Felietony

Cofnąć czas. A może kupić czas? Gdyby ktoś dziś powiedział, że spełni jedno moje życzenie, na pewno dotyczyłoby ono czasu. Czasu spędzonego z nią.

Tych ulotnych chwil. Momentów ważnych i tych mało istotnych. Minut spędzonych razem. Spacerów. Rozmów przez telefon.

Nie zdążyłam zapytać jej, jaki był sekretny składnik piernika, który sprawiał, że był on zawsze tak cudownie wilgotny. Co robiła, że obrus na święta był zawsze śnieżnobiały. Skąd miała małą bliznę na obojczyku. I jak to się stało, że ja mam swoją dokładnie w tym samym miejscu. I choć wydawać by się mogło, że spędziłyśmy razem tyle czasu, dla mnie było go stanowczo za mało. Mam sobie za złe, że zbyt szybko wyfrunęłam z gniazda. A później pofrunęłam jeszcze dalej. Czy nie miała mi tego za złe? Nie. Zawsze była ze mnie dumna. Dopingowała mnie w każdej życiowej decyzji. To ona była zawsze pierwszą osobą, która o wszystkim się dowiadywała. Niezawodna, wyrozumiała, cierpliwa. Idealna. Jej brak w moim życiu jest teraz tak dotkliwie bolesny. Kogo mam zapytać o radę? Z kim mam porozmawiać przy sobotniej kawie? Kto teraz wysłucha mnie, gdy nie wiem, jak dalej postąpić ze swoim życiem? Czy moje decyzje są trafne?

Nie zdążyłam się pożegnać.

O to mam do siebie żal. Ogromny żal i wyrzuty sumienia, które towarzyszyć mi będą prawdopodobnie do końca życia. Bilet lotniczy miałam dopiero na następny dzień. Chciałam odwiedzić ją w szpitalu. Posiedzieć przy niej, potrzymać za rękę. Tego dnia siedziałam w pracy pogrążona w swoich coraz mroczniejszych myślach. To uczucie towarzyszyło mi już zresztą od kilku tygodni. Od momentu pierwszego udaru. Widziałam, że na tym się nie skończy. I niestety miałam rację. Pod koniec dnia, kiedy ucichły już telefony, maile przestały przychodzić, siedziałam i bezsensownie wpatrywałam się w monitor. I nagle poczułam to. Chwilowe ukłucie w sercu, trwające zaledwie ułamek sekundy. Ale ja już wiedziałam, co ono oznacza. Chwilę później dostałam wiadomość od siostry. Ale nie musiałam jej czytać. Doskonale wiedziałam, co chciała, a raczej musiała przekazać. Nie zdążyłam. Zabrakło tych kliku godzin.

Dla mnie strata mamy jest równoznaczna ze stratą domu. Co prawda tata nadal żyje, ale nie jest w stanie wypełnić pustki po odejściu najważniejszej kobiety w naszym życiu. Dla mnie to właśnie mama stanowiła dom. To ona spajała rodzinę. To dzięki niej wszyscy tak chętnie w święta zasiadali wspólnie do stołu. To ona sprawiała, że z domu biło rodzinne ciepło. Ciepło, które przywoływało. Przy którym tak wiele osób lubiło się ogrzać. Teraz dom to tylko puste miejsce, które przywołuje jedynie wspomnienia. Bez niej jest jak pusta skorupka.

Barbara Gudaniec  

Z wykształcenia magister inżynier budownictwa. Choć umysł techniczny, dusza bardzo romantyczna. Kocha podróże, ale nic nie cieszy jej bardziej niż powrót do własnego “kąta” i dwóch ubóstwianych wręcz kotów. Kocha kuchnię, choć to mąż służy jako tester smaków i ich główny odtwórca. Lista “must see” i “must do” ciągle się powiększa. Stara się czerpać z życia garściami i zawsze dostrzegać pozytywne aspekty.  Nie boi się wyzwań. Jest ciekawa świata i ludzi. Ceni sobie dobrą dyskusję, trafne uwagi i nietuzinkowe poczucie humoru. Potrafi twardo negocjować, jest mistrzem nawigacji i planowania, ale do łez wzruszenia wystarczy jej zachód słońca. W wolnych chwilach, gdy nie podbija świata i nie planuje kolejnego wyjazdu, lubi usiąść i trochę popleść makramy.

0 0 votes
Oceń artykuł
Subskrybuj
Powiadom o
guest
6 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
Domi
Domi
5 lat temu

Napisalas o najwiekszym strachu mojego zycia, ktory mnie paralizuje. Wiem, ze ta chwila kiedys nastapi. Wiem, ze swiat mi sie wtedy skonczy. Odleglosc wszystko pogarsza. Staram sie korzystac z chwil z mama do konca, bez wytchnienia, ale nie mozna nic przezyc na zapas, nasycic sie na przyszlosc. Ta milosc tak rozczula, a mysl ze jej zabraknie boli najbardziej. Mama rozumie i akceptuje bez warunkow, nie ma piekniejszej milosci.

Monika
5 lat temu

Nic lepszego nie mogłam przeczytać w przededniu Dnia Matki… strach o zdrowie i życie bliskich, którzy są daleko, towarzyszy mi każdego dnia emigracji, taki strach, którego nie znałam mieszkając w Polsce. Niesamowicie poruszył mnie Twoj tekst. Dziękuję ❤️

Gosia
5 lat temu

Moja największa obawa, że kiedyś ten dzień nastąpi. Ostatnio Tata miał wypadek i nikt się mnie nie zadzwonił. Potem słyszę że nie chcieli mnie martwić… Helloł?! Nie dość że jestem daleko i na dodatek nie informują mnie na bieżąco bo się zawsze martwią. Ech… Emigracja cienie i jej blaski mieszkają się ze sobą nieustannie.

Beata
Beata
5 lat temu

Tekst, prawdziwy, zyciowy dotyka i boli dla, tych co maja ja jeszcze przy sobie, niech bedzie sygnalem a Ci co juz jej nie maja wiedza, ze to wieczne targanie sumienia.

Jola
Jola
5 lat temu

❤️