Pewnego popołudnia wracałam do domu wcześniej niż zwykle.
Nie czułam się wtedy zbyt dobrze, no ale lodówka się sama nie zapełni. Wstąpiłam więc do sklepu, tego co zawsze. Wzięłam koszyk i zaczęłam wrzucać do niego pierwsze produkty.
Nagle poczułam okropny smród. Zanim zorientowałam się, skąd pochodzi, usłyszałam: „Siostro, daj kilka lir. Allah na ciebie patrzy…”. Wiedziałam już kto to. Ta, na oko dwunastoletnia dziewczynka (nazwijmy ją umownie Esmeray) jest znana w okolicy z tego, że chodzi po stambulskiej dzielnicy Fikirtepe w zużytych ubraniach do późnego popołudnia lub wieczora i prosi ludzi o pieniądze. Nie boi się wejść między samochody i pukać kierowcom w szybę. Czasem „zarabia na życie” sama, czasem z innym rówieśnikiem. Częstą praktyką Esmeray jest wchodzenie do marketów i suszenie konkretnym klientom głowy o parę monet. Chodzi za nimi, dopóki nie podejdą do kasy. Tym razem dziewczynka przykleiła się do mnie. Zrobiłam to, czego zostałam nauczona w Turcji – nie dałam złamanego kurusza, udałam, że jej nie widzę ani nie słyszę, „nie interesowałam się”. Można odnieść wrażenie, że stambulską znieczulicę opanowałam do perfekcji. Tak podobno bezpieczniej. Tymczasem przez głowę przechodziło mi wiele pytań, które zadałabym żebrzącej dziewczynie: „Kto cię tu przysłał? Dlaczego nie ma cię w szkole? Dokąd idą te pieniądze? I czemu nie chcesz jedzenia, skoro jesteś głodna?”. Po wejściu do domu jednak zapomniałam o całej sytuacji.
Jakiś czas później czytałam książkę na balkonie. Nagle moją uwagę zwróciła znajoma postać wychodząca zza bloku obok. Te ostre, naznaczone trudnymi doświadczeniami rysy twarzy, wąskie nieufne oczy i kolczyk w nosie mogły należeć tylko do jednej osoby. Jednak zamiast łachmanów Esmeray nosiła modne spodnie, skórzaną kurtkę i buty na wysokim obcasie. Jej długie, ciemne włosy były idealnie zaczesane w warkocz. Prosząca ręka dziewczyny tym razem trzymała torebkę. I tutaj można w zasadzie zakończyć opowieść podsumowaniem, że mała oszustka wyłudza od ludzi pieniądze. Ale w mojej głowie zrodziło się kolejne pytanie: Co się dzieje z Esmeray „po godzinach pracy”?
Esmeray nie jest jedynym dzieckiem, które zajmują się na co dzień żebraniem. Podczas mojego życia w Stambule widziałam mnóstwo dorosłych z maluchami na rękach lub dzieci proszących o pieniądze. Widziałam kobietę, której pociecha przez cały czas spała i ciągle dziwnym trafem wyglądała na ten sam wiek. Widziałam brudne dzieci wykorzystujące korek uliczny i podchodzące do samochodów w celu uzyskania kilku lir. Widziałam rodziców z latoroślą w wieku szkolnym, bez butów, która nadal miała wetknięty w buzię smoczek. Krzyczeli do gości kawiarnianych ogródków lub piekarni. Widziałam niejednego mężczyznę z niemowlęciem gdzieś na środku drogi szybkiego ruchu trzymającego kartę z napisem ACIZ (tur. jesteśmy głodni). Możemy też zobaczyć całe gromady dzieci w zbyt cienkich ubraniach, palące jakieś szmaty w beczkach. Im bardziej turystyczna dzielnica, tym większa walka o kurusze. To są naprawdę częste widoki w Stambule i wierzę, że w wielu innych krajach europejskich oraz bliskowschodnich też. Mam jednak wrażenie, że w ciągu ostatnich kilku lat zjawisko to przybrało na sile. Co na to policja? Nic. Przejeżdża obok tych żebrzących ludzi jak obok jakiegoś słupka.
Skąd jednak wzięły się te dzieci na ulicach?
Tak naprawdę nie do końca wiadomo – możemy się tylko domyślać. Zarówno Turcy jak i ekspaci mają różne spostrzeżenia na ten temat. Żebracy brani są za uchodźców z Syrii lub za Cyganów, którzy udają reprezentantów narodowości dotkniętej w danym momencie wojną – Syryjczyków, Afgańczyków lub Irakijczyków. Część osób była świadkami tego, jak rodziny, które do biednych nie należały, przebierały i charakteryzowały dzieci na bezdomne, a potem odjeżdżały zostawiając latorośle na ulicach. Część osób natomiast widziała płaczącego noworodka o północy na placu Taksim, podczas gdy jego mama grała na gitarze i zbierała pieniądze. Widziano zarówno kobiety, które „pracowały na zmiany” w tym samym miejscu z tymi samymi niemowlętami na kolanach, jak i rodziny, których sypialnią, szafą i restauracją był śmietnik. Niektórzy tureccy właściciele restauracji znają osobiście małych uchodźców, których rodzice pracują w fabrykach, a oni sami wspierają rodzinny budżet, sprzedając chusteczki przy drodze. W godzinach zamknięcia restauratorzy oddają im posiłek, który jest jedzony na miejscu oraz kupują kilka paczek chusteczek. Niestety, bywają też młodzi żebracy, którzy wyrzucają jedzenie do kosza, a uzyskanych podarunków gdzieś się pozbywają, gdyż tylko pieniądze mogą im przynieść korzyść… Ciężko oszacować, kto naprawdę jest w potrzebie, a kto, brzydko mówiąc, żeruje na turystach i podatnikach. Każda historia jest inna.
Widziano też młodzież, która oddawała łupy elegancko ubranym mężczyznom. Niestety istnieje również spore prawdopodobieństwo, że dzieci są wykorzystywane przez mafię. Jak podaje gazeta Hurriyet, dwa lata temu aresztowano dwunastu członków gangu, który wykorzystywał najmłodszych uchodźców z Syrii do żebrania. Ich rodzice dostawali po tysiąc lir miesięcznie za tymczasowe oddanie dzieci, które miały sprzedawać wodę i chusteczki w zamian za zakwaterowanie i opiekę. Rzeczywistość okazała się inna. Według zeznań 36 oswobodzonych Syryjczyków, jeśli nie udało im się zdobyć przynajmniej 100 lir dziennie, były one bite, a za karę nie dostawały jedzenia ani picia. Przemoc była stosowana również wobec tych, którzy próbowali pomóc głodzonym kolegom. Młodzi żebracy byli narażeni m.in. na wypadki komunikacyjne. Przykładem była sytuacja, kiedy jeden z nich został potrącony przez samochód, na skutek czego złamał nogę. Chłopca przewieziono do szpitala. Niestety, po kilku dniach został on stamtąd porwany przez „opiekunów”, którzy, pomimo stanu zdrowia dziecka, nadal zmuszali go do „pracy”. Możliwe, że tego typu grup przestępczych jest znacznie więcej.
W takich sytuacjach nie wiadomo w zasadzie, co robić. Podarowanie pieniędzy żebrzącemu dziecku nie pomoże mu, tylko nakręci spiralę wykorzystywania. Z drugiej strony, zignorowanie proszących rąk może narazić je na liczne kary. Dziecko jest niewinne – winni są ci, którzy, zamiast chronić bezbronnych, bezlitośnie ich wykorzystują. Strach pomyśleć, co się stanie z małymi żebrakami za 15 lat, jeśli nadal będą się trudnić tą wątpliwą „profesją”. Najlepiej gdyby ktoś odważny, wpływowy i zamożniejszy wyrwał choć jednego z nich z tego środowiska, zapewnił edukację oraz bezpieczeństwo – pokazał, że można inaczej. Ale nie zdziwię się, jeśli się to nie stanie, gdyż taki akt heroizmu może narazić człowieka na niebezpieczeństwo – zarówno ze strony „opiekunów”, jak i dziecka, które być może przyzwyczaiło się do swojej doli i nie wierzy w lepszą przyszłość. Potrzeba mnóstwo samozaparcia, które posiadają tylko nieliczni.
Jaką historię ma za sobą Esmeray? Czy ona także jest wykorzystywana przez mafię? Czy może jej rodzina żyje na całkiem dobrym poziomie dzięki naiwności przechodniów? A może zbiera pieniądze na swoje potrzeby, nie mogąc liczyć na wsparcie rodziców-alkoholików? Chciałabym się kiedyś tego dowiedzieć.
Chciałabym, żeby ten artykuł doczekał się drugiej części…
Ilona Güllü / Bibi on Board