Felietonywolontoriat zagraniczny
Wolontariat kontra wolonturystyka: dobre intencje przyparte do muru

Nic tak głęboko nie ukształtowało mojego charakteru w dzieciństwie jak wstąpienie do harcerstwa. Wychowało mnie działanie w służbie potrzebującym, słabszym, tym, którym w życiu jest pod górkę. Działałam w lokalnych kołach wolontariatu i szczerze wierzyłam, że mimo młodego wieku i mniejszych kompetencji, naprawdę zmieniałam świat na lepszy.

Jakby tego było mało, na studiach, z rozmachem dobrych intencji, wybrałam się na wolontariat poza granice Polski. Był on połączeniem moich szczytnych wartości i egzotycznej kilkutygodniowej przygody poza Europą. W ten sposób koszt łatwiej było pokryć z ciasnego budżetu. Przygody życia.

No właśnie. Z upływem czasu widzę, jak bardzo przewrotne było to, pod czym się podpisywałam. Gdyby ktoś mnie teraz zapytał, dla kogo tak naprawdę jechałam, ucząc lokalne dzieci angielskiego czy opowiadając o życiu na Zachodzie, bez cienia wątpliwości odpowiem: dla własnego ego. 

Czy można pomagać za bardzo?

Nie jestem przeciwna bezinteresownej pomocy. Pomaganie samo w sobie jest wyjątkowe i piękne. Jeśli nasza dodatkowa para rąk, czas, umiejętności, doświadczenie trafiają do tych naprawdę potrzebujących czujemy się spełnieni i pełniejsi jako ludzie. Jest w nas moc sprawcza, budujemy wspólnotę, gdy robimy coś, co potencjalnie powinno odmienić czyjeś życie.

Problem jednak w tym, że nie zawsze pomoc zmienia to życie na takie, które sobie wyobrażaliśmy. Nawet jeśli robimy to w dobrej wierze, możemy wyrządzić więcej krzywdy niż przynieść pożytku. Szczególnie oferując pomoc zagranicą, bez głębszego poznania kontekstu kulturowo-ekonomicznego. 

Za naszą altruistyczną chęcią niesienia pomocy może kryć się smutna rzeczywistość.

I tak właśnie wolontariat przekształca się czasem w biznes. Biznes, który zamiast poprawiać czyjeś życie – rujnuje miejscowy rynek pracy albo osłabia poczucie samowystarczalności lokalnej społeczności. A kiedy chęć pomagania zaczyna szkodzić, to ten nadmiar pachnie co najmniej na kilometr postkolonialnym syndromem białego zbawiciela.

Jaką mamy pewność, co się stanie i do kogo naprawdę trafi ołówek i zeszyt  podarowane  przypadkowo spotkanemu dziecku ze slumsów? Co z tablicą, biurkiem, projektorem, który ufundowaliśmy budynkowi, który ma funkcjonować jako szkoła w miejscu, gdzie spędzamy egzotyczne wakacje?

Czy rolnicy mieszkający pod słomianą strzechą na pewno potrzebują piły mechanicznej, której nigdy w życiu nie używali, o którą nigdy nie prosili i której najprawdopodobniej nie będą chcieli używać, bo całe życie korzystali z kosy? Czy będąc rotacyjnym wychowawcą w domu dziecka naprawdę polepszamy życie dzieci, spędzając tam zaledwie tydzień lub dwa?

Jaka jest gwarancja, że nasze dobre – choć często jednorazowe – chęci nie nakręcają budowania biznesów pod przykrywką pomocy?

Jakby się przyjrzeć dokładniej badaniom o turystyce pomocowej w Kambodży, które np. przeprowadził UNICEF, to widać, że odwiedzanie i wspieranie sierocińców przez turystów-wolontariuszy spowodowało wzrost liczby dzieci oddawanych do domów dziecka o 75%. Rodzice wierzyli, że obcokrajowcy nauczą dzieci języka angielskiego.

Takich działań w słabiej rozwiniętych, acz, atrakcyjnych turystycznie krajach, opartych na budowaniu obrazu nieporadności lokalnej społeczności, którą koniecznie powinien wesprzeć najlepiej biały altruista z Zachodu, może być więcej. 

Systematyczne polepszanie dobrostanu “biednych dzieci” jest nie po drodze tym, którzy odpłatnie zajmują się sprowadzaniem wolontariuszy z różnych części świata, dlatego pojawia się wiele aktywności, które przeświadczenie o konieczności pomocy będą podtrzymywać. Im większa rotacja osób do pomocy, tym więcej monet płynących z zagranicznych portfeli. I tak właśnie komercja zabija sens wolontariatu. 

Przemyślana i etyczna pomoc ponad porywy serca

Niebawem wakacje. Podczas odpoczynku nasze serca miękną szybciej, łatwiej o emocjonalną rozrzutność, częściej sięgamy po pieniądze z zamiarem wsparcia potrzebujących lub tych, których życie, Internet i media społecznościowe przedstawiają jako biedne. Jeśli planujemy angażować się w jakąkolwiek pomoc, miejmy pewność, że jest etyczna, a my jesteśmy odpowiednio przygotowani i wykwalifikowani, żeby jej udzielić.

Renata Cieślak

Źródła

UNICEF Concern Prompts Cambodian Investigation of Orphanages

Orphanages and their volunteers: A look at Cambodia’s orphanage voluntourism industry

5 3 votes
Oceń artykuł
Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze