Żyjąc na emigracji, z czasem zauważamy wiele niuansów kulturowych oraz zachowań, które nas dziwią lub bawią.
Sama mieszkając jedenaście lat we flamandzkiej części Belgii, również je dostrzegam. Wielu już nie pamiętam albo z czasem przestaję na nie zwracać uwagę. To co było kiedyś dziwne, staje się nową normą. Nie staję się dzięki temu mniej polska, po prostu przywykłam i sama przejmuję niektóre zwyczaje. Z odrobiną humoru przedstawiam wam 15 „smaczków” z życia we Flandrii.
- Wyrażając zaskoczenie lub poirytowanie samym sobą lub inną osobą, nie używasz niecenzuralnych słów, tylko mówisz po prostu amai!, gdzie druga samogłoska „a” wymawiana jest długo.
- Pijesz „pintje” w południe i nie widzisz w tym nic dziwnego. Pintje to mała szklanka piwa, zazwyczaj z gatunku pils.
- Jesteś dumny/-a z tego, że każde piwo podawane w barach i restauracjach ma swój rodzaj szklanki.
- Używasz nadmiaru zdrobnień, dodając do rzeczowników końcówkę „je”. Na przykład: huis-huisje (dom/domek); fritten-frietjes (frytki); spelletjes spelen (grać w gry); een etentje geven (podawać obiad); koffie-koffietje (kawa).
- Używasz często słowa zalig, z długim “a”, w sytuacjach wyrażenia szczęścia, zachwytu. Również jako opis smacznego jedzenia czy sympatycznej osoby lub przyjemnego pomieszczenia. Wszystko jest zalig.
- Kolejny brak uformowania rządu federalnego już cię nie dziwi, w końcu Belgia pobiła w tej kwestii rekord świata, więc nie ma czym się przejmować. Tworzenie nowego rządu po wyborach zajęło w Belgii 493 dni.
- Narzekasz na swoich współobywateli z Walonii, że są leniwi i nie mówią po flamandzku, choć często sam/-a nie mówisz dobrze po francusku.
- Zazwyczaj w piątki kupujesz frytki i inne specjały (frikadele – różnego rodzaju mielone mięso, smażone na głębokim oleju) z pobliskiej „Frituur” (smażalnia frytek). Spożywasz całość koniecznie z majonezem.
- Na przywitanie i pożegnanie całujesz znajomych w policzek od jednego do trzech razy (zależy).
- Jesz kanapkę z kawałkami czekolady pomiędzy dwiema kromkami i uważasz to za smaczne.
- Uwielbiasz préparé – jest to surowe, mielone mięso zmieszane z majonezem i przyprawami. Jedzone na kanapce. Często na wierzch kładzie się posiekaną cebulę z korniszonem.
- Uwielbiasz kolarstwo. W całej Flandrii odbywa się wiele wyścigów kolarskich i zawsze cieszą się ogromnym zainteresowaniem.
- Co niedziela jeździsz do rodziny na lunch lub ciasto.
- Uważasz, że 50 km to daleka podróż.
- Do wycierania nosa używasz tylko chusteczek z materiału.
Powyższa lista jest oczywiście wybiórcza i niekompletna.
Z pewnością niektóre kulinarne preferencje Flamandów nigdy nie staną się moimi. Jakoś chleb z kawałkami czekolady na śniadanie do mnie nie przemawia. Surowego mięsa również nie tknę, choć przecież w Polsce też się je jada. Natomiast uwielbiam zdrobnienia. Konwersacja chociażby w sklepie od razu staje się przyjemniejsza. Mówiąc po flamandzku, zauważam, jak bardzo często używam słowa „amai!”. Sam fakt dostrzeżenia tego w swoich wypowiedziach wydaje mi się zabawny. Przeglądając wypowiedzi belgijskich ekspatów w internecie, natknęłam się wielokrotnie na opinię, że Belg zapytany, czy idziemy na lunch/posiłek, najpierw spojrzy na zegarek, by sprawdzić która jest godzina, zanim odpowie.
Ja tego podczas mojej emigracji nie zauważyłam, lecz czytając to, uświadomiłam sobie, że też tak robię. Być może przyjęłam to zachowanie automatycznie, w ogóle tego nie zauważając? Zastanawiam się, ile jeszcze sposobów bycia przejmę z czasem z mojego nowego kraju zamieszkania. Jedno jest pewne, nadal będę piła herbatę i czajnik elektryczny będzie w wyposażeniu mojego domu. Wielu Flamandów natomiast grzeje wodę na herbatę w kuchence mikrofalowej (o ile ją w ogóle pija). Notabene kuchenki mikrofalowej nie posiadam, czym często wywołuję konsternację wśród moich znajomych Flamandów. Jak widać, zdziwienie często działa w dwie strony…
Honorata Demczuk
Haha jak wiele pokrywa się z moimi obserwacjami!
miło mi, że nie jestem osamotniona w tych obserwacjach. 🙂
Kanapka z czekolada przebija wszystko haha