Felietony

– Bądź dzielna i waleczna. Nigdy się nie poddawaj. Walcz o swoje marzenia. Bądź szczęśliwa. I odważna. Jak lew – powiedziałeś, składając mi życzenia z okazji siedemnastych urodzin, a potem wręczyłeś mi małą maskotkę-lwa. Wtedy nie wiedziałam, że to będą ostatnie życzenia, jakie kiedykolwiek od Ciebie usłyszę i będę je sobie przypominać w wielu momentach mojego życia.

Plan był prosty. Ja miałam być prawniczką, żebyśmy potem (prawie) legalnie mogli zarobić wspólnie pierwszy milion i spełniać kolejne marzenia. Mogliśmy być jak Bonnie i Clyde, Leon Zawodowiec i Matylda czy też Chyłka i Zordon. Tylko ten genialny plan spalił na panewce, kiedy odszedłeś. Musiałam sama przygotować się do matury, chociaż miałeś mi pomóc, bo historię miałeś w małym palcu. Wiedziałeś wszystko o drugiej wojnie światowej, Cichociemnych, Katyniu. Wybrałam polonistykę, bo przecież nie było sensu zostawać prawniczką bez Ciebie.

To Ty zaraziłeś mnie pasją czytania. Ty z książką i przeklętym papierosem, siedzący w kucki obok kuchennego pieca to jeden z obrazów w mojej pamięci, który nigdy się nie zatrze. Trylogię Sienkiewicza czytałeś chyba ze sto razy. Zapewne tyle samo razem oglądaliśmy jej ekranizację w każde święta. Święta, które zresztą uwielbiałeś, szczególnie Boże Narodzenie. Budziło się w Tobie wtedy coś z dziecka. Moment wnoszenia choinki do pokoju (koniecznie w Wigilię) był wręcz mistyczny. Wszystko musiało być zgodnie z tradycją, bo Ty stałeś na jej straży. Wspólne strojenie drzewka, na której wieszaliśmy szklane bombki i lekko obtłuczony szpic. Prasowanie białej koszuli i spodni (na kant!), a wreszcie szukanie pretekstu, żeby się nas pozbyć z pokoju, by w końcu móc podrzucić prezenty. Czekanie na pierwszą gwiazdę, sianko pod białym obrusem, dwanaście dań. I ten magiczny moment dzielenia się opłatkiem. A potem wspólne pałaszowanie sałatki jarzynowej, ciasta topielca, oglądanie “Potopu”, “Krzyżaków” czy “Samych swoich”. Śmiałeś się do łez, chociaż kwestie filmowe znałeś na pamięć.

Ty nauczyłeś mnie, że cokolwiek robię, robię to dla siebie. Pamiętam, jak po zakończeniu roku szkolnego przyniosłam świadectwo z czerwonym paskiem i zapytałam, czy jesteś ze mnie dumny. Odłożyłeś wtedy moją nagrodę książkową, spojrzałeś mi w oczy i powiedziałeś
– uczysz się dla siebie. Ja jestem z ciebie dumny zawsze. I byłbym też wtedy, gdybyś tego paska na świadectwie nie przyniosła. Ja pasek za świadectwo nosiłem na tyłku. 

Uwielbiałam dzielić z Tobą sekrety. “Tylko nie mów mamusi” było zawsze gwarancją dobrej zabawy. Zawsze mogłam się zwrócić do Ciebie o pożyczkę,  bezzwrotną oczywiście, w wysokości zawrotnej kwoty dwóch złotych. Odpracowywałam to fizycznie, robiąc Ci herbatę – czarną, obowiązkowo z dwiema łyżeczkami cukru. A łaski nie robiłam, bo z przekorą wyznawałeś zasadę: “nie po to mam dzieci, żeby sobie samemu robić herbatę”. Byłeś pierwszym powiernikiem moich młodzieńczych tajemnic. W sumie to nie musiałam nawet nic mówić, wszystko czytałeś we mnie jak z otwartej księgi.

Nie umiałam się z Tobą pożegnać. Nie umiałam pojechać do kostnicy. Chciałam sobie pozostawić naiwną, dziecięcą cząstkę nadziei, że może kiedyś jeszcze wrócisz, że Cię zobaczę. I wracasz często. Pamiętam pierwszy rok mojej pracy w szkole. To był ciężki rok. Praca w dwóch szkołach jednocześnie, dwa wychowawstwa, do których nie byłam jeszcze wtedy mentalnie gotowa, przełomowy rok na studiach, kurs językowy. Kiedy po zakończeniu roku szkolnego poszłam z naręczem kwiatów na cmentarz, poczułam, że cały stres ze mnie schodzi. Łzy ciurkiem spływały mi po policzkach. Tak bardzo chciałam się wtedy podzielić z Tobą emocjami, które mi towarzyszyły. Wtedy i w wielu innych momentach życia – kiedy wychodziłam za mąż, kiedy rodziły się moje dzieci, kiedy wyjeżdżałam z Polski, kiedy moje życie sypało się na kawałki. I chociaż nie ma Ciebie ze mną fizycznie, to codziennie czuję w sobie cząstkę Ciebie. Widzę Cię w moich oczach, których kolor odziedziczyłam po Tobie. Kolor, kształt, a nawet opadające powieki. Widzę Cię w niektórych cechach charakteru, w miłości do literatury, do tradycji, do rodziny. 

Czasami się zastanawiam, ile z tego, co zostało w mojej pamięci, to wyidealizowany obraz, a ile rzeczywiste wspomnienia, które starannie pielęgnuję. Nie chcę i nie mogę Cię zapomnieć. Wtedy odejdziesz naprawdę. A przecież córeczce tatusia potrzebny jest ojciec. Chociażby do tego, żeby mogła być znowu małą dziewczynką w jego ramionach, a nie dzielną i waleczną jak lwica kobietą. 

Mariola Cyra

5 13 votes
Oceń artykuł
Subskrybuj
Powiadom o
guest
6 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
Marzena Woj
Marzena Woj
3 lat temu

Czytam i płaczę. Dzięki za to wspomnienie.

Editor
3 lat temu

Dziękuję, że się tym podzieliłaś. Mocno ściskam.

3 lat temu

Popłakałąm się :’-( Ściskam mocno

Natalia
Natalia
3 lat temu

Piękny wpis. Bardzo wzruszający.

Katarzyna
Katarzyna
3 lat temu

Łezka się w oku kręci, piękne wspomnienie, pozdrawiamy 😘

Anna
3 lat temu

Przepiękne wspomnienia, warto je pielęgnować. Ja mam takie związane z moim dziadziusiem, który odszedł 6 lat temu. Wiem, że moje wspomnienia są wyidealizowane, ale to nic, tak ma być.