Tutaj mieszkam. W miejscu, do którego w lecie ściągają turyści i w którym ciągle coś się dzieje. Mam duszę trochę cygańską, więc mi to nie przeszkadza. Będąc singielką, zwiedziłam całą Szwajcarię, by w końcu osiąść i prowadzić spokojne życie rodzinne. Ha, ha! Powiedziałaby moja przyjaciółka: Ty i spokojnie?! No, ale nie o mnie dziś, ale o moim mieście.
Arbon w Szwajcarii jest tylko jedno. Uff i całe szczęście, bo takie Langnau występuje już 3 razy i nigdy nie wiadomo, o które chodzi. Mieści się, jak już wspomniałam, nad jeziorem Bodeńskim w Kantonie Thurgau. Kanton to takie województwo. Jest ich tu 26. Ma rzymskie korzenie i jego nazwa pierwotnie brzmiała Arbor Felix, co po łacińsku oznacza “ Szczęśliwe Drzewo”. I dalej jest szczęśliwe, przynajmniej dla mnie. Dziś jest ono trzecim większym miastem w kantonie, zaraz po Frauenfeld, które jest miastem wojewódzkim, i Kreuzlingen. Leży na wysokości 402 m.n.p.m między Rorschach i Romanshorn i jest – jak niedawno wyczytałam – półwyspem! Ma ok. 14200 mieszkańców i jak na nasze polskie warunki, to taka większa wioska. Ma jednak prawa miejskie i ba! powiatowe. Czas powstania szacuje się na ok. 260 rok po Chrystusie, choć wykopaliska powiadają, że mogło to być jeszcze wcześniej. Znaleziono bowiem narzędzia zepoki neolitu i brązu. Można je oglądać w muzeum w arbońskim zamku, z którego miasto słynie. Nieodłącznym elementem jest promenada i rozbudowany niedawno port dla żaglówek i małych jachtów, który w sezonie ściąga niezliczone ilości przybyszów ze środka kraju i z państw przyległych.
Niestety polityka turystyczno-kulturowa nie podoba się mieszkańcom i parę lat temu wzięli ją w swoje ręce, organizując sezonowe koncerty takie jak Seenachtfest (w lipcu) i OpenAir (w sierpniu). Przy nich mój kameralny PickNickJazz am See, który wystartuje po raz czwarty, począwszy od maja – 2 razy w miesiącu, to pikuś.
Tak, tak, zaangażowana jestem w życie wioski, chociaż mieszkam tu dopiero od 6,5 roku. No, ale jeśli Cię tu przywieje nie w lecie, a w zimie to i na to są sposoby. Można odwiedzić wspomniany już zamek albo wybrać się do muzeum samochodów. To właśnie w Arbon Adolf Saurer stworzył fabrykę, w której produkowano pierwsze ciężarówki, autobusy, trolejbusy i pojazdy militarne.
Fabryka istnieje do tej pory, choć produkowane są tu już nie pojazdy, ale maszyny tekstylne.
Każdemu, kto lubi spacery, polecam obejrzenie starego miasta i pozostałości murów. Znajdują tu się kamieniczki, na których widnieją freski z XVII wieku, a przy murze obronnym – restauracja Römerhof, w której zjemy potrawy nagrodzone 14 punktami w skali Gault-Millau (to szwajcarsko-francuskie oznaczenie najlepszych kuchni, podobne do Michelin). Skala Gault-Millau ma ich 20, a
na terenie Helwecji są tylko dwie z 19-stoma punktami.
W karnawale organizowana jest tu jedna z największych imprez we wschodniej Szwajcarii. Jest to przemarsz przebierańców. Tak zwany Fasnachtsumzug. Towarzyszą mu różne imprezy poboczne, takie jak koncerty orkiestr dętych, bale przebierańców i widowiska komediowe. O Fasnacht pisałam już na blogu. Możesz przeczytać o nim TU.
Powiedziałby: dziura. A w tej dziurze knajpa na knajpie. Do wyboru do koloru. Raz próbowałam je zliczyć, ale mi się odechciało, bo co chwilę powstają nowe. Spragnionego to miasto z rąk nie wypuści. Nic, tylko korzystać…więc zapraszam!
Tekst: Joanna / Auslanderka w Szwajcarii
Kiedyś tam trafię