Kilka dni temu obejrzałam po raz kolejny film ,,Opowieść o miłości i mroku” nakręcony na podstawie powieści Amosa Oza z genialną rolą Natalie Portman, która dla potrzeb filmu nauczyła się mówić po hebrajsku. Jest też jego reżyserką.
Nie będę zdradzać fabuły tym, którzy nie czytali książki ani nie widzieli filmu. Nie o to chodzi. Chodzi o asocjacje, choć nie wiem, czy to właściwe słowo. Niektóre filmowe obrazy przenoszą mnie do zupełnie innych miejsc, niż powinny. Oglądając ,,Opowieść o miłości i mroku”, pomyślałam o pani Mirze z miejscowości Ostróg, którą poznałam w kibucu Hatzor. Spisałam jej historię. Zbierałam wtedy materiały o Żydach polskiego pochodzenia, a ona była matką mojego kolegi. Pewnego dnia podczas wymiany młodzieży w Izraelu powiedział: “Moja mama nosi w sobie opowieść. Chcesz posłuchać?”. Pojechałam do niej tego samego dnia. Drzwi otworzyła kobieta o niezwykle łagodnym wyrazie twarzy. Krótkie, siwe, kręcone włosy trochę były przerzedzone na czubku głowy, jednak starannie uczesane. Czasem jeden kosmyk szukał swojego miejsca jak u małej dziewczynki, choć Mira skończyła dziewięćdziesiątkę.
Mówiła o synagodze, która już nie istnieje w Ostrogu, ale podobno jest odbudowywana, o ulicy Długiej, która już tak się nie nazywa i o koleżankach, które mówiły w różnych językach: po polsku, ukraińsku, rosyjsku czy w jidysz. Mira zabrała ten świat ze sobą: do Wrocławia, na statek, którym wyruszyła w 1957 roku do Hajfy, gdy już zabrakło dla niej miejsca w Polsce, na pustynię Negev do nagrzanej izraelskim słońcem Dimony, gdzie otrzymała pierwsze mieszkanie przypominające barak, a sąsiedzi mieszkający obok mówili po arabsku. Oni też byli ,,skądś”, bo z półwyspu Synaj. Mira niosła ze sobą świat zapamiętany z dzieciństwa jako dar.
Odtwarzała z pamięci nazwy szkół: męskiej i żeńskiej, numer Pułku Ułanów Wołyńskich czy batalionu granicznego. Pamiętała, że Wilia wpada do Horynia, Horyń do Prypeci, a Prypeć do Dniepra. W końcu zabrała swój Ostróg do kibucu Hatzor i kilka lat przed śmiercią postanowiła mi o tym opowiedzieć. Podarowała mi tę opowieść, a ja ją spisałam. A potem pojechałam do Ostroga. Zobaczyłam rzekę, odbudowywaną synagogę, drewniane domy i mnóstwo zieleni. Zjadłam barszcz i pierogi oraz zrobiłam setki zdjęć. Właściwie to jakbym trochę znała te miejsca, bo Mira potrafiła opowiadać. Zdjęcia wysłałam pocztą elektroniczną jej synowi Alexowi. Dostała je kilka miesięcy przed swoimi setnymi urodzinami. Kilka tygodni później zmarła.
Dlaczego o niej pomyślałam, oglądając film w reżyserii Natalie Portman? Zacytuję słowa pani Miry: “Nasze miasto nie było małe. Wtedy wydawało mi się wielką metropolią, nie wiem, może mieszkało tam dziewiętnaście tysięcy mieszkańców. Teraz to jest Ukraina. Niedaleko Ostrogu leży miejscowość Równe. To tylko czterdzieści kilometrów. Pisał o niej Amos Oz, bo jego matka stamtąd pochodziła. Wie pani, kim był ten pisarz? Dzięki temu Równe stało się sławne, ale czy ktoś pamięta o Ostrogu?”
Teraz, pisząc te słowa, boję się zapytać: jak wygląda Ostróg, jak wygląda Równe? Więc milczę, bo wiem, że nic już nie wygląda tak samo.
Poruszająca piękna opowieść.
Dziękuję serdecznie
Poruszajaca i piekna opowešć Aniu . Dziękuję.
Ja mam kuzynostwo ze strony mojej mamy na Ukrainie i moja koleżanka pchodzi z Kijowa i myślę ze tak jak nasza Waszawa po drugiej wojnie zostala zniszczona i odbudowana ale to nie to …. nie wróci już ten smak architektury…. zawsze pozostanie nam w pamieci nasz ukochany kraj w którym sie kaźdy z nas urodził. Mozna mieszkac w kilku miejcach ale wraca sie tam gdzie dziecinswo nam przypomina radosc życia.
pozdrawiam
Małgorzata
To prawda ja zawsze wracam myślami na moje ukochane Podlasie, miejsce mojego urodzenia. Choć niektóre domy i ulice istnieją tylko w pamięci.Dziękuję za miłe słowa!