Felietony

„Mamusiu, wszystkiego najlepszego z okazji Dnia Matki!”

Przejęta pięcioletnia córeczka wręcza mi czerwony goździk z kokardką, a potem składa na moim licu mokry pocałunek. Razem z tatą śpiewa dla mnie „Sto lat” i prawie całe rano pamięta, że to moje święto. Jestem wzruszona – tak wzruszona, że aż ronię kilka łez. Dzięki temu mogę ukryć przed córką wielki smutek.

Rok temu po raz ostatni składałam Mamie życzenia z okazji Dnia Matki. Już wtedy wiedziałam, że przypuszczalnie będzie to jej ostatni Dzień Matki. W kwietniu został u niej zdiagnozowany nowotwór, a rokowania od początku były bardzo złe.

Nie było mi dane jej objąć, pocałować, podziękować czy przeprosić. Nie mogłam jej pomóc. Patrzyłam z daleka, jak gaśnie. Patrzyłam, jak opiekują się nią obcy ludzie, którzy okazali się w końcu bliżsi (lepsi?) ode mnie. 

Nie byłam przy mamie, kiedy umierała.

Nie byłam przy niej, gdy chorowała.

Cóż. Powinnam była to przewidzieć – nie było mnie przy niej ostatnich dwadzieścia lat. Przyjazdy na wakacje to nie jest prawdziwe bycie przy kimś. Podczas wakacji czas płynie inaczej, a nieuchronność prędkiego rozstania powoduje, że traktujemy się z pewną delikatnością. Nie mówi się o problemach, odkłada się na później wizyty u lekarza czy u krawcowej. Sto rzeczy puszcza się mimo uszu, sto innych ukrywa na dnie serca. Cóż możemy wiedzieć o prawdziwym życiu tej osoby, skoro nigdy nas przy niej nie ma? Nie widzimy, jak ciężko oddycha po wspięciu się na trzy zaledwie schody. Nie słyszymy, ile razy o czymś zapomina. Nie ma nas. Nie ma.

Jeszcze gorzej jest, jeśli przyjeżdżamy na długo. Nie na tak długo, żeby naprawdę zdołać pomóc, ale na wystarczająco długo, żeby tęcze i jednorożce dawno zniknęły. Pojawiają się konflikty, pretensje, żale. Przypominamy sobie nagle, dlaczego tak chętnie zawsze stąd wyjeżdżamy. Z oddechem ulgi wracamy do miejsca, w którym nikt nas nie upomina, nikt nie robi awantur, nikt się nie czepia o każdy drobiazg. 

Też się cieszyłam, że wracam „do siebie”. Oddychałam z ulgą. Cieszyłam się, że moje życie codzienne wygląda inaczej. Skąd miałam wiedzieć, że będę tak bardzo tęsknić?

Powinnam wiedzieć. Mama nieraz ostrzegała: „jak mnie już nie będzie, to…”. Mówiła to z gniewem i rozgoryczeniem, a ja złościłam się na taki szantaż emocjonalny. 

Skąd miałam wiedzieć, że tak, to szantaż emocjonalny, ale jednocześnie… prawda?

Nie zdążyłam jej objąć, pocałować, podziękować ani przeprosić. 

Mamo…

Och, mamo!

Jeśli miałabym dać dziś komuś niechcianą radę, przypomniałabym córkom – zatęsknicie. 

Jeśli miałabym dać dziś komuś dobre słowo, powiedziałabym matkom – zrozumieją. 

 

Natalia Brede

5 2 votes
Oceń artykuł
Subskrybuj
Powiadom o
guest
1 Komentarz
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
paweł
paweł
2 lat temu

Natalia…

Takie jest Życie. Zawsze WYBIERAMY. Mama, Tata nas wychowują byśmy szukali. Szczęścia, Miejsca, Jego/Jej… Na tym to polega. Miałas wiele lat z Mamą. Wyfrunęłaś z gniazda szukac swojego własnego.

Ja wiedziałem, że moja Mam też gaśnie. W maju poleciałem do USA zarobić. Na przyszłość. Zdążyłem wrócić 1 września, zgasła 17-tego. czy Ją opuściłem ? Nie. Dała mi prawie trzydzieści lat wspólnego życia i radości.