CiekawostkiFelietony

Piękny hotel przy plaży to zapowiedź wspaniałego wypoczynku. Odkładam plecak z zamiarem rzucenia się na łóżko, ale powstrzymuje mnie ręka Phor, mojej tajskiej przyjaciółki. „Ani mi się waż” – mówi. “Najpierw modlitwa, trzeba podziękować duchom za gościnność!” Całe szczęście, że zatrzymałyśmy się w resorcie, a nie w starym drewnianym tajskim domu, który skradł moje serce na airbnb. Phor totalnie ześwirowała, kiedy pokazałam jej zdjęcie tego uroczego miejsca “Khun Anna, przecież każdy wie, że stare drewniane domostwa są nawiedzone!” – skwitowała. Podobnie jak używane rzeczy czy piękne antyczne meble (bo przecież kto da gwarancję, że na tym łóżku ktoś już nie umarł?). 

Na pytanie co najbardziej zaskoczyło mnie w Tajlandii, mam w końcu dobrą odpowiedź. I nie, bynajmniej nie jest to słynny tajski uśmiech ani pyszne jedzenie. Najbardziej zszokowała mnie codzienna przesądność Tajów. Drga ci powieka? Będziesz mieć pecha. A już nie daj boże usłyszysz wrzask tokaja w nocy (rodzaj jaszczurki), wtedy lepiej w ogóle nie wychodzić z domu.

Chociaż w Tajlandii światy ludzi i duchów wzajemnie się przenikają, niewprawnemu oku ciężko jest dostrzec subtelną obecność tego drugiego. Dopiero po jakimś czasie zaczęłam wyłapywać niuanse, takie jak np. to że maleńka figurka kobiety z wyciągnięta ręka to nie tylko ozdoba w witrynie sklepu (tak poznałam Mae Nang Kwak, której zadaniem jest ściągać klientów, a tym samym zapewnić dobry biznes) czy to że większość moich znajomych nosi przy sobie jakiś amulet. Chronić można się na różne sposoby, dlatego popularne są również specjalne tatuaże. Tajowie bardzo wierzą w ich ochronną moc, ale aby taki tatuaż zadziałał, musi być wykonany podczas specjalnej religijnej ceremonii. 

Strach w tajskiej kulturze ma bardzo wiele twarzy. Kanon tajskich Phii, czyli duchów to prawdziwy kolektyw różnorodności od pięknych, acz strasznych kobiet takich jak Phii Krasue – demon bez ciała, po bardziej przyziemne duchy zamieszkujące np. toalety. Phii Khii (khii to po tajsku gówno) chętnie dotrzyma wam towarzystwa podczas wizyty w ustronnym miejscu.

Moim ulubionym duchem w tajskim folklorze jest jednak Phii Tani, czyli piękna kobieta zamieszkująca drzewo bananowca, która nocą atakuje zbłąkane duszyczki. Mam nadzieję, że nikt z was nie pokusi się o zerwanie kiści bananów po zmroku. Duchy przekradły się również do języka tajskiego, w którym funkcjonuje powiedzenie phii khao phii oog – „duch wchodzi i wychodzi”. Tak określa się osoby o bardzo zmiennym nastroju. Chociaż o samych duchach Tajowie boją się rozmawiać nawet w południe.

Doszliśmy już do porozumienia, że duchy są wśród nas, warto więc wiedzieć, jak dobrze z nimi żyć. Pierwszym krokiem do pokojowej koegzystencji jest oczywiście wizyta w świątyni. Składanie darów w świątyniach w formie kwiatów czy jedzania obecne jest w wielu kulturach, ale tylko w Tajlandii duchy mają swój ulubiony napój (czerwona Fanta), a podarki składa się w obecności figurek kogutów, zebr czy pod wiszącymi na drzewach w dżungli, niczym na egzotycznej sklepowej wystawie, tradycyjnymi tajskimi strojami. 

Oprócz czerwonych bąbelków tajskie duchy lubią również kino akcji. Obok maleńkiej świątyni przy moim domu często wyświetlane są filmy, których nikt nie ogląda. Znajomi zdradzili nam, że jest to kino dla duchów. Nasza szkoła powstała zaraz przy parku narodowym. Duży teren, dużo duchów. Trzeba było je jakoś udobruchać, więc lokalny mnich doradził właśnie taką inicjatywę. 

Obok tradycyjnych, kapiących złotem świątyń w Tajlandii częstym widokiem są San Pra Phum, tak zwane domki duchów. Każdy dom, condominium (apartamentowiec) czy sojka (z tajskiego soi – ulica) może pochwalić się swoją własną wersją. O tym gdzie taki domek ma powstać, decyduje oczywiście mnich. Buddyjscy kapłani mają zatem ręce pełne roboty, bo to również do nich zgłosimy się, kiedy kupujemy nowy samochód czy stawiamy dom. (Zwróćcie uwagę na biało-złote malowidła wewnątrz samochodów albo na ścianach nowych budynków. To oznaka, że zostały pobłogosławione.) No chyba, że chodzi o przepowiadanie przyszłości, wtedy Tajowie udają się do numerologów. Ezoteryka w Tajlandii ma się całkiem dobrze, a korzystają z niej nie tylko mieszkańcy wiosek, ale i wysoko postawieni politycy.  

Tajowie niby się boją, a mimo tego cały czas podsycają swój strach. Wystarczy spojrzeć, na co mieszkańcy Bangkoku chodzą do kina. Trzy czwarte popularnych krajowych produkcji to horrory albo historie, w których gdzieś w tle coś straszy. Zdarzają się również mariaże horroru i romansu. Gorąco polecam wam jeden z klasyków tego gatunku “Mae Nak”. Film ten, oparty na jednej z najsłynniejszych tajskich legend o duchach, był tak wielkim hitem, że co kilka lat w Tajlandii wychodzi jego odświeżona wersja.

Siły wyższe na dobre rozgościły się w tajskiej kulturze. Czas leci, Tajlandia zmienia się na moich oczach, a ich pozycja pozostaje nienaruszona. Phor i jej przesądy nie raz wywołały uśmiech na mojej twarzy. Doceniam jednak to, że dzięki nim poznaję takie aspekty tajskiej kultury, o których wcześniej nie miałam pojęcia. I chociaż ja nie wierzę w duchy, to niestety muszę przyznać, że w pandemicznych czasach w wielu z turystycznych miejsc w Tajlandii naprawdę straszy. Pustkami. A może by tak pójść do świątyni z czerwoną fantą w plecaku i poprosić duchy, żeby Tajlandia wróciła w końcu do normalności? 

Anna Kapyś

5 3 votes
Oceń artykuł
Subskrybuj
Powiadom o
guest
2 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
Lech
2 lat temu

Świetna historia, dziękuję.

Kino dla duchów – genialne!

trackback

[…] Tajlandii przyjechałam z umysłem otwartym na inną kulturę oraz z pozytywnym nastawieniem do tego, co nas […]