„A dlaczego właściwie wyjechałaś z Polski?”
Och, nic tak dobrze nie podnosi mi ciśnienia, nawet czwarta z rzędu fika, jak to, pozornie niewinne, pytanie zadane ni to z troską, ni to z ciekawością…
Jak wytłumaczyć Svenssonowi czy innemu Andersowi, który całe swoje życie dorasta opatulony bezpiecznym kokonem opieki systemowej, że moja własna ojczyzna mnie odrzuciła, wypluła, przeczołgując mnie wcześniej po żużlowym torowisku codziennych niedogodności, nieudolności, upokorzenia i sama już nie chcę pamiętać czego jeszcze?
Zawsze staram się wybadać, co mój rozmówca już wie o Polsce – czasem jest całkiem dobrze zorientowany w bieżącej politycznej sytuacji, czasem wie o Solidarności i o tym, że krakowska starówka jest piękna a alkohol bardzo tani.
Czasem nie wie nic, zwłaszcza jeśli urodził się po 2000 roku, bo i tacy rozmówcy coraz częściej mi się trafiają, chociaż wejście w nowe milenium było tak jakby wczoraj. Oczywiście im więcej mój rozmówca wie, tym łatwiej wytłumaczyć moje ekonomiczno-polityczne powody emigracji.
Pragnienie posiadania dobrego, dostatniego życia napawa Svenssona dumą, bo to jego kraj taki dobry, że co roku tysiące ludzi wybiera właśnie Szwecję na swój nowy dom.
To czego Svensson nigdy nie pojmie, to fakt, że w XXI wieku, w centrum Europy (choć dla Szwedów Polska to Europa Wschodnia) i w Unii Europejskiej leży sobie państwo, które jakąś część swoich obywateli wyzywa od zarazy, a głowa tego państwa mówi w telewizji, że tacy jak ja nie są ludźmi i dostaje za to owacje.
W kraju, gdzie od 1987 roku ludzie mogą zawierać związki partnerskie niezależnie od tego, co obiekt ich uczuć ma między nogami, takie rzeczy są nie do pomyślenia. A na pewno już nie do wypowiedzenia publicznie.
Wybrałam Szwecję świadomie, z pełną premedytacją, szczegółowo śledząc statystyki również te, na które powołują się przeciwnicy szwedzkiej polityki imigracyjnej.
Te słynne gwałty, strzelaniny, napady – po dokładnej analizie ich liczba nie przekracza europejskiej średniej. Prawda jest taka, że jako nieheteroseksualna kobieta czuję się tu całkowicie bezpiecznie.
Bo w końcu nie boję się iść za rękę z moją żoną, nikt za nami nie krzyczy per „pedały” czy pluje nam pod nogi. Nie dostajemy gróźb, nikt nie chce nas „nawracać” na heteroseksualność, nawet nasi pracodawcy nie mają problemu z zaproszeniem na imprezę integracyjną dla rodzin nas jako pary. Urząd skarbowy uznaje nasze małżeństwo za tak samo ważne jak pani i pana Andersson.
Tak niewiele, prawda? A jednak zmieniło cały mój świat. Mało tego – jako imigrantka bez znajomości języka czuję się tu u siebie.
Nie jestem wyobcowana, nikt nie każe mi stąd „wypieprzać”, a z kraju, w którym się urodziłam i spędziłam 33 lata życia – a i owszem. Tu jestem u siebie.
Czekam na dzień, kiedy to pytanie “dlaczego wyjechałaś z Polski?” przestanie padać.
Uczę się języka z nadzieją, że wtopię się w społeczeństwo i nie będą mnie pytać, skąd jestem. Bo im więcej czasu mija, tym więcej zapominam i tym bardziej jestem tu i teraz. Chcę być stąd. Tu, w Malmö jest mój dom.
Instagram: @ninusy / FB: www.facebook.com/asninusy
Dobry, a przede wszystkim szczery i prawdziwy tekst 👏.