FelietonyNajpopularniejszeemigrant

Emigrant zapraszany jest na wesela, chrzciny, komunie i urodziny.

Gdyby tylko chciał, jego kalendarz byłby wypełniony po brzegi spotkaniami rodzinnymi.
– A dasz, emigrancie, radę przyjechać?
– Niestety, nie uda mi się wziąć wolnego.
– No ale to przecież jest w weekend…

Nikogo nie obchodzi, ile zachodu kosztuje emigranta dojazd na roczek bratanka czy osiemnastkę siostry. Nikogo nie interesuje, że dojazd do Polski to dwanaście godzin w aucie. Myślą przecież, że emigrant może wsiąść w samolot, półtorej godziny i będzie na miejscu… Ale nikt nie zdaje sobie sprawy, ile czasu zajmuje dojazd na lotnisko, odprawa, a potem trzeba dostać się z lotniska do domu. Nikt nie myśli o tym, że jeśli impreza jest w sobotę, emigrant najprawdopodobniej musi już wziąć wolne w piątek i poniedziałek. Ziarnko do ziarnka i po urlopie… Ale co z tego! Nikogo nie obchodzi, że na wesele emigrant musi lecieć z drugiego końca świata i nikogo nie obchodzi, ile kosztuje go bilet… No ale emigrant to bogaty przecież, może zapłacić za partnera i dwójkę dzieci, ubrać się na wesele, dać prezent… Emigrant może wszystko.

Zdecydował się jednak pojechać…

Dociera na tę komunię. Siada przy stole z resztą klanu, którego nie widział dobry rok. U nich zmieniło się wiele, dzieci poszły już do szkoły, kolejne w drodze, dom jest prawie wybudowany, nie zmienia się tylko pracodawca – jak zwykle do bani. No i podejście do życia to samo – oj jak w tym kraju źle i kradną. A u emigranta wszystko po staremu. Ma swoją ulubioną pracę, w której jest doceniany, dobrze zarabia i w poniedziałki cieszy się na powrót do biura. Jeździ na wakacje kilka razy do roku, bo zamiast budowania domu tak postanowił spożytkować swoje pieniądze, nie ma dzieci, bo tak zdecydował emigrant, a nie jego rodzina…

No i ten emigrant, przy tym komunijnym stole nie ma o czym rozmawiać. Czuje się niemal jak intruz, czuje, że nie należy do rodziny. Myśli sobie, a czemu nie ma tu jakichś obcych ludzi, z którymi mógłbym się normalnie dogadać? Bez osądów. Nie może opowiadać, że mu dobrze, bo wyjdzie na człowieka, który zadziera nosa. Nie może mówić, że był tu i tam, bo będzie, że się przechwala. Emigrant nie chce odpowiadać na pytania, kiedy w końcu zjedzie z tej emigracji i wróci „do domu”. Emigrant się dusi. I marzy o powrocie do siebie…

Wraca więc do miejsca, które nazywa domem. Najczęściej według emigranta jest to miejsce, w którym mieszka z rodziną, żoną, mężem, dziećmi i psem. Nie ma znaczenia czy jest to USA, Francja czy Brazylia, bo emigrant lubi się przecież przeprowadzać. Za pięć lat może to być już inny kontynent, a i tak będzie to dom, byle razem.

Wraca. Po godzinie witają go stęsknieni sąsiedzi, wpadają na szybkie piwo. A emigrant oddycha i czuje się, że wreszcie wrócił do siebie, że może być sobą, że może szczerze porozmawiać i znów zacząć oddychać.

A gdyby tak odwrócić sytuację?

Córka emigranta ma komunię. Ile osób przyjedzie? Może rodzice, może siostra, która ma akurat wolne na studiach. Emigrant organizuje trzydziestkę. Ile rodzeństwa zaszczyci go swoją obecnością na imprezie? A wesele? Czy wszystkie ciotki-klotki z wujkami i dziećmi zdecydują się na jazdę dziesięć godzin tylko po to, żeby przyjechać na ślub emigranta? Może zgłoszą się tutaj osoby, które powiedzą – tak, moja rodzina rzuca wszystko i przyjeżdża… i super! Tylko tych ludzi będzie garstka; nikt nie poleci do Tajlandii, bo emigrant świętuje swoją czterdziestkę.

Takie właśnie jest życie emigranta. Musi sobie znaleźć swoją rodzinę za granicą, przyjaciół, których wybrał, by się nią stali. Buduje swoje życie, tworzy je na nowo, po swojemu. Czasem chętnie pobawi się na rodzinnym ślubie, w końcu żadne wesela nie dadzą emigrantowi tyle radości, co typowe swojskie weselicho, ale jeśli ma na to wesele lecieć z Chin, to pewnie zastanowi się dwa razy.

Czy życie emigranta jest smutne, bo omijają go te wszystkie bale? Absolutnie nie! Jest za to inne i niestety nie każdy członek rodziny jest to w stanie zrozumieć…

Martyna Niedzielska

0 0 votes
Oceń artykuł
Subskrybuj
Powiadom o
guest
16 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
Marta
Marta
6 lat temu

Bardzo, bardzo prawdziwe. Dodałabym jeszcze tylko ten moment, w którym to emigrant musi dzwonić do rodziny, bo rodzina nie zadzwoni, wszak za granicę to drogo… I absolutnie nie jest otwarta na komunikatory używające transmisji danych…

Agnieszka
Agnieszka
6 lat temu

Sama prawda. W tym roku stuknie nam 4 lata na emigracji. Stuknęła mi tez 30, która otworzyła mi oczy na rodzinę, przyjaciół. Dla mnie kilometry nie stanowią problemu… a zdecydowanie dla najbliższych tak. Zastanawiam się, czy wreszcie dać sobie spokój z ta ciągła troska o najbliższych skoro to jest tylko w jedną stronę. Nie mogę pojąć ich rozumowania. Ale przecież Wam jest tak dobrze, czego chcieć więcej? Macie wszystko, a w Polsce tylko ciągle jest beznadzieje. Nikt nie rozumie tego ile poświęcamy będąc na emigracji. Wysyłam promyki wsparcia i pozdrowienia

Kate
Kate
6 lat temu

Prawda absolutna prawda
Jak dobrze,że ja nigdy nie lubiłam rodzinnych uroczystości.Zazwyczaj odmawialam na zaproszenia. Oczywiście uważano mnie za odlutka.A teraz mam spokój wysyłam prezent i po kłopocie.

lw
lw
6 lat temu

wszystko sie zgadza. Dodam ze jak jedziemy do Polski to poniewaz rodzicow/dziadkow naszego syna mamy mamy w roznych czesciach Polski wiec dodakowo wynajmujemy samochod. To jest oczywiscie dla czesci rodziny problemem bo czuja sie zobowiazani zeby oceniac w kuluarach to co robimy z pieniedzmi :). Oczywiscie wszyscy spodziewaja sie malych prezentow w trakcie odwiedzin no bo to milo jak sie do kogos przyjezdza wpasc z kwiatkiem, butelka i czyms dla dzieci ale to oczywiste. Koniec koncow wyjazd do Polski to dla nas zwykle koszt porownywalny z wakacjami na Balearach na ktorych wynajmujemy dom z basenem , Roznica jest taka ze… Czytaj więcej »

Edyta
Edyta
6 lat temu
Odpowiedz  lw

Hej. Ja od roku jak jadę, wynajmuję pokój w hotelu. Moi rodzice są urażeni, ale trudno, muszą zaakceptować…. Z wielu powodów, choćby to, że im się roi, że ja po 10 latach wrócę i zamieszkam w ich domu…. Więc tym bardzie jmam ochotę podkreślać, że z tym domem nei jestem już związana, mam już swój.

Edyta
Edyta
6 lat temu

Jak bardzo prawdziwe to, co napisałaś! Ja niechętnie jeżdżę do Polski, a jak już tam jestem, chcę jak najszybciej do domu, do mojej kochanej Danii, którą wybrałąm, i która mnie przyjęła taką, jaką jestem. W zeszłym roku też miałam 40 urodziny, i nikt z Polski nawet nie zadzwonił, żeby złożyć życzenia…. Za to moi duńscy przyjaciele byli, moja przyjaciółka Portugalka. Tylko w 1 roku w Danii rodzina przyjechałą do mnie na Święta. Niebawem będzie u mnie duża impreza- bierzmowanie syna, i szczerze móiąc nie wiem, czy uda się zgromadzić chociaż dziadków…. W Polsce mamy jeszcze ten problem “powinności”- kto do… Czytaj więcej »

litermatka
litermatka
6 lat temu

To my chyba szczęściarzam jesteśmy, bo w ojczyznie najbliżsi dostosowują często swoje kalendarze do nas, odwiedzają nas w naszym nowym kraju i nawet na wakacje udaje nam się razem czasem jezdzić. Wydaje mi się, że to nie jest reguła, choć wiem, że często się tak zdarza, jak w artykule.

Aga
Aga
6 lat temu
Odpowiedz  litermatka

Nasze rodziny też bardzo często dostosowują się do naszych przyjazdów i czasami przyjeżdzają do nas. Nikt trz nie oczekuje naszego przyjazdu na komunie, sluby itd, ale ja sobie nie wyobrazam, zeby tak wazne uroczystosci mnie pminely wiec latamy i jezdimy w ta i spwrotem czasami. Jedynie tylko jest zawsze licytacja ktora mama czy babcia robi niedzielny obiad… i w rezultacie czesto jemy dwa obiady w jednym dniu.

Anastazja
Anastazja
6 lat temu

Te same obrazy… jak w tafli wody. 8 rok na emigracji. Rodzinne spotkania mnie uwieraja. Zapraszają a potem Cię olewaja…ale w odwrotnej sytuacji ja muszę być służąca, przewodnikiem, tłumaczem, wodzirejem a przede wszystkim sponsorem. Boli, gdy nie pamiętają o moich urodzinach czy imieninach… ale mnie rozliczają ze wszystkiego. Ostatnio zastanawiałam się o wynajęciu pokoju w hotelu po tym, gdy w moim łóżku pod moją kilkudniowa nieobecność, spało kilka osób. Pościel smierdziala potem, a ja obiecywalam sobie że następne wakacje spędzę w Portugalii, bo taniej. Z drugiej strony emigracja to dla mnie oddech od konfliktowej rodziny. Dzięki Bogu, że dziela nas… Czytaj więcej »

Edyta
Edyta
6 lat temu
Odpowiedz  Anastazja

Dokladnie….

lw
lw
6 lat temu

Nie wiem jak sie tu znalazlem ale jestem facetem, raczej :). Jeszcze cos mi sie przypomnialo z katalogu rzeczy ktore mnie irytuja. To dzwonienie przyjaciolek, kolezanek kuzynek, wujkow, kuzynow ,cioc ktore chca pogadac. Pisza smsa czy moja zona ma czas i oczywiscie oczekuja ze ona oddzwoni. Duza czesc juz sie zmodernizowala i uzywa skype albo messengera ale to zwykle ci najbizsi , rodzice, rodzenstwo . Ci znajomi i kuzynki czesto sa dobrze sytuowani ale “daja znac ze mozemy pogadac” w domysle zadzwon do mnie bo przeciez to emigrant chce z pewnoscia sobie pogadac. Wlasciwie chyba nam przysluge robia. Wkurza mnie… Czytaj więcej »

Marcin
Marcin
6 lat temu

Bardzo dobry i trafny artykuł. Dokładnie przeżyłem to, co opisujesz… nawet 30 się zgadza, kiedy to na imprezie pojawili się znajomi z Niemiec oraz sąsiedzi… a z najbliższej rodziny była tylko ciotka i babcia od strony żony… Przykre, ale prawdziwe. Taką wybraliśmy/wybrałem sobie drogę w życiu i wcale nie narzekam. Jest mi z tym dobrze, bo wiem, komu tak naprawdę na mnie zależy.

Monika
Monika
6 lat temu

Gdy wyjedzie sie mieszkać za granice, to już nigdy nie jest sie u siebie. Z PL można uciec od toksycznych relacji i niby złapać świeży oddech u obcych, ale… gdy przyjdzie kryzys w danym kraju, albo płacąc tam podatki powiesz że coś ci sie nie podoba, albo uciszysz kogoś zbyt głośnego w bibliotece… usłyszysz, że to nie twój kraj i jak ci sie nie podoba, to wracaj skad przyjechałeś/aś. Gdy opuścisz swoj rodzinny kraj to już na zawsze wszędzie będziesz obcy…

Awatar użytkownika
Agnieszka R.
5 lat temu

A gdyby tak odwrocic sytuacje? Przez jakis czas spychalam na bok, na sterte rzeczy trudnych do zorganizowania, mysl o slubie. My z przed-mezem za granica, cala rodzina w Polsce. Jakie bylo moje zdziwienie, gdy okazalo sie, ze problemem jest, w ktorej czesci Polski sie spotkac, bo jestesmy z roznych. Ale halo, a moze by tak, ale ja… Nie widzi mi sie na wlasny slub sie wybierac tak, zeby wszystkim bylo wygodnie. Dorastam do stwierdzenia, ze mam na miejscu wszystko czego potrzebuje do zrealizowania tego przedsiewziecia.

I am Katarzyna.NL
5 lat temu

Tak bardzo to rozpoznaję.. Umiem zrozumieć fakt, że nie jestem odwiedzana zbyt często lub wcale. Ja otworzyłam się na świat, ale ludzie mają swoje powody i bariery – szanuję to i akceptuję. Chciałabym jednak, by tak samo starano się zrozumieć mnie.Tak, jak w artykule – dojazd na czyjąś uroczystość rodzinną wiąże się z wysiłkiem i to jest fakt. Czasami próbuję dokonać uświadomienia moich Polskich krewnych, ale wówczas wchodzimy w obszar narzekania i żałowania mnie, który jest daleko od mojego zamiaru.

Jar
Jar
5 lat temu

Można mieszkać w Polsce i nie widywać się z rodziną ani z kumplami. Z kumplami bo już mi się nie chce, a z rodziną – bo ten za tym nie przepada, a tamta jest nadęta i jak ją zaprosisz to udaje że Cię nie zna. Poza tym jak się ma kilkoro dzieci to tej rodziny jest naprawdę sporo i jakoś nie tęskni się do kuzynów, kuzynek czy nieco bliższej rodziny. Matka wystarczy, teściowa i szwagierka są w porzo, jest z kim się spotkać na święta. To normalne, że jak się ma własną rodzinę to ta dalsza lekko odpływa. Nie mówię… Czytaj więcej »