca wodą stałam w wannie, wiedziałam, co usłyszę. Zmroziło mnie mimo wszystko, kiedy tak trwałam naga i bezbronna, choć nie do końca zdziwiona. 

To nie były moje najszczęśliwsze lata, nazwałabym je co najmniej problematycznymi. Bywa, prawda? Możemy się tak czuć, mając lat 15, 20, 30, 40, 50, wszystkie pomiędzy oraz w wieku późniejszym czy wcześniejszym. Jednakże, pomimo codziennego oglądania siebie w lustrze, a może dzięki niemu, czułam, kiedy spotykałam kogoś znacznie smutniejszego od siebie.

Najsmutniejsza dziewczyna

Aga, współlokatorka w podnajmowanym mieszkaniu, była najsmutniejszą dziewczyną, jaką kiedykolwiek spotkałam. Miała coś takiego w oczach, bezbrzeżny smutek i poczucie beznadziei, czarną chmurę nad głową. Mieszkaliśmy we czwórkę, niewiele o niej wiedziałam. Była pięć lub sześć lat ode mnie starsza. Nie ma jej już z nami. Na zawsze będzie mieć 25 lat i ani jednego więcej siwego włosa czy rozstępu. Już nie sprawdzi, czy tuż za rogiem czekało ją największe szczęście i nie przekona się, czy powiedzenie, że „życie zaczyna się po trzydziestce”, to tylko frazes. Ja jestem już po trzydziestce i ani życie, ani ja, ani to miasto – Glasgow – nie są takie , jak wtedy.

Nie podzielę się z wami okolicznościami jej śmierci, bo nikt do końca nie wie, co się stało. Cokolwiek powiem, będzie spekulacją lub zostawi miejsce na pochopne wnioski, więc z szacunku do pamięci o niej, jej rodziny i przyjaciół, którzy wciąż przebywają tu na obczyźnie, pominę ten detal. Odeszła przedwcześnie – to wystarczająco definitywne stwierdzenie. To, o czym chcę wam opowiedzieć, to moje wspomnienie chwili, kiedy ostatni raz widziałam ją żywą oraz obrazy i myśli, które nawiedzały moją głowę między tym momentem a dwoma dniami później, kiedy dowiedziałam się, że odeszła.

„Zawsze, gdy wracam myślą do tych dwóch dni – czasu, który upłynął między twoim odejściem, a momentem, w którym się o tym dowiedziałam – myślę o gwiazdach. Czy wiedziałaś, że światło z gwiazdy znajdującej się najbliżej nas dociera na ziemię po czterech latach? Oznacza to, że za każdym razem, gdy je widzimy – gdy oglądamy jakąś gwiazdę – tak naprawdę widzimy to, jak wyglądała ona w przeszłości. Te wszystkie migoczące świetlne punkciki, każda z gwiazd na niebie mogła się wypalić lata temu. Całe niebo mogłoby być już puste, a my nawet byśmy o tym nie wiedzieli.”1

Za późno, za mało 

We wspólnym mieszkaniu trzymałam się na uboczu, najlepiej czułam się w mojej własnej przestrzeni tylko mojego pokoju. Mijałam się z resztą lokatorów, każde z nas miało swoje prace i spędzało długie godziny poza domem. Czasem nie spotykałam nikogo z domowników przez kilka dni ciągiem. Najczęstszym miejscem spotkań była kuchnia, gdzie ktoś kończył robić obiad, podczas gdy ktoś inny wpadał zrobić sobie herbatę.

Nie szukałam ani jej ani niczyjego towarzystwa. Taki smutek jak jej potrafi przygniatać, nasiąkałam nim, gdy byłam wystarczająco blisko. To przy tych krótkich interakcjach w kuchni pożyczyłam jej  moją nową oryginalną płytę Leony Lewis, kupioną z niemałą satysfakcją za moje ciężko zarobione pieniądze. Tam w piątek umówiłyśmy się na spontaniczne oglądanie filmów. Ona wyjątkowo spędzała ten piątkowy wieczór w domu, a ja już całe wieki nic nie oglądałam. Jeden film. Drugi film. Kilka zamienionych zdań, które były zbyt nieśmiałe, aby ewoluować w rozmowę. Chciała puścić kolejny film, byle leciały i byle tak siedzieć. Wycofałam się niezręcznie, chciałam już zakończyć wieczór i schronić się w moim pokoju. Mogłabym przysiąc, że jej spojrzenie było błagalne i nie chciała zostać sama.

Tej nocy dręczyły mnie koszmary

Doświadczyliście kiedyś paraliżu sennego? Mówi się, że podczas paraliżu możliwe jest występowanie różnego rodzaju halucynacji, zarówno wzrokowych, słuchowych jak i dotykowych. Prawie zawsze towarzyszy mu przyśpieszony rytm serca oraz uczucie strachu. Wiązany jest ze współczesnymi relacjami nawiedzenia przez duchy, wykazując wspólne z takimi doniesieniami cechy – niemożność ruchu, wrażenie czyjejś obecności w pobliżu, halucynacje ciemnej postaci.2

Mój duch siedział w szafie. Ta, zasuwana i wyposażona w wielkie lustro, usytuowana wzdłuż mojego łóżka, pozwalała mi przeglądać się w nim cała, kiedy leżałam twarzą w jej stronę. Wydawało mi się, że nie śpię, gdy ujrzałam, że drzwi na wysokości mojej głowy odsuwają się powoli, ale sukcesywnie. Strach ścisnął mnie za gardło, nie mogłam się ruszyć, w ogóle zmienić pozycji. Tam ktoś siedzi – kołatała się myśl.

W rogu szafy, kuląc się w kuckach, siedziała bardzo chuda i sinoszara figura. Nogi i ręce, kostki jak patyki. Wyciągnęła w moją stronę przeraźliwie drobną dłoń, bezradnie próbowała mnie dosięgnąć w geście proszącym o pomoc i wyglądała, jakby chciała wydobyć głos, ale nie mogła. Wyobrażałam sobie, że gdyby dźwięk wybrzmiał, byłby to pełen goryczy jęk z samego serca otchłani smutku, która jak czarna dziura zasysa nadzieję. Nie mogłam znieść tego zawieszenia –   tak blisko, a tak daleko i żadne z nas nic nie może zrobić. Skupiłam moją energię na tym, aby zacisnąć powieki. Gdy zamknęłam oczy, obraz zniknął.

Po przebudzeniu czułam się bardzo nieswojo, przepełniało mnie uczucie odrealnienia. Jednakże dość szybko zracjonalizowałam moje nieprzyjemne doświadczenie. Przecież byłam w żałobie, postrzegałam świat przez pryzmat śmierci dziejącej się ciągle i wszędzie. 

Powrotów nie będzie

W poniedziałek rano, gdy byłam już w pracy, zadzwoniła do mnie druga współlokatorka, która była bliżej z Agą. Była zaniepokojona. Nie wiedziała, gdzie ta pierwsza podziewała się cały weekend. Nie zjawiła się też na rozpoczęcie swojej poniedziałkowej zmiany. To jeszcze nie koniec świata, czasem ludzie się spóźniają lub zaimprezują z niedzieli na poniedziałek i idą we wczorajszych ciuchach prosto do pracy z czyjejś kanapy. Niemniej,  słuch po niej zaginął i póki co wyglądało na to, że to ja rozmawiałam z nią jako ostatnia (w piątek wieczorem).

Kolejna wiadomość przyszła w przeciągu paru godzin. Znaleziono ją i zidentyfikowano. Policja przeprowadzała dochodzenie. Teraz byli w naszym mieszkaniu, próbując odtworzyć jej ostatnie dwa dni –  gdzie, z kim, co, kiedy. Główny lokator, który wynajmował lokal, a naszej trójce podnajmował pokoje, poinformował mnie, że nie mogę po pracy zjawić się w domu. Sprawa się komplikowała, bo tylko jego wynajem był udokumentowany i legalny, a tu się nagle okazuje, że tam mieszkała również „martwa dziewczyna”. Niedługo po tym, kazano się nam wszystkim stamtąd wynosić. 

Zostałam wplątana w tę sytuację dość niespodziewanie dla siebie. Jej najbliżsi przyjaciele i rodzina, która wkrótce zjawiła się, aby dopilnować procedur, mieli do mnie pytania i przypisali znaczenie temu faktowi, że byłam wskazana jako ostatnia osoba (w zasięgu ręki i ustalona na podstawie tego, co było wiadomo), która z nią rozmawiała. Czy powiedziała coś istotnego, czy mam im do przekazania coś wartego zapamiętania? Wtedy postanowiłam sobie, że postaram się być bardziej obecna w każdej rozmowie z drugą osobą, którą odbywam, bo nigdy nie wiadomo, kiedy padnie coś naprawdę ważnego.

Choć nie potrwało to długo, dziwnie jest mieszkać w miejscu, gdzie nagle kogoś zabrakło, nawet jeśli był prawie  obcy. Moja płyta Leony Lewis wciąż tkwiła w jej odtwarzaczu. Druga współlokatorka, jej dobra znajoma, słuchała jej w kółko i płakała. W końcu poprosiłam o zwrot. Dziś ugryzłabym się w język i pozwoliła jej wierzyć, że to była płyta Agi –  jej melodie, myśli, emocje –  które może zatrzymać i słuchać tej płyty tyle razy, aż ją zedrze lub przestanie boleć.

To było dla mnie mocne doświadczenie, rozszczelniające oczy. Miałam 19 lat, dopiero zdałam maturę, po raz pierwszy żyłam z dala od domu i na własną rękę, i na własne oczy widziałam, co z człowiekiem potrafi zrobić smutek.

„Był taki moment, gdy moja mama już wiedziała, co się stało, a sens tej informacji już do niej dotarł. Ja w tym czasie beztrosko biegałam po trawie, tak jak każdego innego dnia. I był taki czas, gdy ktoś inny już wiedział, a moja mama jeszcze nie. I czas, gdy wiedziała o tym twoja mama i prawie nikt inny na tej planecie.
A to oznacza, że był taki moment, że ciebie już nie było, a nikt na Ziemi nie miał o tym pojęcia[…]
I jest to coś na wskroś samotnego.”3

Agnieszka Ramian

1,3 Fragmenty pochodzą z książki: „Serce meduzy”, Ali Benjamin, ZYSK I S-KA Wydawnictwo, Poznań 2018.

2 https://pl.wikipedia.org/wiki/Pora%C5%BCenie_przysenne

5 2 votes
Oceń artykuł
Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze