Stało się! Koronawirus fizycznie zmusił mnie do powrotu na ojczyzny łono, jednocześnie przykuwając mnie niewidzialnymi okowami do domu rodzinnego.
Wraz z mężem utknęliśmy w Polsce, do której co prawda przyjeżdżam regularnie, ba, nawet trzy-cztery razy do roku, jednak zwykle są to wizyty ekspresowe. Zazwyczaj załatwiam sprawy typowo emigranckie – kosmetyczka, ginekolog, fryzjer, dentysta, a także kompulsywnie odwiedzam drogerie i apteki. Nieliczne dni w ojczyźnie wypełniają mi kawy i herbaty ze znajomymi oraz obiady i kolacje z krewnymi. Przez ostatnią dekadę moje pobyty w Polsce sprowadzały się do tej opętańczej bieganiny oraz zdawania otoczeniu relacji z licznych wojaży, remontów, planów i pomysłów. Dlatego aktualnie ponowne wejście do tej „polskiej rzeki”, jest dla mnie doświadczeniem nowym i onieśmielająco zaskakującym.
Pierwszy tydzień pobytu u rodziców spędziłam na odgruzowywaniu mojego dawnego pokoju. Zaczęłam sortować książki i materiały ze studiów, grzęznąc w nich niczym w archeologicznych wykopaliskach. Przeglądając ślady dawnego polskiego życia, poczułam się obco – jakby te rzeczy nigdy nie należały do mnie, choć gdzieś i kiedyś już je widziałam. Nawet odręczne pismo moich notatek wyglądało jakby należało do kogoś innego. Etapem drugim było segregowanie ubrań i tu podobne zaskoczenie – szafa pełna ciuchów – niby moich, ale już nie moich. Wiele za małych, za pstrokatych, za ekstrawaganckich. Niektórych za nic w świecie bym już na siebie nie włożyła. Mimo to moi rodzice przez ponad dekadę stali na straży tych artefaktów, pieczołowicie trzymając wszystko w nienaruszonym stanie. Zupełnie jakby zakładali, że kiedyś jeszcze wrócę na stare śmieci, założę tunikę z Myszką Miki i będę czytać książki z lat szkolnych.
Powrót do domu rodziców to podróż w czasie i przestrzeni. Dom, po którym dawniej mogłam poruszać się po omacku, nagle stał się obcy. Fala remontów, która odbyła się już pod moją nieobecność, zmieniła ustawienie niektórych mebli i poprzestawiała ściany. Wnętrza nagle straciły proporcje, poszczególne meble zaczęły wydawać się nieustawne, a niektóre dekoracje – przaśne. Dysonans poznawczy w domu rodzinnym, w którym jakoś ciężko się odnaleźć. Na powrót odkrywam również meandry rodzinnego ogródka, dostrzegając jego zmarnowany potencjał. Badam również znajomą-nieznajomą okolicę, której dzikość i autentyczność niestety przegrywa w starciu z inwestycjami deweloperskimi. Niby jestem u siebie, ale widzę i czuję, że na nowo uczę się tego miejsca i próbuję jakoś ponownie wpisać się w jego paradygmat. To zabawne, że czułam się tu na miejscu, wcale na miejscu nie będąc. Mieszkanie w wyobrażeniach o moim domu rodzinnym było przyjemniejsze, niż rzeczywiste zamieszkanie tu ponownie nawet na krótko.
Na dodatek ten świat, który w mojej głowie zaliczał się już do sfery wspomnień i sentymentów, nie przyjmuje do wiadomości mojej ponad dziesięcioletniej absencji. Za wszelką cenę chce mnie wepchnąć w koleiny dawnego życia, za nic mając bagaż doświadczeń, który przez lata gromadziłam na obczyźnie. Wszystko zdaje się mówić mi, że nie wróciłam z emigracji, lecz z hibernacji, że moje życie za granicą to niby tylko mrzonka, epizod, przedłużone wakacje, które nareszcie dobiegły końca i trzeba wrócić na utartą polską ścieżkę. Ta konfrontacja z rzeczywistością sprawia, że odsuwam myśli o ewentualnej repatriacji. Ten wymuszony sytuacją powrót do Polski odarł mnie całkowicie z majaków i urojeń. Okazało się, że nie jestem w pełni gotowa, by być Polką w Polsce, więc po cichu odliczam dni do mojej post-koronawirusowej ucieczki z kraju.
Kinga Eysturland
Dość smutny tekst. Może teraz już nie, ale jeszcze kilka lat temu miałen wrażenie, że przybywanie do miejsca mojego urodzenia w jakimś sensie mnie „upupia”, sprowadza do stanu ze szkoły średniej, która już dawno za mną. Przy czym zastanawiam się, czy w kraju swej emigracji też by Cię coś teraz nie ugniatało. Ja mam właśnie odwrotną sytuację, w której okazuje się, że mieszkanie w kraju, w którym się nie urodziło (a w dodatku język ojczysty tego kraju zna się bardziej gorzej niż lepiej), to nie jest takie „hop siup” (tzn. może są kraje, w którym jest, ale ten się do… Czytaj więcej »
Lepiej bym tego nie ujęła. Dokładnie takie mam uczucia gdy wracam do domu rodzinnego
OMG, jak trafnie!
Tak tak Kiniu. Kuntakinte z plemienia Mandingo kiedy po latach odnalazl swoja wioske i ja odwiedzil swierdzi ze jest za bialy zeby tu zyc i za czarny gdzie zyje teraz. Ale znajac Twoj dom i jego zakamarki troche sie wzruszylem.
Zastanawiam się jak mogę się aż tak bardzo różnić w swoich odczuciach, zastanawiam się dlaczego.. Jedyne co przychodzi mi do głowy to fakt że w przeciwieństwie do autorki jestem już w średnim wieku a dokładnie- jestem półwieczna 🙂 Osiem lat na wyspach z czego pierwsze dwa w przepięknym zakątku Walii. Spacery wzdłuż klifów, praca którą przecież lubię, żadnej bariery językowej, bo angielskiego uczyłam się „od zawsze”. Myśl o powrocie przez cały czas kołatała mi się w głowie z mniejszą lub większą intensywnością. Wyobrażałam sobie dziesiątki razy jak przekręcam klucz w zamku i wchodzę już nie na tydzień czy dwa ale… Czytaj więcej »
Bardzo ciekawy wpis, bardzo interesujący punkt widzenia i w sumie ciężko się z tym nie zgodzić. Ja jestem na etapie poczucia życia własnie w takiej „hibernacji” za granicą, mimo że nie planuję póki co powrotu. Może zbyt mało czasu minęło odkąd wyjechałam (4 lata). Wciąż mam takie wahanie, że przecież centrum mojego życia jest „tu”, wszystko dzieje się „tu”, a moje myśli i uczucia ciągną wstecz… Tak jakby „tutaj” nie bylo prawdziwego życia, jakby prawdziwe życie toczyło się tylko w Polsce… Bardzo dziwne rozterki. Dzięki za ten wpis!
[…] Emigracja ją zmieniła. Brak emigracji zmienił jej bliskich. Czuła to podskórnie od pewnego czasu, chociaż przekonała się o tym dopiero po powrocie. Dość boleśnie, mimo że nie nagle. W trakcie każdego kolejnego spotkania z przerażeniem stwierdzała, że z przyjaciółmi łączy ją coraz mniej. Niektóre różnice są nie do przeskoczenia. Wspólne wartości zniknęły. Każdy żyje swoim życiem i właściwie to nikt nie czekał. Łatwiej umówić się ze specjalistą na NFZ niż wieloletnią przyjaciółką. […]