Gdy myślę o bożonarodzeniowym norweskim jedzeniu pierwsze, co przychodzi mi do głowy to lutefisk. Jest to ryba suszona na świeżym powietrzu oraz ługowana. Najczęściej do produkcji lutefisk wykorzystywane jest mięso dorsza, rzadziej molwy lub miętusa. Wśród Norwegów ługowanie ryb znane jest jako metoda przechowywania żywności. Skąd jednak się wzięła? 

Najczęściej słyszy się, że z braku dostępu do soli, jednakże jeden z moich wcześniejszych szefów kuchni podzielił się ze mną inną informacją. Opowiedział mi, że podczas procesu suszenia ryb tørrfisk, które przeprowadza się na świeżym powietrzu, duża ich ilość została zanieczyszczona ługiem z fabryki. Osoba, do której należały ryby nie chciała ponieść strat finansowych, kombinowała, co z tym fantem zrobić i tak oto powstała lutefisk. Jak było naprawdę? Nie wiadomo, faktem jednak jest, że ługowanie ryb jest w Norwegii popularne. Mają one galaretowatą konsystencję i są serwowane z gotowanymi ziemniakami, puree z groszku, sosem beszamelowym nazywanym tutaj hvitsaus (dosłownie biały sos), oraz baconsmør, czyli masłem z bekonem.

Kolejnym nieodłącznym elementem świątecznej strawy, szczególnie w północnej Norwegii, jest pinnekjøtt. Są to solone i suszone żeberka jagnięce. Tradycyjnie serwowane są z gotowanymi ziemniakami i puree z brukwi. Brukiew, nawiasem mówiąc, jest popularnym i często jedzonym warzywem w Norwegii.

Przed podaniem pinnekjøtt należy je namoczyć, a następnie gotować przez kilka godzin. Wierzę, że o ile robi się je w domu raz w roku, zapach może kojarzyć się ze świętami. Ale gdy przez cały grudzień w pracy gotuje się dzień w dzień pinnekjøtt, to człowiek zaczyna mieć chęć pracować w masce przeciwgazowej. 

Juleribbe, czyli dosłownie świąteczny boczek, jest kolejną ważną potrawą. Płaty mięsa pieczone są w piekarniku w taki sposób, by uzyskać chrupiącą skórkę. Juleribbe je się z czerwoną kapustą oraz surkål kwaśną białą kapustą.

Na bożonarodzeniowym stole nie może również zabraknąć julepølse, czyli po prostu świątecznej kiełbasy.

Jak kiełbasa stała się świątecznym daniem? W dawnych czasach z okazji świąt ubijano świnie z przydomowych gospodarstw. Po wycięciu porcji juleribbe, filetów oraz innych najsmaczniejszych części, okrawki, by ich nie marnować, wykorzystywano do produkcji kiełbasy, która również trafiała na stół wraz z innymi potrawami.

Oczywiście święta nie byłyby kompletne bez odrobiny słodkości. Popularny świąteczny deser to krem z moroszek podany w krumkake (czy też w dialekcie z mojej okolicy – strylle) cienkim wafelku wypieczonym w maszynce z tradycyjnym, świątecznym wzorem.

W okresie świątecznym popularnym napojem (nie tylko w Norwegii, a ogólnie w krajach nordyckich) jest gløgg. Przygotowuje się go, gotując w soku owocowym goździki, cynamon, skórkę pomarańczy, imbir i miód. Na koniec dodaje się alkohol – wino, wódkę lub inny mocny alkohol wedle upodobania. Na dno szklanki wsypuje się bakalie.

To właśnie gløgg jest moim ulubionym elementem norweskich świąt i chętnie piję go w wersji bezalkoholowej przez całą zimę. Wspaniale rozgrzewa w długie, zimne wieczory oraz wypełnia pięknym zapachem całą kuchnię.

Anna Maślanka

0 0 votes
Oceń artykuł
Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze