FelietonyGdy myślę o Polsce
Czas w Polsce

W Polsce często możemy usłyszeć powiedzenie “czas to pieniądz” i wielu z nas w takim przekonaniu zostało wychowanych. Jako Polacy raczej nie lubimy stać w kolejkach. Nie lubimy, gdy nasz autobus się spóźnia i ogólnie, zaryzykuję stwierdzenie, że cierpliwość nie jest naszą cechą narodową.

Kiedyś wydawało mi się, że dzięki takiemu podejściu jesteśmy bardziej efektywni, dobrze zorganizowani i powszechnie uznawani za naród pracowity. Tak zwanie nicnierobienie jest przecież marnotrawstwem. Jednak czy ma to swoje drugie oblicze? Czy takie podejście do czasu czegoś nam nie odbiera? Po roku spędzonym w Kolumbii zaczynam powoli rozumieć, że można na czas patrzeć a przede wszystkim odczuwać go inaczej.

Czas w Kolumbii

W Kolumbii czas płynie jednocześnie dużo wolniej i znacznie szybciej.

Może się wydawać, że gna, gdy patrzymy na chaotyczne ulice wielkich miast lub gdy nagle słoneczną sielankę przerywa tropikalna burza, a po kilku minutach, po ulewie nie ma śladu a pogoda powraca do ciepłych promieni słońca. 

Jednak tu czas płynie też niezmiernie wolno. Gdy musisz coś szybko załatwić, jak magiczne zaklęcie wypowiadane jest tranquilo (odpowiednik polskiego spokojnie), które ma sprawić, że pośpiech zniknie.

Tu nikt się nie niecierpliwi, stojąc w kolejce do kasy, gdy kasjerka pomiędzy skanowaniem produktów rozmawia z klientem o pogodzie czy planach na wieczór. Bo te pogawędki Kolumbijczykom są potrzebne. Tu spotkanie z drugim człowiekiem jest ważniejsze niż załatwienie sprawy szybko.

W Kolumbii czas przeznaczony na odpoczynek jest uznawany za dobrze zagospodarowany. Bardzo popularne są hamaki. Można je znaleźć nie tylko w nadmorskich kurortach, ale i w wielu domach. Są nawet na uniwersytetach, by móc się zrelaksować w przerwie między zajęciami. Nigdy też nie słyszałam z ust Kolumbijczyków, że “zmarnowali” weekend, bo przeznaczyli go na relaks w czterech ścianach.

Takie podejście do poszanowania odpoczynku jest zauważalne także w południowych krajach europejskich. Ich mieszkańcy ze względu na gorący klimat są bardziej zrelaksowani niż ci na północy kontynentu. Jednak w Ameryce Południowej różnica ta jest jeszcze bardziej namacalna.

Im dalej, tym wolniej?

Według mojej teorii w Kolumbii czas zwalnia wprost proporcjonalnie do ilości kilometrów, o które oddalasz się od wielkich metropolii w stronę małych kolumbijskich miasteczek, np. w regionie kawy. Pierwszą próbą cierpliwości mogą okazać się kolumbijskie drogi. Często zmuszają one do wielokrotnych nawet godzinnych postoi z powodu ruchu wahadłowego na remontowanych odcinkach.

Gdy już dotrzesz na miejsce i przejdziesz się po małym miasteczku, zaobserwujesz, jak na rynku rozmawiają kobiety a dzieci bez problemu hałasują, mimo  że obok panowie seniorzy rozgrywają partyjkę szachów. Starzy znajomi spotkani po miesiącach niewidzenia mają chwilę na spontaniczna kawę – tu i teraz, bez umawiania się z dwutygodniowym wyprzedzeniem.

Czas zwalnia. Zwalnia i można odnieść wrażenie, że na chwilę się zatrzymuje, gdy siedzisz z rodziną nad filiżanką czarnej kolumbijskiej kawy i zagryzasz świeżo usmażone buñuelo.

Jak teraz odczuwam czas?

W Kolumbii czas nie jest zasobem, który trzeba jak najlepiej wykorzystać, bo bezpowrotnie przepadnie. Moje polskie podejście do czasu wciąż uważam za ważny element osobowości, który pozwala mi działać efektywnie i osiągać zamierzone cele. Ale daję sobie prawo, by w pewnych momentach schować go do kieszeni. Pozwolić sobie rozkoszować się kolumbijską mądrością, że szybciej nie zawsze znaczy lepiej. A bezcenne chwile z bliskimi, nawet te pozornie nic nieznaczące, warto celebrować i pozwolić im trwać.

Agnieszka w trasie ona 

5 3 votes
Oceń artykuł
Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze