Wystarczy wcisnąć trzy klawisze: control, alt oraz delete, aby zniknęły otwarte okienka, rozpoczęte i nieskończone sprawy, zawieszone, niereagujące programy i te toksyczne, zawirusowane. Po restarcie wszystko działa sprawniej, szybciej, lepiej. Na dysku pojawia się więcej miejsca, to co niechciane idzie bez żalu w niepamięć.

Ile razy można zaczynać od zera, od nowa, od początku?

Zaczynamy od początku rokrocznie, każdego pierwszego stycznia, z nadzieją na zmianę trybu życia, z radykalnymi postanowieniami noworocznymi.

Wszystkiego dobrego na nowej drodze życia! Zaczynamy coś po raz kolejny u boku nowego partnera.

Zaczynamy od nowa po zmianie pracy.

Zaczynamy kolejny raz po przeprowadzce: nowi sąsiedzi, nowe otoczenie, nowe środowisko, nowy start.

Serce i rozum niestety nie działają jak dysk twardy komputera i restart wcale nie oznacza, że cała nasza przeszłość znika w mgnieniu oka, a przyszłość zaczyna się z zupełnie czystym kontem. W przypadku człowieka pamięci nie da się sformatować, a szkoda.

Tachamy zatem przez życie cały bagaż doświadczeń. Ciężką walizkę z przeszłości. Z roku na rok jest ona coraz większa, a czasami nawet zdarza się nadbagaż. Można się pokusić o pozostawienie jej w przechowalni bagażu i uwolnić na trochę od tego ciężaru swoje myśli, ale na końcu będzie trzeba swoją własność odebrać.

Może warto przetarte spodnie (nieważne, że ulubione) z tego bagażu oddać komuś potrzebującemu, zrobić pranie oraz wytrzepać piasek z butów? Odpadnie nam chociaż kilka gramów do dźwigania.

Może warto przenieść kilka zawirusowanych plików z naszych wspomnień na inną pamięć podręczną, byle nie zaśmiecać tej głównej.

Nie ma możliwości zaczęcia życia od nowa, z pustą kartą. Można jedynie napisać kolejny rozdział o czymś zupełnie innym. Owszem, nasze nowe losy możemy odkreślić grubą kreską od starych, ale dawne doświadczenia nie znikają tylko dlatego, że przewróciliśmy stronę lub zmieniliśmy kolor okładki. Trudno powiedzieć, czy im mniej rozdziałów tym lepiej. Teoretycznie lektura “Janka Muzykanta” była ulubioną ze względu na objętość, z drugiej jednak strony grube książki są ciekawsze, więcej się dzieje, nie powiewa monotonią i przewidywalnością. Niektórzy tworzą trylogię, inni całe mnóstwo tomów. Jedni zaczynają od nowa z własnego wyboru, inni dlatego, że zmusiło ich do tego życie.

Uruchamianie systemu od nowa, resetowanie ustawień i zaciekłe wciskanie klawisza start po raz kolejny, gdy coś poszło nie po naszej myśli nie do końca rozwiązuje sprawę. System co prawda zresetowany, ale model urządzenia wciąż ten sam. Pamięć wewnętrzna nie ulega zmianie, a obudowa ma kilka zadrapań.

Jestem zwolenniczką przywracania systemu do tak zwanego stanu optymalnego, czyli gdy znika nadmiar nagromadzonych w ciągu całego dnia pootwieranych okienek. Zapobiega to zawirusowaniu i przywraca równowagę.

Jednym w uzyskiwaniu optymalnego stanu umysłu pomaga joga, innym wędkowanie i gapienie się godzinami w spławik, a jeszcze inni potrzebują dużego kubka naparu z ziół.

Mi pomaga długi prysznic, który zmywa ze mnie dosłownie cały miniony dzień. Koniecznie muszą być to strugi pod wysokim ciśnieniem, bo jeśli słuchawka prysznicowa cieknie bokiem lub wytwarza trzy krople na godzinę, to efekt może być zupełnie odwrotny i może mnie trafić szlag. Wystąpi wtedy tak zwany error – błąd systemu.

Głośno puszczona ulubiona muzyka też mnie skutecznie stawia na nogi. Pustka w myślach, radość w sercu.

Najważniejsze to znaleźć u siebie odpowiedni przycisk pozwalający na powrót do optymalnego stanu i nie zapomnieć korzystać z niego przynajmniej raz dziennie, bo prysznic wzięty po dwóch tygodniach raczej mi nie pomoże i jest więcej niż pewne, że będzie z tego tylko smród.

Karolina Krajnik

5 3 votes
Oceń artykuł
Subskrybuj
Powiadom o
guest
1 Komentarz
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
Grand
3 lat temu

pięknie napisane!