Czerwiec to miesiąc równości. Więc chciałam napisać o paradach, manifestacjach, pochodach, marszach. Albo chociaż o seksturystyce, bo urlop tuż, tuż.

Ale. W moim życiu zawsze pojawia się jakieś „ale”, które nakazuje mi odwrócić kota ogonem. Bo czerwiec to również Dzień Ojca. Tylko, że ja nie o ojcu, ale (znowu!) o matce. I nie czas tu na osobiste wywody, ani na poezję. Czas na refleksję.

Dzień Matki to celebra, fiesta prezentów, życzeń i emocji.

W sklepach półki uginają się od prezentów, „Kocham Cię, Mamo”, „Najlepsza Mama na świecie”, „promocja na kwiatki na Dzień Matki”. Wszędzie, gdzie się nie obejrzeć Dzień Matki pełną gębą. Córki, które same zostały matkami, świętują podwójnie. Czasem nawet same sobie sprawiają prezenty z okazji, jakkolwiek by nie było, swojego święta. Wszyscy śpieszą z życzeniami, proszonymi obiadkami, kwiatami, czekoladkami, by podziękować rodzicielce. Idylla. Wstyd nie pamiętać o tym dniu. Ci, którzy mają kiepskie relacje z rodzicielką lub zostali osieroceni spędzają czas na zadumie – co by było, gdyby…? Nostalgia za czymś straconym, za czymś, czego nie doświadczyli. Wyolbrzymiam? Być może. Dzięki temu łatwiej pokazać kontrast.

W Polsce matka jest gloryfikowana. I czy chcemy czy nie, pewne wzorce postrzegania roli kobiety i matki są nam od dziecka tłoczone do głowy, jesteśmy wręcz wychowani w kulcie matki. Stąd też nagonka na kobiety, które matkami być nie chcą.

Patrząc z bliska, chociaż pobieżnie, można stwierdzić, że na współczesny obraz matki miał wpływ etos rycerski – wyniesienie idei „kobiecości” na piedestał, z czasem anektowany przez etos szlachecki – matka jako ostoja tożsamości rodziny, a następnie etos powstańczy – matka jako ostoja polskości. I tu pojawia się, za sprawą Adama Mickiewicza („Do Matki Polki”, 1830) łączący powyższe komponenty mit Matki-Polki, który oczywiście także ewoluuje, a raczej doczepiane są do niego kolejne wartości, w zależności od kontekstu społecznego. Bo obraz kobiety, usankcjonowany tradycją, autorytetem kościoła i fizjologią sprowadzony jest w głównej mierze do obowiązku bycia matką oraz opiekunką domowego ogniska. 

A sama kobieta zostaje uwikłana w relacje posłuszeństwa nie tylko wobec mężczyzny, ale także Boga i natury.

Katolicyzm, wywyższając postać kobiety poprzez gloryfikację idei macierzyństwa oraz poprzez postać i kult Matki Boskiej, formalnie powołując się na prawa natury, nadaje jej rolę podporządkowaną. Stąd też postrzeganie „płci pięknej” (wszak to określenie nobilituje!) jako uległej, emocjonalnej, a z czasem poświęcającej się i cierpiącej w imię wyższej idei, na przykład dzieci, rodziny, ojczyzny (patrz: martyrologia narodu polskiego). No więc, mamy już obraz heroicznej oraz uczuciowej Matki-Polki – męczennicy z syndromem bohaterki potrafiącej udźwignąć każdy ciężar, a której równocześnie należy się szacunek, miłość i uwielbienie jako kobiecie, jako rodzicielce. A zatem świętujemy z pompą. Na marginesie powiem tylko, że ta antyemancypacyjna rola matki nadal funkcjonuje jako formuła pozwalająca kobiecie (przez macierzyństwo) wkupić się do społeczeństwa, zaistnieć w nim, bo kobieta buduje swoją tożsamość, wartość, kapitał społeczny, kulturowy w oparciu o rodzinę, dzieci (patrz: madki). Jednym słowem: matka to świętość. I kropka.

A ojciec? O Dniu Ojca się nie pamięta, traktując to święto, nomen omen, po macoszemu.

W sklepach też jakoś ciszej. W patriarchalnej kulturze nie celebruje się wyjątkowości mężczyzny, ojca, bo, pół żartem, pół serio, jego święto jest 364 dni w roku. Bo on, ojciec, nie jest utożsamiany z wartością jaką jest rodzina. Nie musi. Mężczyzna nie potrzebuje rodziny, żeby „być kimś”. Jego pozycja i tak jest uprzywilejowana. Bo realizuje się w sferze publicznej, w pracy zarobkowej, działalności społecznej, politycznej, ma swoje hobby, kolegów od piwa lub wódki. W domu jest gościem. 

Tak, to bardzo uproszczony, schematyczny obraz.

Ale jest to również obraz propagowany przez media głównego nurtu, akceptowany i nauczany przez społeczeństwo w jakim zostaliśmy wychowani. Jasne, rola ojca się zmienia, panowie uczestniczą w porodach, przecinają pępowiny, idą na tacierzyński, zajmują się dziećmi, czynnie uczestniczą w wychowaniu. Ojcowie coraz chętniej przejmują „babskie” obowiązki. Brawo my! Jednak w większości przypadków partnerskie rodzicielstwo, aktywne ojcostwo oparte na emocjonalnej relacji rodzic-dziecko to „wymysł” naszych, współczesnych czasów. W ten sposób w rodzicielskich relacjach, statystycznie rzecz ujmując, odnajdują się ojcowie naszych dzieci, nasi mężowie, partnerzy, a nie nasi ojcowie, a co za tym idzie i my, dzieci, córki swoich ojców. 

A poza tym… ten generalizujący, społecznie i kulturowo narzucony nam schemat poznawczy, ten stereotypowy obraz matki i ojca jaki funkcjonuje w naszych głowach ma to do siebie, że chociaż nie przystaje do rzeczywistości to jego zmiana zachodzi bardzo, bardzo powoli.

Stąd też Dzień Ojca nie jest tak ważny, tak bardzo popularny i celebrowany jak Dzień Matki.

Więc my, chociaż wyzwolone, światłe, aspirujące do bycia elitą elit, obalające kulturowe stereotypy, same w nie wpadamy. Pytanie, na ile świadomie? 

Ściskam udami

Wiktoria Morella

Wiktoria Morella – to jej pseudonim artystyczny i chociaż w papierach dr kulturoznawstwa, sercem i duszą antropolożka kultury. Namiętne szuka dziury w całym, szczególnie w zakresie antropologii seksualności, ciała oraz kultury popularnej. Zwolenniczka poznawania świata poprzez zabawę.

Blog : www.wiktoriamorella.pl

Instagram : www.instagram.com/wiktoria.morella/

0 0 votes
Oceń artykuł
Subskrybuj
Powiadom o
guest
1 Komentarz
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
Awatar użytkownika
3 lat temu

Dobrze, że jednak powoli zmieniamy schematy 🙂 Mój mąż zdecydowanie defniuje siebie przez rolę ojca; dla mnie z kolei bycie matką to tylko jedna z ról – obecnie najważniejsza, bo dziecko małe, ale… No właśnie 😉