Czy ja naprawdę jestem w ciąży?
Wiele razy słyszałam, że pandemia to w sumie świetny moment na zajście w ciążę. Choć staraliśmy się od jakiegoś czasu, to rzeczywiście dobra wiadomość przyszła w środku pandemii.
Nie ukrywam, że ten okres niesie za sobą wiele pozytywów. Nie muszę się martwić, czy mogę podróżować, jeść egzotyczne owoce czy nieznane potrawy, bo i tak nigdzie nie wyjadę, nie brakuje mi imprez do rana, bo i tak ich nie ma, nie męczę się na niewygodnym krześle w pracy, bo przeszłam na tryb online. Zdalna praca w pierwszym trymestrze ratowała mi życie. Poranne spotkania, w których mogłam uczestniczyć dosłownie z łóżka (z wyłączoną kamerką), szybkie przerwy na poranne mdłości, wstawanie o godzinę później, bo nie muszę spędzać godzin w transporcie publicznym, drzemki pomiędzy jednym i drugim zoomem, fantastyczna sprawa!
Ale nie tylko pierwszym trymestrem i pracą online ciężarna kobieta żyje…
Czasem, kiedy przypomina mi się, że przecież było jakieś życie przed pandemią, że spotykałam się z ludźmi, chodziłam do sklepów bez maseczki a restauracje były otwarte, łapię się na tym, że przecież okres ciąży też musiał wyglądać jakoś inaczej niż teraz.
Jestem w siódmym miesiącu ciąży i zastanawiam się, jak to jest być w ciąży bez pandemii? W miejscu, gdzie mieszkam obostrzenia są dość rygorystyczne i wiele się nie zmieniło przez ostatnie miesiące (praktycznie cały okres mojej ciąży). Siłownie są zamknięte, restauracje tylko na wynos, limity osób w sklepach spożywczych, obowiązkowe maseczki wszędzie; no i oczywiście dystans, dystans, dystans, którego tutaj wszyscy bacznie przestrzegają. Dodając do tego, że od prawie roku pracuję zdalnie, moje interakcje na żywo z ludźmi są, mówiąc optymistycznie, znikome.
Nigdy nie byłam w ciąży poza pandemią, więc wciąż nachodzą mnie myśli, jakby to było?
Czy ludzie na ulicy zwracają na ciebie uwagę?
Czy się uśmiechają? Czy jakoś komentują? Czy oceniają?
Czy w transporcie ustępują ci miejsca? Czy odwracają głowę?
Czy poznajesz inne kobiety w ciąży? Czy wymieniacie spojrzenia i uśmiechy? Czy wchodzicie w spontaniczne rozmowy?
Czy znajomi zalewają cię komentarzami i radami? Czy polecają ci książki, artykuły?
Czy oceniają to, co jesz? Jak jesz? Czy mówią ci, co masz robić? Jak żyć?
Czy jesteś w centrum zainteresowania? Czy zadają ci wciąż te same pytania?
Czy nieproszeni wciąż próbują dotykać twojego brzucha?
Czy musisz stawiać granice? Czy się frustrujesz?
Czy masz dość?
Nie umiem odpowiedzieć na te pytania, ponieważ żadnej z tych rzeczy nie doświadczam.
Pewnie wiele z was teraz myśli sobie, że wygrałam los na loterii! Nie muszę przyjmować nieproszonych rad, zmagać z całą rzeszą wyobrażeń i obowiązków społecznych, towarzyskich, które wiele kobiet wyprowadza z równowagi. Pewnie coś w tym jest. Pewnie gdybym tego wszystkiego doświadczała, też rodziłaby się we mnie frustracja. Ale ja nawet nie mam wyboru. Nie mogę decydować, co jest dla mnie dobre, a co szkodliwe, nie mogę odkrywać i stawiać swoich granic, bo nie mam komu.
Nikt z ważnych ani bliskich osób nie widzi mnie na żywo (tu się łączy migracja i pandemia), nie przeżywa razem ze mną tych trudniejszych i szczęśliwszych momentów. Nie słyszę, że super wyglądam, ani że wcale tyle nie przytyłam. Nikt nie dotyka mojego brzucha i nie może poczuć tych kopniaków. Nikt nie oddaje mi swoich ubrań, ani nie dzieli się informacjami, gdzie najlepiej coś dostać. Nawet ludzie z pracy nie pamiętają, że jestem w ciąży, bo przez zoomową kamerkę widzą przecież tylko moją twarz. Nie poznaję innych kobiet w ciąży na zajęciach jogi ani w szkole rodzenia, bo wszystko robię online z domu. Czasem, aż sama się zastanawiam, czy ja aby na pewno jestem w ciąży?
Moja ciąża jest niewidoczna, jestem z nią tylko ja, sam na sam (ok, z moim partnerem). Dziwnie jest przechodzić przez doświadczenie tak zupełnie niecodzienne i wyjątkowe i nie móc go z nikim dzielić, nie móc doświadczać go rodzinnie, towarzysko, społecznie.
Bycie dziewięć miesięcy w ciąży, to nie tylko czysto fizyczny stan, to przecież wejście w nową rolę, pewien rytuał przejścia, przygotowanie do nowego etapu życia. Myślę, że interakcje międzyludzkie z okresu ciąży to bardzo cenne doświadczenia, przynajmniej tak mi się wydaje. Są częścią rytuału, kształtują się nowe relacje i nowe emocje, wchodzimy w nowe role, zarówno my, przyszli rodzice, jak i ludzie wokół nas, przechodzimy przez to i przeżywamy to razem. Nie da się ukryć, że pandemia odbiera nam masę doświadczeń i emocji, pozbawia nas ważnych interakcji na różnych etapach naszego życia, ten etap jest kolejnym, z którego wagi nie zdawałam sobie sprawy aż do teraz.
Ślę dużo ciepła i uścisków wszystkim kobietom w ciąży, które (poza wszystkimi innymi problemami) zmagają się ze swoimi emocjami w osamotnieniu. Myślę o was i mam nadzieję, że sobie radzicie i szukacie wsparcia, gdy go potrzebujecie. Trzymajcie się!
Polka
Pierwsze trzy miesiące ciąży musiałam leżeć – trochę się z tym czułam jak Ty, zwłaszcza, że nie miałam przy sobie nikogo poza mężem, bo np. moja świekra uważała, że „przesadzam” i że nie wstaję z łóżka, bo mam taki kaprys. Ale potem się zaczęły spacery i normalne życie i powiem Ci szczerze – moment, w którym kobita na targu nie sprzedała mi migdałów, bo zgodnie z jej przekonaniami ciężarne nie powinny ich jeść, spowodował, że zatęskniłam za nawet przymusową samotnością.
Nie jest to wszystko łatwe. Zaczepiam inne mamy na forach, pytam, skąd są, z nadzieją, że może uda się z kimś spotkać i wypić kawę. Na próżno, nie odzywa się żadna mama z bliskiej okolicy. Koleżanki też jakoś nie mają czasu, a bo daleko, a bo praca, a bo obostrzenia… czuję się więc dużo bardziej osamotniona niż w pierwszej ciąży. W pierwszej chodziłam do szkoły rodzenia, na ćwiczenia, choć nie znałam dobrze języka, było mi jakoś raźniej, gdy były obok mnie inne mamy z brzuszkami. Mąż też mógł wtedy chodzić ze mną na USG, teraz w sumie mógłby pójść ze… Czytaj więcej »