Święta i tradycje

Świekrowie mieszkają w Kunmingu, tak samo jak my.

Niestety dość daleko – prawie cztery kilometry od nas w linii prostej. Podróż autobusem to osiem przystanków i solidny spacer – łącznie podróż trwa niecałą godzinę. Tyle, że w związku z koronawirusem staramy się nie jeździć środkami komunikacji miejskiej – wiecie, nigdy nie wiadomo, kto jechał z nami lub przed nami, a nasza czterolatka zawsze czegoś dotknie i nie zawsze da się jej upilnować.

Samochodu nie mamy. Dlatego od obchodów chińskiego Nowego Roku (czyli przez ostatnie cztery miesiące z hakiem) mała widziała się z dziadkami zaledwie trzy razy.

Oni zresztą też właściwie nie wychodzą z domu, ponieważ są w tej grupie wiekowej, w której ryzyko powikłań wirusowych jest najwyższe.

Dzień Matki obchodzi się w Chinach w drugą niedzielę maja.

Rano złożyliśmy mamie mojego męża serdeczne życzenia i nawet nie zająknęliśmy się na temat niespodzianki. A niespodzianka była taka, że po południu zapakowaliśmy córkę do wózka i wybraliśmy się do świekrów na piechotę. Szybki marsz zajął nam ponad godzinę. Rano przygotowałam tort mango, po drodze kupiliśmy świeże owoce i trochę pysznego jedzenia na wynos.
Musieliśmy pukać trzy razy – świekrowie nie spodziewali się gości, więc zamknęli drzwi wejściowe na cztery spusty i właśnie ćwiczyli na matach (koronawirus zmusił ich do zastąpienia aktywności sportowej na świeżym powietrzu ćwiczeniami w domu).

„Co wy tu robicie?” – pyta świekra, a my zaczynamy śpiewać dla niej piosenkę, by złożyć jej życzenia.

„To jest też twoje święto!” – mówi do mnie i się przytulamy; chyba tylko dzięki temu widzę, że ma mokre oczy.

„Nie trzeba było!” – strofuje nas, gdy zaczynamy wyciągać torby z owocami. Za to świekr się promiennie uśmiecha: „Właśnie dziś chciała mnie wysłać po wiśnie – jeszcze ich nie jedliśmy w tym roku. A tu winogrona! Też miałem kupić!”.
Składamy życzenia. Wspólnie z małą robimy wielki napis „Wesołego Dnia Matki” i odrysowujemy nasze ręce. Dziadkowie cieszą się z wizyty ukochanej wnuczki; patrzą, jak tańczy i śpiewa, oglądają z nią zdjęcia. Wśród śmiechów-chichów zjadamy kolację i tort („Och, jaki pyszny! Takiego się nie kupi!”), a na deser jest jeszcze jedna niespodzianka – durian. Okazało się, że świekra jeszcze nigdy tego owocu nie próbowała. Wprawdzie nie zasmakował jej, ale – spróbowała czegoś nowego.

Gdy się żegnaliśmy, świekra, ocierając znów oczy, powiedziała, że to najmilszy Dzień Matki, jaki kiedykolwiek przeżyła.

Długo trwało, zanim moje usta nauczyły się mówić ma do tej obcej kobiety, matki mojego męża. Jeszcze dłużej trwało, zanim za dźwiękiem padającym z moich ust zaczęło stać prawdziwe uczucie. Zdarzają nam się konflikty; z obu stron padały nieprzyjemne słowa. A jednak cieszę się bardzo, że nauczyłam się obchodzić dwa Dnie Matki – ten polski z polską mamą, a chiński z chińską.

Autorka : Natalia Brede / Chiny

Blog : Biały mały tajfun

0 0 votes
Oceń artykuł
Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze