Jeśli macie konto na Instagramie, to zapewne nie ominęła was weekendowa awantura na profilu jednej z polskich celebrytek na temat brzydoty w internecie.
Czytając zarówno post jak i komentarze pod nim, miałam wrażenie że i autorka wpisu i komentujący naprawdę popłynęli i to w sposób niekontrolowany. Kilkanaście tysięcy komentarzy, w tym większość pełna oburzenia i krytyki, oraz słabe próby wyjaśnienia autorki, o co jej tak naprawdę chodziło, dostarczyło mi bardzo ciekawej lektury na niedzielne popołudnie i kilka refleksji na temat naszego sposobu myślenia i zmieniających się trendów nie tylko na Instagramie. Bo choć zdecydowana większość komentarzy była negatywna, to czy naprawdę wszystko jest w tej kwestii takie czarno-białe?
Body positivity, czyli ciałopozytywność, do którego autorka się odniosła to ruch stawiający na akceptację własnego ciała.
I niewątpliwie jest to piękne zjawisko, które wreszcie wielu kobietom daje swobodę bycia sobą zamiast dążenia do nieosiągalnych ideałów kreowanych w mediach. Nadszedł czas, kiedy każdy może wyglądać jak chce, niezależnie od wagi, urody, rasy i innych czynników, dzięki czemu staje się po prostu wolny i czuje ulgę, że nie musi być wciąż idealnym, by być szczęśliwym. I co najważniejsze – nic nikomu do tego.
Autorka w komentarzach zaprzecza jakoby chodziło jej o wygląd zewnętrzny, ale to głównie do wyglądu odnosi się body positivity, więc próbując się wykręcić z wcześniej napisach tez, zaprzecza sama sobie. Upiera się jednak przy zdaniu, że być pięknym, to “postawić na wzrastanie i emanowanie swoją wyjątkowością”, a brzydotą jest “brak chęci rozwoju, siedzenie w miejscu oraz bycie zwykłym, nijakim, takim samym jak inni”. Dostało się też tym, którzy mając duże zasięgi, publikują zdjęcia bez obróbki i makijażu, zamiast zachęcać do samorozwoju i bycia pięknym.
Dla mnie oznacza to mniej więcej tyle, że jeśli nie daję z siebie wszystkiego, nie chodzę wciąż uśmiechnięta, z podniesioną głową, nie dążę do wytyczonych celów, jestem zwykła zamiast wyjątkowa, to jestem po prostu brzydka. Ale ponieważ lubię być zwykła, to ta brzydota mi nie przeszkadza, tak samo jak średnio wzruszają mnie słowa pani Kaczorowskiej, ponieważ zupełnie nie interesują mnie opinie influencerek na jakiekolwiek tematy. Ona ma prawo do swojego zdania, zwłaszcza na swoim profilu, ja mam prawo się z nim nie zgodzić. I nie zgadzam się, równocześnie zupełnie nie biorąc go do siebie. Jestem za to bardzo zdziwiona aż tak wielkim odzewem innych. To chyba główny powód, który skłonił mnie do napisania tego artykułu.
Są bowiem dwie rzeczy, które mnie w całej tej aferze zastanowiły.
Wiele razy czytałam w komentarzach na Instagramie, że przecież na swoim profilu można mówić, co się chce. Można wyrażać własne zdanie, a jeśli się ono komuś nie podoba, to nie musi czytać, jest taki magiczny przycisk “unfollow”. A więc skąd te prawie siedemnaście tysięcy komentarzy? Komentarzy wyrażających jedyne i słuszne zdanie, większość z nich podkreślająca, że przecież każdy może wyglądać, jak chce i myśleć, co chce i nic nikomu do tego, a zaraz obok krytykujących zdjęcia z filtrami i po obróbkach? Skąd ta nagonka na autorkę? Czy to też nie hipokryzja? Już pomijając konstruktywną krytykę, próbę dyskusji, którą autorka swoim wpisem zainicjowała, ale czy obrażanie jej tylko dlatego, że ma inne zdanie nie świadczy o wewnętrznej brzydocie komentującego? Można by rzec, że to ona pierwsza “zaczęła” i obraziła tysiące kobiet, które są “zwykłe” a przez to “brzydkie”, ale czy odpłacanie pięknym za nadobne jest fajne?
Druga kwestia jest trochę bardziej skomplikowana i o niej wspomniała autorka w swoim wpisie, choć może niezbyt szczęśliwie to ujęła. Chodzi o mylenie pozytywnego przekazu ruchu body positivity ze zwykłym niechlujstwem czy lenistwem. Ciałopozytywność to nie tylko akceptacja (akceptacja, nie fascynacja) swojego ciała takim, jakie ono jest, ale również dbanie o nie. Dbanie o nie nie z poczucia winy, ale z troski o siebie i swoje zdrowie. Publikowanie swoich zdjęć na Instagramie to prywatna sprawa, nic nikomu do tego. I wspaniałe jest to, że jest coraz więcej zdjęć kobiet w naturalnej odsłonie, bez makijażu i zadęcia. Wspaniale, że kobiety o różnych sylwetkach wreszcie mogą czuć się dobrze we własnej skórze i nie odstają już od przyjętego do niedawna kanonu piękna, właśnie dzięki body positive. Wspaniałe jest w końcu to, że każdy może pozwolić sobie na gorszy dzień, mieć lenia, nie myć włosów, chodzić w rozciągniętym dresie, nie przejmować się swoim wyglądem i nie mieć z tego powodu wyrzutów sumienia.
Ale czy na pewno powinno to być naszym priorytetem?
Czy tłuste włosy, nieogolone nogi, zaniedbanie swojego ciała kosztem zdrowia fizycznego i psychicznego pod przykrywką dystansu do siebie powinno być modne? Jeżeli ktoś uważa, że mu to odpowiada, to ma prawo tak żyć i takie zdjęcia umieszczać w sieci, ale czy powinniśmy to celebrować i podążać tym tropem? Czy trend wyidealizowanego ciała i życia powinniśmy zastąpić trendem niechlujstwa? Przecież to przechodzenie z jednej skrajności w drugą!
Czy należy zachwycać się otyłością, tak bardzo obciążającą zdrowie? O ile osoby z nadwagą nikt nie ma prawa krytykować, to czy aby koniecznie trzeba przyklaskiwać jej samouwielbieniu, powstającemu pod pretekstem miłości do siebie i źle rozumianej ciałopozytywności? Czy nie możemy zachować umiaru, znaleźć złotego środka? Pozwolić sobie czasem na słabości, ale przede wszystkim dbać o siebie na tyle, na ile to możliwe. Na ile pozwala nam zdrowie i okoliczności, w których w danej chwili się znajdujemy? Bo tak jak nie widzę nic dobrego w zachęcaniu do bycia ideałem, tak też w zachęcaniu do kontynuowania zaniedbywania siebie, prowadzącego do utraty zdrowia, zarówno fizycznego jak i psychicznego. “Nic nie musisz, wszystko możesz” – to bardzo piękne hasło, pod warunkiem, że się je wykorzystuje w swoim życiu we właściwy sposób.
Pamiętam zdjęcie jednej z moich ulubionych aktorek, Kingi Preis, sprzed kilku lat w jednym z magazynów dla kobiet. Bez zbędnego retuszu, bez Photoshopa, bez makijażu. Piękna kobieta, piękne zdjęcie. Ale czy jej naturalność przejawiała się tłustymi włosami, nieogolonymi pachami albo rozciągniętym dresem? Ona oprócz tego, że była naturalna, była też zadbana. Zadbana w normalny, zdrowy sposób. Jak mówię “nie” krytykowaniu innych osób za ich wygląd czy sposób myślenia, obrażaniu czy nawet komentowaniu, tak samo mówię “nie” MODZIE na niechlujstwo, nicnierobienie i nie oczekiwanie od siebie niczego jako sposobu na życie. Przecież o ile fajnie mieć czasem dzień lenia, tak dużo fajniej mieć dzień troski o swoje ja, zarówno to fizyczne jak i duchowe.
Magda Fou
***
Jeśli podobał Ci się ten tekst,
ZOSTAŃ NASZYM PATRONEM NA
Więcej o naszych Patronach i o nas:
A nie uważasz Magdo, że zdjęcia z tłustymi włosami czy nieogoloną pachą też mogą mieć pozytywne skutki? Pokazują m.in. innym kobietom, że nie TY jedna nie masz czasu na umycie głowy przy małym dziecku czy przy nadmiarze obowiązków i nie musisz mieć poczucia winy. Dlaczego w sieci ma być tylko pozytywna treść, motywująca, odchudzająca, sportowa. Tak jak wspominasz, jak nie chcesz czegoś oglądać, wystarczy wcisnąć ‘unfollow’.
uważam, że są jak najbardziej potrzebne i mogą mieć pozytywne skutki, zresztą, jak wspomniałam w tekście nic mi do tego kto jakie zdjęcia publikuje, ale równocześnie uważam, że zaniedbywanie swojej higieny (w postaci np. niemycia włosów z lenistwa) nie powinno być modą ani sposobem na życie, co innego zły dzień, trening, choroba itp, co innego trendy w modzie…