Reportażeuchodźcy

Żyjemy w czasach bodźców obrazkowych. Szybkie migawki, krótkie newsy walczą o naszą uwagę. Nie ma potrzeby, czasu, ochoty wgłębiać się w istotę rzeczy. Najszybciej dociera obraz drastyczny, ludzka tragedia, opowieść o smutnym losie jednostki. Wybuch gazu, zakatowany pies, wypadek samochodowy – to zawsze przykuje uwagę w strumieniu wiadomości. 

Na tej samej zasadzie działa przekaz o trudnym losie migrantów koniecznie zilustrowany zdjęciem płaczących dzieci. Płaczącemu dziecku nie oprze się przecież nikt. Naturalny odruch to przytulić, zabrać do domu, ugościć. Smutna kobieta z gromadką dzieci na tle uzbrojonych po zęby przedstawicieli służb mundurowych to widok łamiący serce. Przy takim zestawieniu mało kto ma ochotę zadać sobie pytanie, skąd ta kobieta i gromadka dzieci wzięła się w zimnym lesie. 

„Kryzys migracyjny” na granicy polsko-białoruskiej, o którym słyszymy od wielu tygodni, tak naprawdę nie jest żadnym kryzysem.

To nie jest migracja spontaniczna, wywołana konkretnym zdarzeniem czy sytuacją. To nie są osoby w pośpiechu uciekające przed wojną. Obywatele Iraku, Syrii, Jemenu, Afganistanu, Iranu szukają lepszego życia niż to, które prowadzą w swoich krajach. Każda z tych podróży kosztuje kilka tysięcy euro i została podjęta w sposób zorganizowany poprzez najczęściej stworzone tylko w tym celu biuro podróży. Pakiet usług obejmuje uzyskanie turystycznej wizy białoruskiej, przelot do Mińska przygotowanym w tym celu lotem czarterowym, przejazd na granicę z Polską, jej nielegalne przekroczenie oraz dalszą trasę, z reguły do Niemiec, gdzie pierwszym krokiem staje się złożenie wniosku o azyl. Ten „kryzys migracyjny” to tak naprawdę ogromna tragedia tysięcy oszukanych ludzi, którzy zamiast trafić do miejsca swoich marzeń, utykają w połowie drogi. Ludzi, których państwo białoruskie najpierw zwabia, a potem bezwzględnie wykorzystuje. 

Łatwo jest powiedzieć: „nie obchodzi mnie to wszystko, to są ludzie, trzeba im pomóc, jest zimno, wpuśćmy ich”.

Trudniej się rozprawić z konsekwencją takiego rozumowania. Na Białoruś przyleciało jak na razie kilkanaście tysięcy migrantów. Wszyscy pojawiają się na tzw. zielonej granicy i chcą nielegalnie – bo poza procedurami, poza przejściem granicznym, bez zidentyfikowania – przekroczyć granicę z Polską. Gdyby w Polsce zamierzali złożyć wniosek azylowy, sprawa byłaby jasna. Problem polega jednak na tym, że krajem docelowym nie jest Polska. I tu oszczędźmy sobie kąśliwych uwag pod adresem naszego kraju – nie w układzie politycznym leży przyczyna, dla której mało którzy migranci chcą w Polsce pozostać, bo większość migrantów nie wie o Polsce kompletnie nic.

Natomiast obecna fala migracyjna powiązana jest z wydarzeniami z lat 2015-2016 i masowym osiedlaniem się uchodźców m.in. w Niemczech, Szwajcarii, Niderlandach czy Szwecji. W krajach tych funkcjonują szeroko rozbudowane programy socjalne i integracyjne, a procedury deportacji są dużo liberalniejsze niż choćby w Polsce. Dlatego w obecnej sytuacji Polska jest krajem w zasadzie tranzytowym. I tu pojawia się pytanie – co stanie się, jeśli na przykład dzisiaj „wpuścimy” przez granicę polsko-białoruską wszystkich chętnych? Przytłaczająca większość pojedzie dalej, a na Białorusi pojawią się kolejni migranci, bo tak działa ten rynek. Państwo polskie w ten sposób de facto usankcjonuje potężny kanał przemytniczy, a jednocześnie złamie wszystkie możliwe przepisy związane z ochroną granicy zewnętrznej obszaru Schengen. Pomysły „korytarza humanitarnego” prowadzą do tego samego – przed skierowaniem tysięcy osób do Niemiec może należałoby jednak upewnić się, czy kraj ten ma ochotę ich przyjmować? Z kolei pomysły „wpuszczania” tylko rodzin z dziećmi to w prostej linii droga do utworzenia rynku handlu dziećmi, które stanowiłyby przepustkę do preferencyjnego traktowania.

Procedura azylowa stworzona została po to, aby osoby pod jakimś względem prześladowane mogły znaleźć ochronę w innym, bezpiecznym kraju.

Jest to pierwszy bezpieczny kraj, w jakim takie osoby się znajdą, a złożenie wniosku o ochronę międzynarodową oznacza, że procedury takiej nie powtarza się w kolejnym kraju. Chodzi o to, aby uniknąć swoistej turystyki azylowej między krajami bezpiecznymi, która wypacza sens nadawania ochrony międzynarodowej. W przełożeniu na obecną sytuację – każda osoba, która złoży wniosek o ochronę międzynarodową w Polsce, po ewentualnym wyjeździe do Niemiec i próbie złożenia tam kolejnego wniosku, zostanie przekazana do kraju pierwszej rejestracji, czyli do Polski. 

Tak na marginesie – samo złożenie wniosku azylowego nie jest jeszcze „złotym biletem” do pozostania w danym kraju. Wniosek jest indywidualnie rozpatrywany i na czas trwania procedury danej osobie przysługuje pobyt i opieka państwa goszczącego. Jeśli po zakończeniu procedury wniosek azylowy okaże się niezasadny, migrant będzie musiał – dobrowolnie lub nie – powrócić do swojego kraju pochodzenia.

W tego rodzaju dyskusji zawsze fakty przegrywają z emocjami.

Polskie służby oskarżane są o znieczulicę, polskie społeczeństwo o ksenofobię. To, że codziennie migranci po polskiej stronie ratowani są z bagien, odwożeni przez służby do szpitali, karmieni, przewożeni do ośrodków dla cudzoziemców, przechodzi niezauważone. To, że większość migrantów nie chce skorzystać z możliwości złożenia wniosku azylowego w Polsce, również jest w narracji pomijane. Bo do serca zawsze celniej trafi obrazek dziecięcego bucika znalezionego w lesie.

Żeby było jasne – ja też nie mogę spokojnie patrzeć na ludzką tragedię. Żal mi marznących dzieci, żal mi ich zrozpaczonych matek. Nieco mniej żal mi tych, którzy w polskie służby rzucają kamieniami – ale i ich desperację i frustrację jestem w stanie zrozumieć. Nie zamierzam jednak poddawać się szantażowi emocjonalnemu. Nielegalne przekroczenie granicy państwowej jest czynem karalnym na całym świecie, nie tylko w Polsce. Spróbujcie siłowo wymusić wjazd do USA, Izraela czy Hiszpanii i zobaczcie, co się stanie. Oskarżanie służb, że wykonują pracę, do której zostały stworzone, jest kompletnym absurdem. 

Zastanawiam się, gdzie przez ostatnie dziesięć lat byli celebryci dziś szlochający przed kamerami. Uchodźcy w Polsce to wbrew pozorom nie jest temat nowy. Ośrodki dla cudzoziemców i programy integracyjne od lat potrzebują wolontariuszy. Masowej obecności pań i panów celebrytów tam nie stwierdzono. 

4.8 19 votes
Oceń artykuł
Subskrybuj
Powiadom o
guest
4 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
Martyna
2 lat temu

Bardzo mądry post! Rzucający trochę innego światła na to co się rozgrywa na naszych oczach.. pokazujący, jak niewiele rzetelnych informacji faktycznie do nas trafia! Mam znajomych w służbach na granicy, znam wiele przykładów pomocy, które tak jak piszesz, są zrzucane na bok. Zdjęcie porzuconego bucika zawsze lepiej trafi w czyjeś serce..

Joanna
Joanna
2 lat temu

Bardzo ciekawy artykuł. Cieszę się, że taki głos również można na tej stronie przeczytać

Mariusz
Mariusz
2 lat temu

Kryzys może nie jest kryzysem, ale ludzie są ludźmi.

Katarzyna
Katarzyna
1 rok temu

Konkretne ujęcie problemu, dziękuję za ten felieton!
Pozwala nabrać perspektywy