Felietonyczekolada

Kiedy jeszcze dawno, dawno temu mogłam czasem wracać do Polski, nacieszałam się nie tylko rodziną, przyjaciółmi, ogródkiem i psem, ale również produktami, które znajdziemy w każdym polskim sklepie, ale w Chinach – w żadnym. Ewentualnie: znajdziemy je i tu, i tu, ale różnica w cenie sprawi, że w Chinach tych rzeczy raczej nie będziemy kupować.

Tym razem mowa o kupnych przekąskach typu musy bez dodatku cukru czy batony energetyczne złożone tylko z suszonych owoców i orzechów czy pestek. W Polsce – po taniości, w każdym sklepie. W Chinach – tylko w specjalnych sklepach sprzedających towary importowane i po cenach z kosmosu. Dlatego przed powrotem do Chin zawsze ładowałam kilogramy takich przekąsek do bagażu: jako matka malucha lubię mieć takie zdrowe gotowce pod ręką. 

Gdy podzieliłam się tą ciekawostką w internecie, oczywiście zaraz pojawił się pogardliwy komentarz: „Wielka trudność upiec takie batony samodzielnie. W necie jest przepisów bez liku”.

Nie będę się rozwodzić nad tym, że to po prostu przykre. Dzielę się ciekawostką, dostaję po głowie. Cóż za leniwa matka, mogłaby sama upiec, a woli kupić! Taki leniuch, że woli kupić w Polsce i zawieźć do Chin, niż zrobić na miejscu! Wyrodna matka, nie ma co. 

Wiecie, co jest najśmieszniejsze? Faktycznie, robię takie batony sama, od czasu do czasu. Wciąż jeszcze pracuję nad przepisem, który by sprawił, że będą dłużej świeże – bo najważniejsze w tych kupnych jest właśnie to, że są pakowane pojedynczo i nie trzeba ich wszystkich wmłócić od razu, żeby się nie zepsuły. 

Ale nie o to chodzi. Piszę właściwie zupełnie nie po to, żeby się poskarżyć, a wręcz przeciwnie – żeby się pochwalić.

Gdyby nie ta złośliwa szpila, pewnie nigdy nie zaczęłabym się zastanawiać nad tymi wszystkimi rzeczami, które robię, choć mogłabym pójść na łatwiznę, ani nad tym, dlaczego je robię. No i pewnie nie doszłabym do pewnej szalenie ważnej konkluzji. Ale o tym dopiero na końcu.

Otóż robię sama na przykład jogurt. Znalazłam tu tylko jeden kupny, który jest bez cukru. Sprzedają go w litrowych opakowaniach i faktycznie jest świetny. Jest dostępny tylko i wyłącznie w Carrefourze i jego jedno opakowanie kosztuje dokładnie tyle, ile całodzienne wyżywienie całej rodziny. Więc zamiast tego kupuję w promocji świeże mleko (bez promocji jest tak drogie, że w ogóle nie mam ochoty go kupować) i robię jogurt. Nie dość, że wychodzi cztery razy taniej, to jeszcze mam go zawsze pod ręką i nie muszę się wybierać do Carrefoura (do supermarketu zazwyczaj chodzę tylko wtedy, gdy się kończy papier toaletowy; nie znoszę wielkopowierzchniowych sklepów). 

Kiedy już mam jogurt, zdarza mi się również robić biały ser.

On również jest dostępny tylko w paru sklepach w moim mieście, a twarogu takiego jak nasza polska krajanka w ogóle tu nie ma. 

Piekę chleb, bułeczki, chałkę. Nie dlatego, że taka ze mnie zajefajna gospodyni, tylko dlatego, że w Kunmingu chleb jest niejadalny. Po pierwsze i najważniejsze: niemal zawsze jest z cukrem, taki ordynarnie słodki. Chińczycy traktują przecież pieczywo jak deser, a nie jak podstawę wyżywienia. Kiedy się już zdarzy niesłodki, nadal jest według mnie średni, bo nie ma chrupiącej skórki, a w dodatku jest okropnie drogi. Więc piekę. 

Robię ocet. Jabłkowy, gruszkowy i mango. Tym razem nie z oszczędności ani nawet nie dlatego, że niedostępny (octu mango wprawdzie jeszcze nie widziałam w sprzedaży, ale jabłkowe i gruszkowe zdarzają się nawet w Chinach), a po prostu dlatego, że skoro miałabym wyrzucić gniazda nasienne i skórki jabłek względnie obrośniętą miąższem pestkę mango, to dlaczego nie dodać cukru i wody, a po paru dniach mieć cudny ocet? Po jakichś trzech dniach mam wspaniały musujący napój, a jeśli postoi jeszcze tydzień, mogę przecedzić, przelać do butelek i mam własny ocet, bez żadnych ohydnych dodatków (weźcie sobie sprawdźcie skład waszych octów; być może oko wam zbieleje…). 

Piekę wędlinę. Nawet w sklepach z towarami importowanymi wybór jest dość niewielki, a skład (i, oczywiście, cena) poraża. Więc zamiast kupować ekskluzywny wyrób mięsopodobny, kupuję kawałek dobrego mięsa, zaprawiam, a na drugi dzień piekę. Raz jemy pieczeń na ciepło, a następne dwa czy trzy dni mam wędlinę do chleba. Tego przeze mnie upieczonego.

Robię majonez. W Chinach majonezy są słodkie, a te importowane – koszmarnie drogie. Więc nauczyłam się robić majonezy: tradycyjny i wegański (na aquafabie, czyli wodzie spod cieciorki). 

Uprawiam na parapecie i suszę miętę na herbatę miętową. Mam trzy donice z trzema gatunkami mięty.

Na świeżo używam liści w kuchni, ale oprócz tego zawsze suszę, bo mam wielki sentyment do miętowej herbatki, a tutaj herbata miętowa czy w ogóle suszona mięta jest nie do dostania. Czasem idę na łatwiznę i zanim mi nowa porcja wyrośnie, kupuję świeżą miętę na targu. Wprawdzie suszenie mięty jest uciążliwe bez suszarki do warzyw, zwłaszcza, jeśli akurat mamy kilka mokrych i zimnych dni, ale jakoś sobie zawsze radzę. Zakup suszarki rozważałam, ale mamy za małe mieszkanie i po prostu nie miałabym już jej gdzie wcisnąć.

Sama robię przyprawę piernikową i wiele innych mieszanek przypraw, które tutaj są nie do dostania albo są dostępne tylko w paru sklepach. Sama kiszę ogórki, sama kiszę kapustę, sama robię kimchi, sama marynuję czosnek w occie, sama robię dżemy i inne przetwory, sama robię mieszankę suszu do kompotu z suszu, sama mielę bułkę na bułkę tartą, sama, sama, sama…

Te wszystkie rzeczy są – przy odrobinie wprawy – bardzo proste. Jak tam wyżej było? W necie przepisów bez liku! Och, tak! Kiedy już sprawdzę pierwszych dwadzieścia i uda mi się trafić na taki, który faktycznie daje oczekiwane przeze mnie rezultaty, trzymam się go jak pijana płotu. I robię, bo tak się składa, że umiem i lubię pichcić. Jedyne moje „ale” jest takie: oprócz pichcenia mam jeszcze inne pasje, rodzinę, a przede wszystkim – ŻYCIE. Żadna z wyżej wymienionych rzeczy sama w sobie nie jest trudna czy skomplikowana, ale każda jest czasochłonna – przynajmniej w porównaniu z wyskoczeniem do najbliższego sklepu samoobsługowego i kupieniem wszystkiego od ręki.

Matematyka jest nieubłagana. Doba ma tylko dwadzieścia cztery godziny, a życie określoną ilość dób.

Jedną trzecią doby zabiera mi upragniony sen; w reszcie muszą się zmieścić kontakty rodzinne, towarzyskie, czytanie, blogowanie, sport, słuchanie muzyki, uprawianie muzyki, zakupy, pichcenie, praca (zastanawiałam się, czy nie umieścić jej gdzieś wyżej na liście, ale bądźmy poważni), spacery i nawet oglądanie kotków w internecie czy też plucie i łapanie. No dobra, te ostatnie nie muszą być częścią każdego dnia. Ale reszta? 

Za każdym razem kiedy podejmuję decyzję, że zrobię coś w domu, bo zdrowsze, lepsze, a przy okazji również tańsze, żeby wykroić na to czas, muszę ten czas wyciąć z czegoś innego. Jeśli upiekę chleb, to nie zdążę poczytać książki, a jeśli uprę się przy książce, zrobię to kosztem snu. Znam wiele osób, które same pieką chleb, same kiszą czy też same robią wędliny. Ale nie znam nikogo, kto sam robi w zasadzie wszystko. A wy?

Dlatego kiedy udaje mi się znaleźć sensowną alternatywę dla tego, co codziennie, każdego dnia, od lat robię kosztem własnego wolnego czasu, wożenie połowy asortymentu sklepu z Polski do Chin nagle nie wydaje mi się być czymś dziwacznym czy śmiesznym. Bo o ile żadną sztuką nie jest ukiszenie ogórków czy upieczenie batonów, o tyle przykro mi, że brak tu alternatywy, która pozwoliłaby zaoszczędzić czas zabrany samej sobie.

Natalia Brede

KALENDARZ POLKI 2023

kalendarz na cztery pory roku

Już po raz trzeci zabieramy Was w całoroczną podróż dookoła świata wraz z Kalendarzem Polki, jedynym w swoim rodzaju plannerem-książką.

Tym razem czeka na Was jeszcze więcej zdjęć i tekstów, których autorkami jesteśmy my – Polki z Klubu Polki na Obczyźnie. Znów opowiadamy o tym, co jest nam najbliższe – o życiu na emigracji oraz pasji do podróżowania i odkrywania świata. O lokalnych ciekawostkach, świętach, wyjątkowych miejscach i smakach, ale także o naszych marzeniach, wspomnieniach i przemyśleniach. 

Do każdego egzemplarza dodajemy eko torbę na zakupy w prezencie (do wyczerpania zapasów).

5 3 votes
Oceń artykuł
Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze