Od pół roku pracuję w przedszkolu. Lubię moje dzieciaki, one też mnie lubią, z przyjemnością chodzę do pracy, choć zawsze wracam do domu wykończona. I wszystko byłoby idealne, gdyby nie to, że pewnego dnia usłyszałam, jak jedna z moich trzylatek mówi o mnie per „babcia”.
Na wszystkie bóstwa Chin, ja mam dopiero czterdzieści lat!
Hmmm.
Na dobrą sprawę, gdybym się sprężyła, to faktycznie mogłabym być jej babcią.
I od razu przypomniała mi się sytuacja z porodówki. W pierwszej fazie porodu leżałam w pokoju z młodziutką dziewczyną, która była na takim samym etapie: obie co jakiś czas pojękiwałyśmy z bólu, ale było jeszcze dużo za wcześnie na rozpoczęcie prawdziwej akcji. Towarzyszyła jej mama, z którą mój mąż uciął sobie krótką pogawędkę.
– Czy pani córka też pierwszy raz rodzi?
– Tak, tak, pewnie, że pierwszy, ona ma dopiero szesnaście lat…
Wprawdzie w chińskich miastach wiek pierwiastek systematycznie się podwyższa, jednak na chińskich wsiach, zwłaszcza interioru, który jest mniej rozwinięty od wybrzeża, niewiele się zmieniło w ciągu ostatnich parudziesięciu lat. Jeśli dziewczyna ma szczęście, to udaje jej się przez zajściem w ciążę ukończyć gimnazjum, ale nawet to nie jest regułą. O jakichś lepszych możliwościach rozwoju w ogóle nie ma mowy. Pewnie z nudów młodzi szybko się rozmnażają, zazwyczaj bez ślubu, bo na zawiązanie węzła małżeńskiego są jeszcze – zgodnie z prawem – za młodzi*.
– Chyba trochę się pospieszyła, nieprawdaż?
– Ech, u nas tak wszyscy. Ja sama też w takim wieku założyłam rodzinę i urodziłam właśnie ją.
I tak właśnie dowiedzieliśmy się, że ta kobieta, która za chwilę miała zostać babcią, była młodsza ode mnie.
Ja rodziłam dziecko mając trzydzieści cztery lata; to prawda, nie byłam najmłodsza, ale też nie czułam się wyjątkowo stara. Patrzyłam na tę „babcię” – wyglądała na dużo starszą ode mnie. Była ubrana jak pani w średnim wieku, miała bardzo pomarszczoną twarz i mocno spracowane ręce. Ciężka praca i surowy klimat, a także, zapewne, niedostatki natury materialnej sprawiły, że faktycznie wyglądała na babcię.
Czyli to nie jest w sumie takie dziwne. Ale JA?! Czy ja też wyglądam tak okropnie staro? Babciowato?
Mam na głowie kilka siwych włosów. Nie farbuję się i nie mam nawet takiego zamiaru. Za dużo roboty, a zapach farb mnie dusi. Ale to tylko kilka siwych włosów, a znam ludzi koło trzydziestki, którzy są już szpakowaci…
Mam zmarszczki. Gdy się uważnie przyjrzeć, to nawet sporo. Poprzeczne na czole, pionowa między brwiami, dużo kurzych łapek i jeszcze koło ust. Widać je dobrze. Cóż. Dałoby się je zakryć makijażem, ale ja nie maluję się na co dzień i jakoś nie sądzę, żebym miała nagle zacząć. Doba i tak jest za krótka na rzeczy, które LUBIĘ robić, a miałabym sobie ją jeszcze skracać robieniem makijażu?
Okulary. Ten atrybut babciowatości zostanie ze mną na zawsze, więc akurat na nie nie zwracajmy uwagi. Noszę też soczewki kontaktowe, ale to raczej wtedy, gdy idę uprawiać sport, a nie do pracy.
Ubranie zazwyczaj sportowe. Buty do biegania albo badmintonowe, spodnie od dresu, żeby swobodnie ciorać się z dzieciakami po podłodze, T-shirt i polar – ubranie służbowe. Wszystkie dziewczyny z przedszkola noszą takie same.
Idę na badmintona. Szaleję na korcie; mój badminton to nie leniwe odbijanie lotki rakietką, stojąc w jednym miejscu, a dwie godziny biegania z niewielkimi przerwami. Do pracy jeżdżę na rowerze, więc tego sportu mam codziennie naprawdę wystarczająco dużo, by utrzymać się w niezłej kondycji. Która babcia żyje tak intensywnie?
Patrzę w lustro jeszcze raz. Uśmiecham się do siebie. Widzę wszystkie oznaki starzenia.
Każdą zmarszczkę, każdy siwy włos, każde odbarwienie skóry, którego wcześniej tam nie było. Opowiadają historię mojego życia. Gdyby ich nie było, nie byłabym sobą.
Mogę być babcią dla dzieci w moim przedszkolu, skoro tak mnie widzą. Ale dla siebie – dla siebie jestem po prostu szczęśliwą, spełnioną kobietą, która ostatnio ma nawet zazwyczaj czas, żeby się wyspać. I to, jak mnie widzą inni, niczego nie zmienia.
Muszę jeszcze tylko sprawdzić jeden drobiazg. Zakładam seksowną bieliznę i idę upewnić się co do reakcji męża. Reakcja prawidłowa. Uff!
*W Chinach kobieta może wyjść za mąż po ukończeniu 18 roku życia, a mężczyzna może się ożenić dopiero po ukończeniu 21 roku życia.