Felietonyfestiwal piwa

Czy kiedykolwiek zastanawiałaś się, co sprawia, że region Brabancji Flamandzkiej jest taki wyjątkowy? Nigdy byś nie zgadła! To magiczne powietrze! Jak to możliwe? Jeśli tylko odwiedzisz jeden z browarów warzących piwo typu gueuze czy lambic, od razu wszystko zrozumiesz. 

5 maja, wraz z koleżankami* z klubu Polki na Obczyźnie, wzięłam udział w Toer de Geuze – cyklicznej, odbywającej się co dwa lata, imprezie, podczas której można zwiedzić kilka lokalnych browarów i nie tylko poznać proces warzenia piwa, ale także (co więcej) spróbować tej magicznej mikstury.

Magicznej?

Tak – piwo lambic jest bowiem warzone podczas spontanicznej fermentacji, co oznacza, że brzeczka, piwna zupa, podczas chłodzenia jest wystawiana na powietrze Pajottenlandu (regionu wokół Brukseli), co umożliwia powstanie w tej mieszance unikalnej w skali światowej mikroflory. Nie dodaje się do tego piwnego zaczynu drożdżowego – one cudownie znajdują się już w powietrzu!

Piwo typu lambic leżakuje się w drewnianych beczkach. Jest to bardzo cierpki trunek. Znawcy mówią, że w smaku przypomina wino. Amatorka Kasia przyrównałaby je do gazowanego soku z kiszonej kapusty z cytryną.

Z kilku zmieszanych ze sobą lambiców robi się gueuze. Podczas festiwalu powstaje niezwykła butelka – Megablend – zlewka wszystkich geuzów z danego rocznika. Tylko dla specjalnych podniebień.

Jeśli do lambica dodamy sok z wiśni – otrzymamy kriek.

Każdy z browarów stara się również eksperymentować i mieszać piwo z co rusz to innymi ciekawymi ingrediencjami. Widziałyśmy piwo z imbirem, porzeczkami czy kwiatami dzikiego bzu.

Lindemans – Timmermans – Hanssens – Oud Beersel

Lindemans

Pierwszym odwiedzonym przez nas browarem był Lindemans. Dwa lata temu obchodził dwustulecie powstania. To ogromny moloch, w którym można było zwiedzić nie tylko halę produkcyjną, ale także kadzie warzelne, w których gotuje się piwny zacier z ziaren i chmielu oraz hale chłodzące, gdzie zachodzi magia.

Lindemans jak zwykle nie zawiódł i wprowadził nas w niesamowitą atmosferę swoich czarodziejskich trunków, snując opowieści niczym dym rozściełający się w korytarzach. Piwowarzy poczęstowali nas nie tylko sokami, które dodawane są do piwa, ale także nowymi kreacjami – Lindemans Tarot – jednym z owocami leśnymi, a drugim z egzotycznymi. Mogłyśmy także sprawdzić, czym różni się brzeczka roczna od tej dojrzewającej trzy lata.

Najbardziej zagorzali miłośnicy lambiców mogli sami pomieszać różne brzeczki z sokami i zamknąć je w pamiątkowej butelce.

Honorata miała okazję spróbować piwa z dodatkiem soku porzeczkowego – Lindemans Cassis. Ja z kolei skusiłam się na Megablend, wy już nie musicie.

Timmermans

Otworzony w 1702 roku i znany pod hasłem “piwo z krecikiem w logo” browar istnieje po dziś dzień. Do produkcji piwa używa się tam maszyn liczących ponad sto lat. Jako jeden z najstarszych browarów w Belgii, ma w swojej kolekcji oryginalne narzędzia piwowarskie z XVIII wieku.

Do piwa z Timmermansa dodaje się suszone szyszki chmielu, które mają przynajmniej sześć lat. Tam mogłyśmy zobaczyć piwnice z beczkami, a nawet spróbować piwa nalanego wprost z jednej z nich. Cierpkość piwa zapiłyśmy lambicami z truskawką i maliną.

Do domu wróciła ze mną butelka Timmermansa zmieszanego z piwem Guinness.

Hanssens

Hanssens to mały browar położony we wsi Dworp. Miałyśmy wrażenie, że zwiedzamy czyjś dom. Gości przyjmowano z ogrodzie. Zwiedzający siedzieli w altanie, bujali się na huśtawce czy obserwowali pasące się lamy z kucykiem. Obora pełniła funkcję baru.

W tym browarze beczki trzyma się na strychu. Jest to dosyć niebezpieczne posunięcie. Kilkakrotnie słyszałyśmy o tym, że w 2019 roku z powodu gorąca większość piwa spleśniała.

Oud Beersel

To kolejny z legendarnych browarów lambicowych z Belgii. W browarze powstałym w 1882 roku wciąż warzy się piwo, używając tradycyjnych metod (i magii).

Oprócz zwiedzenia browaru, skosztowania młodego gueuza, mogłyśmy również spróbować marmolady wyprodukowanej z wiśni, które służyły do produkcji krieka. Smarowidło zawierało mniej niż 1% alkoholu. Bardzo spodobał mi się ogródek znajdujący się na tyłach budynku. Mogłyśmy nie tylko zobaczyć sad wiśniowy, ale także spróbować naszych sił w tradycyjnych flamandzkich zabawach: wbijaniu gwoździa do pieńka czy rzucaniu podkową. Tam też uraczyłam się piwem macerowanym w drewnie wiśni oraz goframi.

Oto cztery miejsca odwiedzone podczas naszego pierwszego spotkania Polek na Obczyźnie podczas Toer de Geuze. Zostało jeszcze jedenaście.

Te browary nie tylko oferują doskonałe piwa kwaśne, ale także otwierają drzwi do fascynującego świata belgijskiego piwowarstwa, kultywującego tradycję, innowację i pasję. Przyznajemy z ręką na sercu, że nie zostałyśmy miłośniczkami lambiców, niemniej bawiłyśmy się świetnie. Może za dwa lata inne Polki na Obczyźnie mogłyby do nas dołączyć?

Katarzyna Pawluch

* na samym końcu byłam tylko ja i Honorata, ale plany były ambitniejsze

5 2 votes
Oceń artykuł
Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze