22 lata! Poznaliśmy się 22 lata temu. Była jesień 1993 roku, kampus jednego z uniwersytetów na Tajwanie.
Od sześciu miesięcy mieszkałam już na tym kampusie i chodziłam jako wolny słuchacz na zajęcia na wydziały sinologii i anglistyki. Tak z nudów, nie byłam studentką tego uniwersytetu. Byłam po trzecim roku studiów sinologicznych w Warszawie i przyjechałam na Tajwan z … moim ojcem, który pracował właśnie na tym uniwersytecie.
Dopiero dwa tygodnie przed wylotem do Polski poznałam Tima i … od razu się w nim zakochałam. Był inny niż pozostali studenci tajwańscy, świetnie mówił po angielsku (mieszkał 6 lat w UK), wiedział gdzie leży Polska (!), prowadził uniwersytecką stację radiową i studencki klub języka angielskiego, jeździł na nartach, wynajmował pokój w olbrzymim domu poza kampusem, a nie gnieździł się jak reszta studentów w akademiku, a przede wszystkim nie bał się rozmawiać z “białą”!
W ciągu tych ostatnich dwóch tygodni na Tajwanie widzieliśmy się zaledwie kilka razy. To jednak wystarczyło byśmy zaczęli snuć plany spotkania w zimie w Europie. Tajwan opuszczałam ze łzami w oczach i kamieniem na sercu.
Spotkanie na nartach w Austrii nie doszło do skutku, nie udało mi się zaoszczędzić wystarczająco dużo pieniędzy by tam polecieć. Czekałam aż do lata kiedy to Tim przyleciał do mnie, do Polski. Znowu widzieliśmy się jedynie dwa tygodnie. Rozstając się nie wiedzieliśmy kiedy się ponownie zobaczymy. Nie zdradziłam Timowi, że starałam się o stypendium na Tajwan, bo przecież nie byłam pewna czy je dostanę. A jednak …
We wrześniu 1994 roku wylądowałam z powrotem na Tajwanie! Otrzymałam od rządu tajwańskiego roczne stypendium na naukę języka chińskiego!
Był to burzliwy rok, nie wiedzieliśmy czy nasz związek ma sens – inna kultura, inna religia (rodzina Tima to prezbiterianie, a moja katolicy – obie rodziny dość mocno zaangażowane w sprawy kościelne). Jedynie z językiem nie mieliśmy problemów, bo oboje bardzo dobrze znaliśmy angielski.
Rozmawialiśmy o wszystkim, o historii i literaturze Polski i Tajwanu, o naszych rodzinach, o naszych marzeniach. Wszystkiego chcieliśmy się o sobie nawzajem i o naszych Ojczyznach, dowiedzieć. Podejmowaliśmy trudne tematy, np. naszego stosunku do homoseksualizmu, do adopcji, do wychowania i edukacji dzieci. Im więcej rozmawialiśmy, tym bardziej byliśmy przekonani, że musimy być razem.
Roczne stypendium zbliżało się ku końcowi. Tim właśnie skończył studnia i groziła mu dwuletnia służba wojskowa. Byłam załamana, że nie będę mogła go zobaczyć przez dwa lata! Chciałam przedłużyć stupendium, zostać na Tajwanie, by być bliżej niego. Ku naszej olbrzymiej radości okazało się, że Tim został zwolniony ze służby wojskowej (dlaczego? to długa historia). I jednak rozsądek zwyciężył – wróciłam do Polski, by skończyć studia.
14 lutego 1996 r., w Walentynki, czekałam na Okęciu na Tima. Przyleciał! Nie widzieliśmy się pół roku, czyli całą wieczność!
Były to jeszcze czasy sprzed powszechnego dostępu do Interentu, a co za tym idzie e-maili, nie było Skype – były tylko telefony i listy. Ja dzwonić na Tajwan nie mogłam – zbankrutowałabym. Na szczęście mój Tata, pracując w PAN, miał swój e-mail, tak więc pisałam z Timem używając e-maila Taty 🙂 Wiem, wiem, teraz to nie do pomyślenia, ale wtedy nie było innego sposobu.
W kilka dni później przylecieli Rodzice Tima i odbyły się oficjalne zaręczyny. Wszystko musiało być jak należy. Wraz z Timem doszliśmy do wniosku, że przed ślubem Rodzice powinni się poznać, a jego Rodzice powinni zwiedzić Polskę. Moi byli już wcześniej na Tajwanie, więc wiedzieli co to za wyspa, znali jej historię i poznali wielu Tajwańczyków.
Po kilku tygodniach Tim wrócił na Tajwan, a ja zabrałam się nie tylko za przygotowania przedślubne, ale i za dokańczanie pisania pracy magisterskiej!
Ślub kościelny wzięliśmy 29 czerwca 1996 r. w Kościele Akademickim Św. Anny w Warszawie. Prawnie nie był on jednak ważny, gdyż było to jeszcze przed podpisaniem przez Polskę konkordatu. Tylko w tym kościele nie wymagano najpierw świadectwa ślubu cywilnego, a takowego nie mogliśmy dostać, bo załatwienie wówczas wymaganych papierów graniczyło z cudem. (Teraz jest to dużo łatwiejsze).
Tak więc ślub cywilny, a właściwie tylko podpisanie papierków, mieliśmy kilka tygodni później na Tajwanie. W sierpniu 1996 roku znaleźliśmy się w USA i rozpoczęliśmy życie we dwójkę, z dala od rodziny i znajomych.
I tak minęło już ponad 19 lat od dnia naszego ślubu i szczerze powiedziawszy nie żałuję ani jednej chwili spędzonej u boku Timcia. Mamy wspaniałą rodzinę, trójkę dzieci: Zosię, Jasia i Anię i od 13 lat mieszkamy na Tajwanie.
Dorota / Babel School in Taiwan
Piękna historia.
Dzięki, dzięki.
To wszystko przez te stypendia 😉
Wszystko się zgadza to wina stypendium, gdyby nie one to czy to wogóle byłoby możliwe. Jak jest prawdziwa miłość to nie ma wymówek nawet na brak internetu i drogie telefony. Gratuluję pięknej historii i utalentowanych dzieci. Dorota już udzielała wywiadu na tej stronie więc jest i ciąg dalszy.
Oj tak , tak. 😉
Śliczna historia :-D. Rewelacja, że taki związek mógł się utrzymać bez internetu 🙂
Teraz nie możemy sobie tego wyobrazić, prawda? Ale wówczas było to normalne 🙂
My co prawda byliśmy w tym samym kraju ale zaczynaliśmy nasz związek na odległość też w czasach bez komórek, sms i maili. Były listy papierowe i wieczorne rozmowy przez akademikowy telefon z podsluchujaca panią recepcjonistka kiedy już mężowi udało się wstrzelic między dwie rozmowy dzwoniąc z aparatu bez funkcji redial… O wysokości rachunków nie wspomnę. …
To były czasy … 😉
Przepiekna historia 🙂 przeczytalam ja sobie na dobranoc 🙂
Dziękuję 🙂
I jakie piękne zdjęcie ślubne! <3
Moje ulubione zdjęcie 🙂 W kościele Św. Anny w Warszawie.
Piękna historia! Wyglądacie na uroczą rodzinkę!
Dziękuję 🙂
piękna historia .. !
[…] optymistką, coraz częściej nawiedzają mnie czarne myśli o wojnie pomiędzy Chinami i Tajwanem. Mój mąż jest Tajwańczykiem, ale też jest gotów zmienić miejsce zamieszkania, może jeszcze nie teraz, […]