Felietonydepresja

Całą ciążę miałam idealnego męża. Dbał o mnie, wyręczał mnie, nakazywał mi odpoczynek. W dniu porodu był przy mnie, wytrwale mi kibicując, dzień po porodzie obdarował mnie pięknymi prezentami. Widziałam szczęście w jego oczach, kiedy patrzył na nasze pierwsze wspólne dziecko.

Był wzruszony. Nie mogę się doczekać, aż ty i dzidziuś wrócicie do domu – pisał do mnie, kiedy jeszcze nie wypuszczono mnie ze szpitala. Kiedy zaś wróciłam, gotował, sprzątał, dyskretnie wyganiał męczących mnie gości i masował moje opuchnięte nogi. Tulił, współczując mi cierpienia, kiedy widział, z jakim trudem poruszam się między sofą a łazienką. Czułam się jak najszczęśliwsza kobieta na świecie, bo jak nią nie być, kiedy ma się przy sobie takiego faceta?

A jednak się zmienił.

Po około dwóch tygodniach. I chciałabym powiedzieć, że nagle, ale w sumie wygasał powoli z każdym kolejnym dniem. Tłumaczyłam to sobie brakiem snu, nie spał od miesiąca jeszcze przed moim porodem. Dodatkowo mieliśmy niemowlę z paskudnym refluksem, które nie spało za dnia, a w nocy przy dobrych lotach budziło się co dwie godziny i spało tylko, kiedy było huśtane lub trzymane na rękach. Wszyscy ledwo funkcjonowaliśmy.

Mąż zaczął wydawać się jakiś nieobecny, inny. Jego dotychczasowy charakter zastąpiło nieustanne narzekanie, złośliwość, czasem nawet pretensje. Początkowo ciężko było mu zaakceptować zmianę w dynamice rodziny i naszego związku. Przywyknie – myślałam. Ale mijał czas i nie przywykał.

Pamiętam, że zażartowałam do kogoś, że to on przechodzi depresję poporodową.

Nie miałam wtedy pojęcia, że występuje ona i u facetów. Po prostu nie potrafiłam znaleźć innego określenia na to, jak innego człowieka widziałam teraz przed sobą. Tymczasem okazuje się – według różnych źródeł – że na depresję poporodową cierpi między 10 a 17% mężczyzn.

Na poważnie spotkałam się z tym dopiero podczas warsztatów ze snu dla niemowląt, kiedy prowadząca opowiadała, jak zawiedziona czuła się mężem, kiedy wszystko było na jej barkach pomimo połogu. Mieli trudne niemowlę, a on depresję poporodową i choć wie, że to nie była jego wina, czuła się sfrustrowana. Wtedy poczułam się zrozumiana, ale też odkryłam, że to wcale nie żart. On naprawdę przechodził przez głęboką depresję.

Minęło kilka bardzo trudnych miesięcy.

Nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego stał się taki a nie inny, dlaczego ciągle mnie rani, zawodzi oczekiwania. Dlaczego człowiek, który był tak idealnym materiałem na ojca, sprawia, że żałuję podjętej decyzji o wspólnym dziecku. Miałam przed sobą kogoś, kogo osobowości nie lubiłam. Częściowo, bo miewał też przebłyski dawnego siebie. Czasami miałam wrażenie, że cierpi na rozdwojenie jaźni. Potrafił sobie przeczyć tego samego dnia.

Ostatecznie miała w naszym domu miejsce większa awantura i wziął się w garść.

W sumie dopiero, kiedy zaczęliśmy poważnie mówić o rozwodzie, ale lepiej późno niż wcale. Wydaje mi się, że niczym w jakimś amoku, nie zdawał sobie sprawy z powagi sytuacji.

Pomogła nam tygodniowa rozłąka, by za sobą zatęsknić i ustalić, co zmienimy i jakie nowe nawyki wprowadzimy, by odzyskać nasz dawny związek i mieć trochę czasu dla siebie nawzajem.

Pomogło nam także moje zrozumienie, przez co przechodzi. Z czasem refluks się poprawił, mąż zakochał się na zabój w już weselszym bobasie, a on w nim. Nasza rodzina zaczęła przypominać tę, którą sobie wymarzyliśmy.

Myślę jednak, że za mało się mówi o depresji poporodowej w ogóle, a tej w przypadku mężczyzn już całkiem. Gdybym wcześniej wiedziała, że istnieje, zaoszczędziłoby mi to sporo łez. Nam wszystkim.

Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze